W tym roku armię opuści 3 tys. żołnierzy mniej niż rok wcześniej. Rezygnacje ze służby wśród podoficerów są niepokojące, bo w niekontrolowany sposób wojsko traci specjalistów - mówi Czesław Mroczek, sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej.
Rząd ma zdecydować o kolejnych zachętach dla ochotników do służby w Narodowych Siłach Rezerwowych. Wątpliwości ma resort finansów. Nie chce zgodzić się, aby pieniądze, jakie żołnierze NSR mają otrzymywać comiesięcznie za gotowość, były nieopodatkowane. Dlaczego?
Ponieważ wynagrodzenia i inne podobne świadczenia są opodatkowane.
W jakim celu MON chce zmienić zasady wynagradzania żołnierzy NSR?
Chcemy stworzyć system motywacyjny zachęcający do służby. Obecnie, po rocznych ćwiczeniach, zaliczeniu egzaminu oraz bardzo dobrej ocenie służbowej ochotnicy mogą liczyć na 2 tys. złotych nagrody, która jest zwolniona od podatku. Problem w tym, że część z nich rezygnowała ze służby, bo nie chcieli czekać na pieniądze cały rok. Dlatego chcemy wprowadzić miesięczne uposażenie, które po roku też będzie wynosiło nieco ponad 2 tys. złotych. Skoro nagroda była zwolniona z opodatkowania, to również miesięczne świadczenie nie powinno być opodatkowane. Inaczej to świadczenie nie będzie atrakcyjne, naszym celem nie jest osłabianie dotychczasowych zachęt.
Czy to przyciągnie więcej chętnych do NSR?
Mam nadzieje, że tak. NSR jest swoistym źródłem dopływu kandydatów do zawodowej służby wojskowej. Do tej pory otrzymaliśmy 25 tys. wniosków o wstąpienie do formacji. Z tego 19 tys. osób podpisało z wojskiem kontrakty. Część zrezygnowała, inni trafili do armii zawodowej. Dlatego w NSR wciąż jest tylko 10 tys. żołnierzy, a powinno być 20 tys.
W ubiegłym roku z armii odeszło prawie 7 tys. żołnierzy. Czy w tym roku szykuje się kolejna fala odejść?
Nie. W tym roku będzie ich mniej, bo niespełna 4 tys. osób. Odejścia obejmą zarówno szeregowych jak i oficerów. Najwięcej jednak będzie ich w korpusie podoficerów. I to jest niepokojące. Tym bardziej że odbywa się to w sposób niekontrolowany. Rezygnują też żołnierze, którzy nie nabyli uprawnień emerytalnych, tj. ok. 35 proc. podoficerów. A to jest dla nas ważny sygnał, że służba w armii przegrywa z ofertami pracy na otwartym rynku.
Ale przecież w armii jest za dużo podoficerów i oficerów. Odejście części z nich nie powinno być więc problemem.
Dążymy do tego, aby coraz większą grupę żołnierzy stanowili szeregowi zawodowi. Nie chcemy jednak, aby specjaliści odchodzili w sposób niekontrolowany. Chcemy zbliżyć się do modelu, w którym w korpusie szeregowych będzie ok. 42 tys. żołnierzy, w podoficerskim 37 tys. i 18 tys. w oficerskim.
Czy jest tak mało chętnych, a odchodzących z wojska tak dużo, że MON musi organizować specjalne akcje medialne zachęcające do wstąpienia do armii?
Nie o to chodzi. Chętnych będzie więcej, jeżeli oferta służby będzie atrakcyjniejsza. W tym roku już ją poprawiliśmy. Każdy żołnierz otrzymał po 300 zł podwyżki. Wdrażamy system dodatków motywacyjnych, który premiuje najlepszych w służbie. Młode osoby, które najczęściej trafiają do korpusu szeregowych, są przyjmowane na czas określony i służą np. przez dwa kontrakty. Mamy świadomość, że jeśli w tym czasie okaże się, że na rynku cywilnym znajdują atrakcyjniejszą ofertę pracy, to mogą odejść.
Od stycznia wchodzi reforma służb mundurowych, a tym samym zmienią się zasady nabywania praw emerytalnych. Czy spowoduje to, że chętnych do służby będzie mniej?
W porównaniu do powszechnego systemu emerytalnego, ten dla mundurowych, nawet po zmianach, wciąż będzie atrakcyjny (żołnierz zyska prawo do świadczenia po 25 latach służby i ukończeniu 55. roku życia). Nie obawiam się tego. To nie będzie zasadnicza zmiana od 2013 roku, bo my już od lat nie gwarantowaliśmy żołnierzom uprawnień emerytalnych za sam fakt rozpoczęcia służby. W gorszej sytuacji mogą być inne służby mundurowe, w których nie była przewidziana służba kontraktowa.
Ilu chętnych obecnie poszukuje armia?
Około 3,5 tys. ochotników.



Ale przecież w wojskowych komisjach uzupełnień leży około 17 tys. wniosków o przyjęcie do armii. Dlaczego nie mają szans na służbę? Czy wszyscy ci ochotnicy to tylko bezrobotni bez kwalifikacji?
Nie. Większość z nich nie kwalifikuje się do służby pod względem zdrowotnym. Dlatego odsiew jest bardzo duży.
Zgodnie z przepisami do korpusu szeregowych może trafić już osoba po ukończeniu gimnazjum, a jak jest w praktyce?
Warto przyjść do wojska nawet po gimnazjum, bo dla młodego człowieka czas w wojsku jest zarówno przygodą, jak i możliwością zdobycia dobrego fachu. Ciągłe doskonalenie zawodowe sprawia, że wojsko jest dobrym przykładem instytucji ciągle uczącej się. Siły zbrojne jak mało która z organizacji mają ciekawą ofertę zawartą w systemie rekonwersji. W trakcie służby jest wdrożony system intensywnego szkolenia i licznych kursów. Pomagamy też żołnierzom, którzy odchodzą z armii. Na przykład gdy w czasie służby nauczy się spawania, to wystawimy mu certyfikat potwierdzający te kwalifikacje. Wojsko od pracodawców z otwartego rynku różni się tym, że my mówimy: przyjdź do nas, a uzyskasz odpowiednie kwalifikacje. A nie na odwrót – udowodnij je, to cię przyjmiemy.
Czy poza szeregowymi wojsko poszukuje chętnych do innych korpusów?
Wojsko boryka się z podobnymi problemami, jak rynek cywilny i poszukuje podobnych specjalistów, m.in. z wykształceniem technicznym. Obecnie brakuje nam również lekarzy. Stawiamy jednak na osoby, które będą zdobywać wykształcenie na uczelniach wojskowych, gdzie przez kilka lat najlepiej kształtują się postawy i zachowania przyszłych oficerów. Dlatego do korpusu oficerskiego w pierwszej kolejności chcemy rekrutować przez własne uczelnie wojskowe. Niemniej jednak absolwent uczelni cywilnej po procesie kwalifikacji oraz rocznym studium oficerskim również może trafić do służby zawodowej. Chociaż w założeniu chcemy poprzez to stadium pozyskiwać do korpusu oficerów najlepszych podoficerów zawodowych, którzy posiadają wyższe wykształcenie.
Dlaczego nie wszyscy szeregowi, którzy najpierw podpisują kontrakt na 12 lat, mają szansę na stałą służbę?
To kwestia weryfikacji. Jeżeli sprawdzą się na kontrakcie, to mają szanse na stałą służbę dzięki przejściu do korpusu podoficerów lub oficerów.
Czy MON nie zastanawiał się nad zniesieniem ograniczenia, jakim są 12-letnie kontrakty?
Mamy przepis, który budzi obawy i wymusza wśród żołnierzy pewną aktywność, bo inaczej stracą szanse na służbę stałą. Dlatego nie widzę potrzeby, aby rezygnować z tego 12-letniego ograniczenia.
Czy w przyszłym roku żołnierze też mogą liczyć na podwyżki?
Nie. Mamy już przyjęty budżet przez Radę Ministrów, a sytuacja finansowa państwa w 2013 roku może być znacznie trudniejsza. W całej sferze budżetowej nie ma podwyżek, więc nie będzie ich w przyszłym roku dla żołnierzy.
Skoro jest kryzys, to może te podwyżki, które dostali, też zostaną im cofnięte. To kwestia tylko nowelizacji rozporządzenia. Czy żołnierze mają się czego obawiać?
Nie, gdyż wynikają one z powszechnie obowiązujących przepisów. Jeśli MON chciałby im zabrać te pieniądze, to nie wystarczyłaby tylko prosta zmiana rozporządzenia. Wymagałoby to wypowiedzenia wszystkim żołnierzom stosunku służbowego. A to jest raczej nierealne.



Ale nie mają również co liczyć na zwiększenie uposażenia w kolejnych latach.
Nie do końca. Ci, którzy będą się angażować w służbę, mogą liczyć na specjalne dodatki motywacyjne. Polega to m.in. w korpusie podoficerskim na zdobywaniu trzech klas kwalifikacyjnych. Maksymalny dodatek może sięgać nawet 405 zł miesięcznie.
To chyba słaba zachęta, bo dotychczas na 100 tys. żołnierzy zaledwie 2 tys. dostawało takie dodatki. Czy to się zmieni?
Tak. Po pierwsze zwiększyliśmy wysokości tych dodatków. A po drugie modyfikujemy wymagania dla podoficerów do ich otrzymania. Obecnie tylko żołnierze z bardzo dobrą opinią mogli się o takie wsparcie ubiegać. Po zmianach zyskają je również ci z oceną dobrą. Szacujemy, że w najbliższych latach liczba mundurowych z dodatkiem może zwiększyć się nawet o kilkadziesiąt tysięcy. Zniesienia wymogu oceny bardzo dobrej domagali się sami żołnierze, którzy argumentowali, że dodatek motywacyjny jest poza ich zasięgiem.
Armia szykuje się na duże zakupy sprzętu i uzbrojenia. Czy będzie miał kto go obsługiwać?
Oczywiście. Nawet w korpusie szeregowych mamy żołnierzy z wyższym wykształceniem. Do tego stawiamy na kursy i zakup sprzętu wspierającego proces szkolenia i doskonalenia specjalistycznego. Szkolenie służących w armii to dla nas priorytet i nie zamierzamy na tym oszczędzać.
Na 100 tys. żołnierzy zaledwie 2 tys. to kobiety. Kiedy będzie ich więcej?
Wojsko nie stawia przeszkód kobietom, które chcą służyć. Traktujemy je na równi z mężczyznami. Obecnie w służbie zawodowej służy ok. 2,5 tys. kobiet żołnierzy, w tym słuchaczek szkół wojskowych. Warto zauważyć, że obserwujemy tendencję rosnącą.
Szykują się też zmiany w ustawie o służbie żołnierzy zawodowych. Do korpusu oficerów trafią tylko osoby z wykształceniem wyższym magisterskim. A obecnie do stopnia majora mógł to być licencjat. Dlaczego zwiększane są te wymagania?
W przypadku stanowisk oficerskich nie ma problemu z pozyskiwaniem chętnych, więc przywracamy wymóg posiadania wykształcenia wyższego II stopnia. Również w naszych uczelniach wojskowych na wszystkich kierunkach są przewidziane dwustopniowe studia.
A może to lobby uczelni wojskowych, które boją się zamknięcia?
Nie. Przemawiają za tym potrzeby jakościowe armii wynikające z nowoczesnej techniki, technologii i uzbrojenia oraz rozwoju myśli wojskowej.
Ale nie przywracacie wymogu zdania matury dla kandydatów na stanowiska podoficerskie?
W tym przypadku nie dostrzegamy takiej potrzeby. Tym bardziej że kandydat po technikum może być świetnym fachowcem i wcale nie musi mieć zdanej matury.
Kiedy nowelizacja ustawy o służbie żołnierzy zawodowych trafi do Sejmu?
Maksymalnie w ciągu dwóch miesięcy.