Zorganizowanie strajku wiąże się z organizacją referendum, zgłaszaniem, terminami oraz innymi wymogami, a także z ewentualną odpowiedzialnością. – Łatwiej podjąć decyzję o innej formie protestu i przekonać do niej załogę – mówi Paweł Śmigielski, ekspert OPZZ.
Nieprzypadkowo więc w ostatnich miesiącach w mediach pojawiają się informacje o klientach płacących groszami za zakupy w jednej z sieci, wzywaniu do bojkotu sklepów naruszających prawa pracownicze, akcjach ulotkowych, pikietach, inscenizacjach ilustrujących trudne warunki pracy itp.

Lapidarne przepisy

W obronie praw i interesów, które mogą być przedmiotem sporu zbiorowego, mogą być stosowane inne niż strajk formy akcji protestacyjnej, niezagrażające życiu lub zdrowiu ludzkiemu, bez przerywania pracy, z zastrzeżeniem przestrzegania obowiązującego porządku prawnego. Wynika to z art. 25 ustawy z 23 maja 1991 r. o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (Dz.U. nr 55, poz. 236 ze zm.). Poza tym przepisy przewidują, że akcje protestacyjne można przeprowadzić po przejściu procedury związanej z wszczęciem i prowadzeniem sporu zbiorowego.
Problem w tym, że ustawa o sporach zbiorowych ogranicza pole do prowadzenia sporów zbiorowych. Według jej przepisów spór zbiorowy pracowników z pracodawcą może dotyczyć warunków pracy, płac lub świadczeń socjalnych oraz praw i wolności związkowych pracowników lub innych grup. Są wątpliwości, czy spór może dotyczyć m.in. sposobu zarządzania firmą, jej strategii działania i rozwoju, czyli istotnych dla załogi kwestii. Skoro w tych sprawach nie może być sporu, to zgodnie z przepisami nie może być także strajku albo innych akcji protestacyjnych.
– Związki są związane ustawą, powinny więc szukać innych form nacisku na pracodawcę niż strajk czy akcja protestacyjna. Może to być informowanie o problemie mediów lub polityków. Jeśli podejmą nielegalne działania, to muszą się liczyć z konsekwencjami – tłumaczy Izabela Zawacka, radca prawny z kancelarii Wojewódka i Wspólnicy.
Często protesty lub happeningi mające na celu doprowadzenie do uznania przez pracodawcę sporu i podjęcia rozmów są przejawem bezsilności. Związki nie mają żadnych narzędzi formalnych, by zmusić pracodawcę do wejścia w spór i kolejne jego etapy.
– Takie sytuacje są coraz częstsze. Pracodawca jest sędzią we własnej sprawie. By skutecznie działać, związki muszą działać niekonwencjonalnie – wyjaśnia Paweł Śmigielski.
Skierowanie sprawy dotyczącej niepodjęcia rokowań do Państwowej Inspekcji Pracy nie załatwia sprawy, gdyż inspektorzy pracy nie mają uprawnień, by zobowiązać pracodawcę do podjęcia rozmów i formalnego uznania i zakończenia sporu zbiorowego. Inspektorzy mogą jedynie wydać w tej sprawie niewiążące wystąpienia.
Związki mogą działać pośrednio i realizować poszczególne etapy sporu bez udziału pracodawcy. Tak dochodzą do poziomu uprawniającego do strajku czy protestów. Jeżeli firma będzie wyciągać konsekwencje w stosunku do protestujących, to sąd będzie badał, czy nieuznawanie sporu przez pracodawcę było zasadne.

Solidarność i wsparcie

Strona związkowa stawia na solidarność i wzajemne wspieranie swoich inicjatyw. Nie dziwią więc coraz częstsze akcje związków, które popierają prowadzącą spór z pracodawcą organizację albo stają w obronie naruszanych praw związkowych, np. w wypadku zwolnienia z pracy związkowców. W ostatnich latach takie solidarnościowe pikiety były prowadzone pod siedzibami firm, a nawet domami prezesów, którzy zwolnili z pracy działaczy związkowych.

Zgromadzenie publiczne

Pod koniec ubiegłego roku kilkudziesięciu związkowców „Solidarności” z różnych zakątków Polski pikietowało w Inowrocławiu przed domem jednego z prezesów spółdzielni mleczarskiej, który ich zdaniem łamał prawa pracownicze i związkowe.
– Mamy wolności obywatelskie i można z nich korzystać także poprzez wyrażanie swojej opinii. Jeżeli pikietuje mała grupa do 10 osób, to taka akcja jest jak najbardziej legalna. Jeśli jest większe zgromadzenie, to wówczas należy stosować się do przepisów ustawy z 5 lipca 1990 r. o zgromadzeniach publicznych (Dz.U. nr 51, poz. 297). Pikietujący muszą pamiętać, by swoimi działaniami nie naruszyć dóbr osobistych innych osób – przypomina Janusz Żołyński, radca prawny.