1,3 mln Polaków dostawało w 2012 r. nie więcej niż 1500 zł brutto. Tych osób jest aż dwa razy więcej, niż do tej pory szacowali eksperci. Dotychczas pewne było jedynie to, że minimalną pensję otrzymuje ok. 358,1 tys. pracowników firm zatrudniających ponad 9 osób. Poznaliśmy pierwsze opracowanie GUS, które analizuje zjawisko w skali całej gospodarki.
Liczba osób zatrudnionych, które otrzymywały w 2012 r. wynagrodzenie brutto nieprzekraczające minimalnej płacy / Dziennik Gazeta Prawna

Z analizy wynika, że w mikroprzedsiębiorstwach płacą minimalną musiało się zadowolić aż... trzy czwarte zatrudnionych na podstawie umowy o pracę (941,9 tys.).

– Te dane są zatrważające – komentuje dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. Jego zdaniem rzeczywiste dochody pracowników mogą być jednak wyższe. Dlaczego? Bo pracodawcy rozliczają się ze swoimi pracownikami pod stołem. – Cel to unikanie zbyt wysokich pozapłacowych kosztów pracy – wyjaśnia Wojciechowski.

Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ „Solidarność”, układ etat z minimalną pensją plus reszta wynagrodzenia w innej formie nazywa miksem. Takie określenie jest popularne wśród pracowników i pracujących. Według prof. Ryszarda Bugaja z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN to patologia.

Jak wynika z naszych kalkulacji, 2013 r. nie był pod tym względem lepszy niż 2012 r. Pracodawcy nie rozpieszczali pracowników i trzymali płace na uwięzi. Liczba Polaków „minimalnych” utrzymywała się zatem na podobnym poziomie.

Brytyjczycy mają wyzerowanych, my minimalnych

Gusowskie dane o Polakach na płacy minimalnej dotyczą 2012 roku. 1,3 mln osób otrzymywało wówczas na rękę nieco ponad 1111 zł (1500 zł brutto) miesięcznie.
– To wynagrodzenie wystarczało na utrzymanie jednej osoby na poziomie minimum socjalnego – zauważa prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS).
Ale to dotyczy tylko takich osób, które miały ponad roczny staż pracy. Bo ci, którzy mieli krótszy, mogli otrzymywać 80 proc. płacy minimalnej – 902 zł do ręki. A minimum socjalne dla pracowniczego, jednoosobowego gospodarstwa domowego wynosiło wówczas 1027 zł.
Tym bardziej minimalne wynagrodzenie nie wystarczało na utrzymanie przeciętnej rodziny. Dla czteroosobowej familii minimum socjalne wyliczone przez IPiSS przekraczało 3379 zł. Już z samej definicji minimum pozwala na zaspokojenie potrzeb na niskim poziomie. Umożliwia np. pokrycie kosztów związanych z mieszkaniem, wyżywieniem, posiadaniem i wychowaniem dzieci, utrzymywaniem kontaktów rodzinnych i towarzyskich oraz ze skromnym uczestnictwem w kulturze.
Analitycy przekonują, że rzeczywiste dochody pracowników mogą być jednak wyższe. – Pracownik dostaje minimalne wynagrodzenie i od tego odprowadzana jest składka ubezpieczeniowa. Ale dostaje także dodatkowe możliwości zarobkowania na przykład na podstawie umowy o dzieło lub otrzymuje pewne kwoty pod stołem – twierdzi prof. Ryszard Bugaj z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN. To jego zdaniem świadczy o patologii występującej na rynku pracy.
Marek Lewandowski, rzecznik prasowy „Solidarności”, mówi, że na układ etat z minimalną pensją plus reszta wynagrodzenia w innej formie mówi się „miks”. Miksy, zdaniem Lewandowskiego, znacznie rzadziej zdarzają się w dużych zakładach, gdzie ryzyko anonimowego donosu do Państwowej Inspekcji Pracy, a w efekcie kontroli, jest większe. Jednocześnie Aleksander Kozicki, zastępca przewodniczącego gdyńskiej „S”, twierdzi, że zjawisko występuje w sektorze stoczniowym, gdzie rzadko zdarza się spotkać zatrudnionego na etat. – To przywilej pracowników, na których najbardziej zależy pracodawcy, kierowników i mistrzów. Inni hulają na żywioł i indywidualnie umawia się z pracodawcą m.in. na etaty cząstkowe. Przy czym zdarza się, że reszta wynagrodzenia wypłacana jest na czarno – relacjonuje Kozicki.
O tym, że zatrudnienie na etat przy minimalnym wynagrodzeniu z resztą wynagrodzenia wypłacaną w innej formie jest najbardziej powszechne w firmach zatrudniających po kilka osób, dobrze wie K., pracownik niewielkiego wydawnictwa z Mazowsza. K. nie zgadza się rozmawiać pod nazwiskiem. Poza pensją minimalną, która spływa na jego konto, resztę wynagrodzenia otrzymuje w kopercie od przełożonego. Przy czym o zawartości koperty każdorazowo decyduje szef, a ta ostatnimi czasy spadła, gdyż – jak mówi kierownictwo – kryzys poważnie odbił się na dochodach firmy. K. nie jest jedynym zatrudnionym w wydawnictwie, który znajduje się w takiej sytuacji.
Podobna wystąpiła przed kilku laty w firmie z woj. zachodniopomorskiego, gdzie szukano oszczędności. Był tam zatrudniony M., informatyk. I wszystkim zatrudnionym w jego dziale zaproponowano zatrudnienie na etat z minimalnym wynagrodzeniem, a resztę mieli otrzymywać za podwykonawstwo jako zewnętrzne firmy.
– Poczułem się, jakby ktoś chciał mnie oszukać. Nie dość, że oznaczało to koniec z nadgodzinami, to jeszcze pracodawca pozbywał się odpowiedzialności za pracę wykonaną przez nas jako osobne firmy – mówi M. Efektem była zmiana pracy. Ale nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić.
Bo inny problem – podkreślają analitycy – że w związku z wysokim bezrobociem pracodawcy płacą często tylko tyle, ile muszą, nie więcej, niż wynosi płaca minimalna. Bo chętni do pracy i tak ustawiają się w długiej kolejce.