Tylko w systemach totalitarnych orzeczenia sądowe są identyczne - mówi w wywiadzie dla DGP Waldemar Żurek, członek Krajowej Rady Sądownictwa
Niedawno sędziowie z tego samego wydziału sądu okręgowego w Warszawie wydali dwa różne wyroki w identycznej sprawie. Chodziło o osoby wykonujące na podstawie umowy o dzieło dokładnie te same obowiązki. Trzy osoby sprawę wygrały, jedna przegrała. Jak to możliwe?
Najpierw chciałbym zaznaczyć, że wszystkie te orzeczenia nie są prawomocne. Wracając jednak do opisanego przypadku: otóż każdy obywatel może zwrócić się do przewodniczącego właściwego wydziału, by w trybie rozporządzenia regulamin urzędowania sądów powszechnych udostępnił akta z uwagi na ważny interes społeczny. Oczywiście to autonomiczna decyzja przewodniczącego, który oceni, czy zachodzi taka potrzeba. Dopiero ewentualna analiza akt mogłaby dać odpowiedź, czy podstawy prawne i faktyczne tych spraw rzeczywiście były identyczne. Bez tego narażamy się na stronniczość. Sam bowiem widziałem kilka razy sprawy, które wydawały się takie same, ale różniły się w szczegółach, bo np. pracownik otrzymywał dodatkowe polecenia ustnie. Jednak o tym, czy rzeczywiście je wykonywał, nie było słowa w umowie.
Jak sądy w praktyce radzą sobie z rozbieżnościami w sprawach pracowniczych?
Podstawowym trybem korygowania orzeczeń pod kątem ich ujednolicenia jest dwuinstancyjność sądownictwa oraz działalność Sądu Najwyższego. Sąd odwoławczy, który zawsze obraduje w składzie co najmniej trzyosobowym, dba o ujednolicanie orzeczeń sądów pierwszej instancji. Jeżeli stwierdzi szczególne uchybienie w wykładni, oprócz uchylenia wyroku może wytknąć sędziemu błąd i ukarać go tzw. wytykiem orzeczniczym. Ostatnią deską ratunku jest Sąd Najwyższy, którego ustawowym zadaniem jest czuwanie nad jednolitością orzecznictwa. Podobną rolę pełni Naczelny Sąd Administracyjny. Gorzej, gdy rozbieżności będą się powtarzać.
Co wtedy?
Wtedy przewodniczący wydziału lub prezes sądu zwołuje zebranie sędziów, na którym odbywa się coś w rodzaju burzy mózgów. Każdy musi podać argumenty, dlaczego tak, a nie inaczej odczytał normę prawną. Dyskusje potrafią być ciekawe i zażarte. Z wieloletniej praktyki wiem, że mądry sędzia da się przekonać mądrej argumentacji. Ale nikt nie może sędziemu narzucić poglądu prawnego i to jest dobre rozwiązanie. Tak funkcjonuje wymiar sprawiedliwości na całym świecie.
Istnieją różnice w orzekaniu pomiędzy regionami. Jeśli chodzi o ubezpieczenia społeczne, widać to na przykładzie Warszawy i Lublina. W sprawach przedsiębiorców sądy w stolicy częściej przychylają się do racji firm, w drugim mieście ZUS-owi.
Rzeczywiście mamy regionalizmy. Czasem z przymrużeniem oka mówimy, iż dane prawo to się u nas „nie przyjęło”. Profesorowie, którzy razem pracują w komisjach kodyfikacyjnych, potem rozjeżdżają się do swoich uniwersytetów i prezentują studentom czasem subtelnie odmienne poglądy i teorie interpretacyjne. Ale tak funkcjonuje prawo. W efekcie kształtują się różne nawyki i kultura prawna. Na szczęście „schodzą się” one wszystkie w Sądzie Najwyższym, który poprzez swoje orzecznictwo ujednolica prawo. I nic lepszego na razie nie wymyślono. Regionalizmy dobrze widać na przykładzie prawa zwyczajowego. Pewien sędzia udowodnił kiedyś w pracy naukowej, że wiatr halny wpływa na wzrost liczby bójek na Podhalu. Pytanie, czy traktować to jako okoliczność łagodzącą, bo np. w Wielkopolsce nie ma halnego. To trudne, ale sędzia musi sam decydować w swoim sumieniu i brać na siebie odpowiedzialność.
Przyporządkowanie przepisu do stanu faktycznego nie może się odbyć bez jego interpretacji. Czy ten proces da się jakkolwiek usystematyzować?
To jest w istocie pytanie o właściwą interpretację prawa i niezawisłość, której nie da się wtłoczyć w gorset pasujący do wszystkich. Wykładnia prawa odbywa się bowiem nie tylko zgodnie z zasadami logiki i doświadczenia życiowego. Sędzia powinien także patrzeć, jak dana norma ma być odczytywana na danym etapie rozwoju społeczeństwa. Ale musi to robić w ramach prawa. To może nie być łatwe, a w sprawach trudnych decydować mogą poglądy sędziego, jego sposób myślenia. W tej sytuacji warto korzystać ze skargi kasacyjnej. Sąd Najwyższy ujednolica tę wykładnię i to nas na końcu ratuje.