Osiem godzin i do domu – taką zasadę wyznają pracownicy ministerstw i urzędów wojewódzkich. I nie ma się co dziwić. Za dodatkową pracę nie otrzymują rekompensaty. Chyba że są zatrudnieni jako kierowcy albo woźni. Urzędnicy unikają nadgodzin jak ognia.

Zmuszają ich do tego zalecenia szefów, ale też brak przepisów dotyczących rekompensaty za przepracowanie ekstragodzin. Potwierdza to sonda DGP przeprowadzona w urzędach wojewódzkich i ministerstwach.

Jeżeli w ogóle jest mowa o nadgodzinach, to w wybranych jednostkach i w wyjątkowych sytuacjach, np. prezydencji Polski w UE. W 2011 roku średnio jeden urzędnik rządowy przepracował dodatkowo niecałe osiem godzin. Rok wcześniej – 4,5 godziny.

Wyniki sondy potwierdzają opinię Marka Sawickiego, byłego już ministra rolnictwa. W rozmowie z DGP przed kilkoma tygodniami przyznał, że urzędników ma tak dużo, iż nie muszą oni siedzieć w pracy po godzinach. – Ci, którzy się nie wyrabiają, mają ją źle zorganizowaną i przystępują do niej dopiero w godzinach popołudniowych – twierdził.

Żeby więc nie podpaść szefowi albo nie być posądzonym o niewłaściwe rozłożenie czasu pracy, urzędnicy generalnie nadgodzin nie wypracowują. Jeżeli te już występują, to w nielicznych jednostkach. Są też urzędy, w których żaden pracownik nie został w ciągu roku ani godziny po pracy.

Nadgodziny bez rekompensat / DGP

Z danych zebranych przez DGP wynika, że w tych instytucjach, gdzie są nadgodziny, ich liczba waha się od 900 do kilku tysięcy rocznie. Resort sprawiedliwości w ub.r. wypracował ponad dwa tysiące dodatkowych godzin. Statystycznie na jednego zatrudnionego przypadało 2,6 godziny pracy ekstra. W Ministerstwie Pracy liczba nadgodzin wyniosła blisko 1,8 tys.

Dobrze zorganizowaną pracę muszą mieć urzędnicy Ministerstwa Sportu, bo nawet przygotowania do Euro 2012 nie wymagały pracy w nadgodzinach. W 2010 roku urzędnicy ministerstwa uzbierali ich nieco ponad tysiąc. Rok później liczba wzrosła o niespełna 300. W pierwszej połowie tego roku było ich zaledwie 700.

Podobna sytuacja jest w urzędach wojewódzkich. W małopolskim co roku wypracowuje się średnio dwa tysiące nadgodzin. W Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim w 2011 roku było ich ponad 1,2 tys. A w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim od dwóch lat nie odnotowano żadnej nadgodziny.

Ale wśród urzędników są też pracusie. Należą do nich pracownicy skarbówki. Powody występowania tam nadgodzin są co najmniej dwa. Po pierwsze, od kilku lat resort finansów nie zdecydował się na zwiększenie liczby etatów; po drugie, wiele zadań wiąże się z nieprzekraczalnymi terminami. Aż 26 tys. nadgodzin wypracowali urzędnicy Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. To efekt zwolnień. – Cztery lata temu przed redukcjami byli pracownicy, którzy nie mieli za bardzo co robić. Sytuacja ta się zmieniła. Doszły nowe zadania – mówi Iweta Biały z Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego.

Urzędnicy bez nadgodzin i tak mało tracą, bo nie otrzymują za to dodatkowych pieniędzy. Te dostają tylko ci, którzy zajmują się obsługą urzędów (np. kierowcy czy woźni). I oni nadgodzin nie unikają. W Śląskim Urzędzie Wojewódzkim ośmiu kierowców w 2011 roku wypracowało 1,1 tys. godzin nadliczbowych, a urząd zapłacił im 32 tys. zł ekstra. W Warmińsko-Mazurskim Urzędzie Wojewódzkim było to aż 225 tys. zł. W resorcie gospodarki 57 pracowników zarobiło ekstra 162 tys. zł.

Nadgodziny się nie opłacają

W administracji rządowej wciąż nie ma przepisów, które rekompensowałyby urzędnikom pracę po godzinach. Komitet niezależnych ekspertów powołany do monitorowania wdrażania Europejskiej Karty Społecznej uważa, że z przepisów powinien wynikać co najmniej dłuższy odpoczynek zamiast zwiększonego wynagrodzenia za pracę w nadgodzinach. Dlatego domaga się on zmian w ustawie z 21 listopada 2008 r. o służbie cywilnej (Dz.U. nr 227, poz. 1505 z późn. zm.). Gdy była ona uchwalana przed ponad trzema laty, nie uwzględniła ówczesnego żądania komitetu.

Sławomir Brodziński, szef służby cywilnej, zamierza naprawić ten błąd. Podległy mu departament pracuje nad projektem do założeń do zmiany ustawy. Zgodnie z nim urzędnicy otrzymają rekompensatę za pracę w nadgodzinach. Odbędzie się to jednak kosztem zmniejszenia funduszu nagród.

Godzina za godzinę

Urzędnicy i pracownicy służby cywilnej nie mogą żądać pieniędzy za nadgodziny. Nie pozwalają im na to przepisy. Zgodnie bowiem z art. 97 ustawy o służbie cywilnej, jeżeli wymagają tego potrzeby urzędu, członek korpusu służby cywilnej na polecenie przełożonego wykonuje pracę w godzinach nadliczbowych, w tym w wyjątkowych przypadkach także w nocy oraz w niedziele i święta.

Pracownikowi służby cywilnej za pracę zleconą przez szefa wykonywaną po normalnych godzinach pracy przysługuje czas wolny w tym samym wymiarze. Podobnie jest, gdy nadgodziny wypadają w porze nocnej. Urzędnikowi za pracę w niedzielę należy się dzień wolny od pracy w najbliższym tygodniu, a za pracę w święto – w inny dzień wolny. W szczególnych przypadkach czas wolny może być udzielony w okresie bezpośrednio poprzedzającym urlop wypoczynkowy lub po jego zakończeniu.



W praktyce pracownikowi za godzinę dodatkowej pracy przysługuje godzina wolnego. Urzędnikom mianowanym nie należy się nawet to, chyba że pracują nocą. A to oznacza, że nie mają żadnej rekompensaty.

– Artykuł 4 pkt 2 Europejskiej Karty Społecznej przewiduje, że za nadgodziny wszyscy pracownicy, w tym też urzędnicy, powinni mieć zagwarantowane dodatkowe wynagrodzenie lub zwiększony wymiar czasu wolnego – wyjaśnia dr Stefan Płażek, adwokat, adiunkt z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Płacą kierowcom

W lepszej sytuacji są pracownicy spoza korpusu służby cywilnej, którzy zajmują stanowiska wspomagające, np. są kierowcami ministrów lub sprzątają siedziby urzędów. W ich przypadku rozliczenie nadgodzin następuje na podstawie przepisów ustawy z 26 czerwca 1974 r. – Kodeks Pracy (t.j. Dz.U. z 1998 r. nr 21, poz. 94 z późn. zm.). Czyli przysługuje im czas wolny albo wypłata stosownych dodatków do wynagrodzeń.

Niektóre urzędy, które dokonały znacznej redukcji zatrudnienia, zmuszone są zlecać pracownikom dodatkową pracę bez rekompensaty.

– W naszym urzędzie tzw. system pomiaru obciążenia pracą pokazuje, że mamy jej dużo – mówi Halina Stachura-Olejniczak, dyrektor generalna Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego.

Podkreśla, że ci urzędnicy, którzy mają za mało pracy w jednych departamentach, są przesuwani do tych, gdzie z kolei jest jej nadmiar.

Wieloletnie bezprawie

Rządowy projekt założeń do ustawy nowelizującej ustawę o służbie cywilnej przewiduje wprowadzenie rekompensaty finansowej za nadgodziny. Pieniądze na ten cel szefowie urzędów musieliby wygospodarować z własnych budżetów.

Z analizy szefa służby cywilnej wynika, że środki są. Wystarczy mniej przeznaczać na nagrody dla urzędników. Zgodnie z ustawą o służbie cywilnej fundusz nagród powinien wynosić co najmniej 3 proc. W rzeczywistości często sięga 10 proc. I właśnie z tej nadwyżki pieniądze miałyby trafiać na sfinansowanie nadgodzin.

Nie oznacza to jednak, że urzędnicy obligatoryjnie będą otrzymywać ekstra wynagrodzenie za pracę po godzinach. Ostatecznie o tym ma decydować dyrektor generalny. Takie rozwiązanie ma poprawić sytuację szczególnie pracowników urzędów skarbowych, gdzie trudno jest przyznać dzień wolny, bo tam akurat urzędników brakuje.

– Na takie rozwiązanie powinny być dodatkowe pieniądze w budżecie. Nie można zabierać środków przeznaczonych na nagrody – oburza się Tomasz Ludwiński, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych.

Jego zdaniem, jeśli rząd nie ma pieniędzy, to niech przyzna przynajmniej rekompensatę w postaci zwiększonego o 50 proc. wymiaru czasu wolnego za dodatkową pracę. Zaznacza, że urzędnicy boją się często o nią występować, bo są wtedy posądzani o nieudolność i złą organizację zleconych im zadań.

Rząd nie wyklucza, że alternatywnie rekompensata za nadgodziny będzie mogła mieć formę zwiększonego wymiaru czasu wolnego. Zgodnie z projektem za ponadwymiarową pracę o 25 proc. pracownik zyskałby dodatkowe wolne. Wtedy za ekstra pracę przysługiwałoby mu wolne w wymiarze godziny i 15 minut. Z kolei za pracę w niedziele i święta oraz w porze nocnej czas wolny byłby powiększony o 50 proc. Natomiast osoby zatrudnione na wyższych stanowiskach miałyby otrzymywać rekompensatę (50 proc. wymiaru czasu wolnego) tylko za pracę nadliczbową w niedziele i święta lub w nocy.

Nikłe szanse na zmiany

Co ciekawe, sami urzędnicy nie wierzą w szybką zmianę niekorzystnych dla nich przepisów. Zwłaszcza że kancelaria premiera już osiem lat pracuje nad wdrożeniem dostosowującą polskie przepisy do Europejskiej Karty Społecznej.

– Co chwila zmienia się termin przygotowania jej projektu. A my w sprawozdaniach musimy ciągle zapewniać Strasburg, że przepisy zostaną poprawione – twierdzi Joanna Maciejewska z departamentu analiz ekonomicznych i prognoz Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

Sądowe odwołanie

Prawnicy przypominają, że już teraz urzędnicy, którzy mają na swoim koncie nadgodziny, mogą próbować dochodzić rekompensaty przed sądem. Wygranie sprawy nie jest jednak łatwe.

– Taki pracownik nie będzie miał problemu z udowodnieniem dłuższej pracy. Trudniejsze będzie jednak określenie wysokości poniesionej przez niego szkody. Tym bardziej że Karta nie określa poziomu rekompensaty za prace w nadgodzinach – wyjaśnia dr Stefan Płażek.

Wskazuje, że trzeba powołać się na przepisy o zakazie dyskryminacji i za przykład podać osoby pracujące w urzędzie na tzw. stanowiskach wspomagających. One bowiem mają prawo do rekompensaty.