Zamiast sprawdzać zagraniczne spółki wykorzystujące nasz system ubezpieczeń, organ rentowy spiera się o obroty z polskimi przedsiębiorcami.
Firmy, które delegują zatrudnionych do pracy w innych państwach UE, obawiają się niekorzystnych rozstrzygnięć ZUS. Tym bardziej że ostatnio po stronie zakładu staje Sąd Najwyższy. Chodzi o możliwość opłacania do polskiego organu rentowego składek na ubezpieczenia społeczne za pracowników delegowanych.

Sporne obroty

Przepisy unijne wskazują, że firma może tak robić, jeśli w Polsce prowadzi znaczącą działalność. Jak ją ustalić, wyjaśnia „Praktyczny poradnik” wydany przez unijną Komisję Administracyjną ds. Koordynacji Systemów Zabezpieczenia Społecznego. Wskazuje on, że przy ocenie należy brać pod uwagę, czy firma osiąga 25 proc. obrotu w państwie, z którego pracownicy są wysyłani. Zastrzega jednak, że nie może być ono uważane za kryterium wyłączne czy decydujące.
Choć poradnik nie jest aktem prawnymi i nie zawiera obowiązujących przepisów, a tylko wskazówki interpretacyjne, to na nim w głównej mierze opierają się organy stosujące prawo. Jak wskazują przedsiębiorcy, ZUS często je upraszcza i wymaga posiadania dokładnie 25 proc. obrotów krajowych.
Takie rozumienie przyjął ostatnio także Sąd Najwyższy w wyrokach z 4 czerwca 2014 r. (sygn. akt II UK 550/13 i 565/13). SN uznał w nich, że firma nie może opłacać składek za swoich pracowników do ZUS przy obrocie krajowym na poziomie 12 proc. Tymczasem w prawomocnych orzeczeniach z poprzednich lat sądy dopuszczały to nawet przy niższym obrocie.
– SN usztywnił znaczenie tych 25 proc., choć to tylko jedno z kryteriów mających pomóc w ocenie, czy na terenie państwa wysyłającego prowadzona jest znacząca – co nie oznacza, że znaczna – część działalności. SN dał sądom niższej instancji wskazówki interpretacyjne, których zastosowanie może być katastrofalne w skutkach dla wielu małych firm, które nie mają obrotów na tym poziomie – wskazuje dr Marek Benio, ekspert stowarzyszenia Inicjatywa Mobilności Pracy.

Problem z wykładnią

Zdaniem firm delegujących sądy niższego rzędu zaczęły już traktować wymóg 25 proc. w taki sam sposób, co SN.
– Orzeczenia Sądu Najwyższego stwarzają niebezpieczny precedens. Jeśli w ich następstwie ZUS i sądy będą podważać podleganie przez pracowników delegowanych polskiemu systemowi ubezpieczeń społecznych, firmy będą zmuszone uiszczać ogromne kwoty do organów rentowych w innych państwach UE nawet za kilka lat wstecz, a to może skończyć się ich bankructwem – uważa Radosław Gałka, ekspert Polskiej Izby Handlu.
Podkreśla, że w polskim prawie brakuje definicji obrotu, a kryterium to jest wyjątkowo nieadekwatne, m.in. dlatego że wynagrodzenia pracowników w Europie Zachodniej są czterokrotnie wyższe niż u nas, a tym samym obrót wypracowany przy zatrudnieniu pracownika w Polsce jest też czterokrotnie niższy niż za granicą.
PIH zwraca też uwagę, że ustalenie miejsca osiągnięcia obrotu opiera się na kryterium siedziby firmy, której wystawia się fakturę. Jeśli więc np. polska agencja zatrudnienia udostępni swojego pracownika rodzimemu pracodawcy, którego ten wyśle następnie za granicę, obrót będzie traktowany jako polski. Jeżeli faktura będzie natomiast wystawiona pracodawcy zagranicznemu, którego personel pracuje w naszym kraju – obrót będzie traktowany jako obcy.
– To wymaganie może nie być spełnione także przez firmę od lat legalnie działającą w Polsce. Wystarczy, że w jednym roku uzyska ona duży kontrakt zagraniczny, który będzie stanowił np. 90 proc. jej obrotów. Wówczas zgodnie z rozumowaniem SN nie będzie już mogła odprowadzać do ZUS składek za pracowników wysłanych za granicę – zauważa radca prawny Sławomir Paruch, partner w Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy.
– W ten sposób ZUS eliminuje z rynku uczciwych przedsiębiorców, u których zamówienia usług zza granicy zdominowały na pewien czas działalność. Nie jest to trudne – jedno zlecenie z innego kraju może mieć wartość trzech podobnych na terenie Polski. Ofiarami takiej uproszczonej oceny znaczącej działalności padają najczęściej najmniejsi przedsiębiorcy – twierdzi Marek Benio.
Przedsiębiorcy zarzucają, że takie badanie wielkości obrotów nie prowadzi do zwalczania faktycznych nadużyć przy delegowaniu. Są one domeną spółek skrzynek pocztowych, które w kraju wysyłającym tworzą swoje biura tylko po to, by móc rekrutować i delegować pracowników. Wykorzystują też delegowanie zwrotne: firmy zagraniczne do swoich oddziałów w Polsce przerzucają zatrudnione u nich osoby tylko po to, by skorzystać z tańszego systemu ubezpieczenia społecznego i delegować je z powrotem do swojego kraju.
– Takie nadużycia są coraz trudniejsze do wykrycia, bo takie firmy tworzą sieć podmiotów gospodarczych, które wzajemnie świadczą sobie usługi, fakturując je w Polsce i w ten sposób nakręcają obroty krajowe. Bywa, że powstaje międzynarodowa sieć powiązań, swego rodzaju platforma do delegowania pracowników. Ostry kurs wobec rodzimych przedsiębiorców bynajmniej nie zbliża do ich wykrycia, bo często zawierane przez nie umowy nie są fikcyjne, a tylko niepotrzebne z biznesowego punktu widzenia – przekonuje Marek Benio.

Apel przedsiębiorców

W tej sytuacji PIH zwróciła się ostatnio do resortu pracy z postulatami wprowadzenia rozwiązań, które mogłyby wpłynąć na zmianę stanowiska ZUS i sądów. Wnioskowała m.in. o powołanie przy ministrze pracy komitetu do spraw delegowania pracowników, podjęcie rozmów z ZUS w celu ustalenia takiej wykładni prawa, która zapewni rodzimym przedsiębiorcom bezpieczeństwo, a także podjęcie działań mających na celu zmiany w „Praktycznym poradniku”.
– Rozważane jest przedstawienie tej problematyki na posiedzeniu właściwych zespołów trójstronnej komisji. Podjęcie dyskusji w jej ramach umożliwi szeroką wymianę opinii i zaangażowanie wszystkich zainteresowanych podmiotów. Propozycja powołania zespołu ds. delegowania pracowników przy ministrze pracy i polityki społecznej jest również warta rozważenia – powiedział wczoraj DGP Radosław Mleczko, wiceminister pracy.

Ślepy ZUS

– Wyroki SN zostały wydane po kasacjach wniesionych ze strony organu rentowego. Zastanawiające jest, dlaczego ZUS, mimo niekorzystnych dla siebie orzeczeń w niższych instancjach, do końca domaga się ustalenia, że nie on jest instytucją właściwą w sprawie ubezpieczeń społecznych, tylko organ zagraniczny. Przecież w ten sposób sam działa na swoją szkodę. Jeśli wyrok przesądzi, że składki powinny być opłacone w innym kraju UE, to będzie musiał zwrócić ich równowartość przedsiębiorcy – zauważa Radosław Gałka.
Podkreśla, że w wyniku takiego rozstrzygnięcia firma będzie musiała wpłacić do zagranicznego organu rentowego dużo większe kwoty. Jeśli sobie z nimi nie poradzi i upadnie, straci na tym całe państwo. Poszkodowani mogą być także pracownicy, bo ich należności do organów rentowych w innym państwie UE nie zawsze będą opłacone, np. z powodu niewypłacalności pracodawcy czy przedawnienia płatności.
– Jeśli np. w innym kraju przedawnienie następuje szybciej niż w Polsce i przedsiębiorca nie uiści części składek za pracownika, to okres ten może nie być mu zaliczony przy ustalaniu uprawnień z zabezpieczenia społecznego, np. emerytury. Choć ciągłość ubezpieczenia nie jest w dzisiejszym stanie prawnym niezbędna, to utrata części składek może być dla pracownika dotkliwą dolegliwością – wskazuje Sławomir Paruch.