Przepisy nie gwarantują bezstronności oceny wniosków o dotacje. Część z nich przygotowują dla przedsiębiorców pracownicy urzędów, a wybierają je potem ich koledzy.
Niektórzy urzędnicy dorabiają sobie po godzinach pracy, świadcząc usługi doradztwa. Przygotowują m.in. unijne projekty przedsiębiorcom. Proceder jest nieetyczny, bo firmy, które korzystają z ich usług, zyskują przewagę w konkursach. Pozwalają jednak na to niedoskonałe przepisy.

100-proc. skuteczność

DGP dowiedział się, jak działa ten mechanizm. Było to możliwe dzięki prowokacji, którą zorganizowało dwóch przedsiębiorców z województwa opolskiego. Tam pisaniem wniosków o dotacje dla firm z regionalnego programu operacyjnego zajmuje się zastępca dyrektora departamentu ochrony środowiska w urzędzie marszałkowskim. Dorabia w ten sposób od dawna. Do 2012 r. miał zarejestrowaną firmę AB Konsulting. Po skargach, które wpłynęły na niego do marszałka, dwa lata temu musiał dokonać wyboru: praca w urzędzie lub działalność gospodarcza. Wyrejestrował wówczas firmę, ale nie zaprzestał dodatkowej aktywności. Twierdzi, że może ją prowadzić, bo nie ocenia wniosków, które pomógł przygotować.
– Nie zasiadam osobiście w zespole oceniającym projekty. Są tam jedynie pracownicy z mojego wydziału. Nie piszę też wniosków, a jedynie pomagam koledze – tłumaczy się w rozmowie z DGP.
Inne fakty ustalili jednak przedsiębiorcy. Urzędnik zgodził się za pieniądze poprawić ich biznesplan i napisać wniosek aplikacyjny do trwającego właśnie konkursu na inwestycje w mikroprzedsiębiorstwach. Przedsiębiorcy udostępnili nam korespondencję mailową. Z ich relacji wynika, że wicedyrektor w rozmowie telefonicznej chwalił się tym, że pomagał przygotować 10 projektów do aktualnego konkursu. Usłyszeli, że jego stawka to 2 tys. zł za opracowanie kompletnego wniosku.
– Wiedza o tym na naszym lokalnym rynku jest powszechna. Jego usługi polecają wręcz inni urzędnicy. Jest przedstawiany jako osoba w 100 proc. skuteczna – relacjonuje jeden z naszych informatorów, proszący o anonimowość.
Jednak pracodawca urzędnika podkreśla, iż ten zaprzestał działalności gospodarczej, a następnie nie występował do marszałka o zgodę na jej prowadzenie.
– Do urzędu marszałkowskiego nie wpłynęły informacje o rzekomym płatnym doradztwie dotacyjnym prowadzonym przez naszego pracownika – stwierdza Arkadiusz Kuglarz, rzecznik marszałka województwa opolskiego.

Konflikt interesów

Zdaniem ekspertów w opisanym przypadku może jednak zachodzić podejrzenie o brak bezstronności urzędnika. A tego zabrania prawo.
Zgodnie z art. 30 ust. 1 ustawy z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1202) osoba zatrudniona na stanowisku urzędniczym, w tym kierowniczym, nie może wykonywać zajęć pozostających w sprzeczności lub w związku z jego obowiązkami służbowymi.
– Trzeba jednak udowodnić, że istniał związek między jego dodatkowymi zajęciami a tymi, które wykonuje w ramach obowiązków służbowych, co może być trudne, jeśli pracownik osobiście nie ocenia wniosków – zastrzega Stefan Płażek, adwokat, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Sytuacja jest jednak mocno niehigieniczna, dlatego że urzędnik może być orędownikiem projektu, który sam pomagał pisać. Pracuje w zespole ludzi, od których zależy powodzenie wniosku. Oni wzajemnie wywierają na siebie wpływ i są od siebie współzależni – dodaje.
– Jeśli pracownik naruszył art. 30 ustawy o pracownikach samorządowych, to podejmiemy odpowiednie działania, które przewidują przepisy – deklaruje Arkadiusz Kuglarz.
Zgodnie z art. 30 ust. 2 w sytuacji, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie o stronniczość lub interesowność urzędnika, pracodawca niezwłocznie rozwiązuje z nim bez wypowiedzenia stosunek pracy lub odwołuje go ze stanowiska.

Nierówna konkurencja

Przypadek wicedyrektora z Opola nie jest odosobniony, choć najczęściej dorabiają w ten sposób szeregowi pracownicy urzędów.
– Z mojego rozeznania rynkowego wynika, że wielu z nich jest zaangażowanych w pisanie wniosków. I nie chodzi o bezinteresowną pomoc dla beneficjentów. W sytuacji, gdy ktoś prowadzi taką działalność i bierze za to pieniądze, rodzi się podejrzenie konfliktu interesów – podkreśla Jerzy Kwieciński, ekspert BCC ds. funduszy europejskich.
Potwierdzają to firmy konsultingowe, które muszą rywalizować o klientów z dorabiającymi urzędnikami.
– To jest nierówna konkurencja. Najgorzej jest w województwach. Praktycznie nie podejmujemy się pisania wniosków do konkursów o dotacje w regionalnych programach operacyjnych, bo z urzędnikami nie da się konkurować. Ich wnioski zawsze przechodzą – wskazuje Aleksander Szalecki z firmy konsultingowej Stratego.
Zdaniem ekspertów pracownicy urzędów marszałkowskich są bezkarni z powodu niedoskonałego prawa.
– Art. 30 ustawy o pracownikach samorządowych ma ewidentną wadę. Pracodawca musi czekać na efekt, czyli złapać pracownika za rękę. Ten ostatni zaś musi rozstrzygać we własnym sumieniu, czy podejmując dodatkową działalność, wstąpił już na pole minowe, a dowie się o tym, jak mu urwie nogę, czyli zwolnią go z pracy, czy też nie – wyjaśnia Stefan Płażek.
Dodaje, że w ustawie brakuje instrumentu prewencyjnego, który pozwoliłby zapobiec nieuczciwym praktykom pracowników.
– Moim zdaniem urzędy powinny tworzyć wewnętrzne akty o charakterze wykładni art. 30, które wskazywałyby, jakie działania pracodawca uważa za prawidłowe, a jakie za naganne. Pracownicy musieliby się z nimi zapoznać i je podpisać, a to działałoby jak straszak – uważa Stefan Płażek.