Pracownicy służby cywilnej zyskają dodatkowe zachęty, aby zostać urzędnikami mianowanymi. Wzrosną też ich szanse na zostanie dyrektorami. To główne założenia, jakie mają się pojawić w kodeksie urzędniczym.
Prace nad jednolitą pragmatyką urzędniczą, wzorowaną na przepisach o służbie cywilnej obejmującą pracowników samorządowych i urzędników państwowych, rozpoczęły się w KPRM pod koniec 2016 r. Jak udało się ustalić DGP, są już na ostatniej prostej. Przy tej okazji mają być wprowadzone rozwiązania, które sprawią, że więcej osób będzie chciało się ubiegać o bycie urzędnikiem mianowanym. W kancelarii premiera jest już niemal gotowy projekt ustawy o służbie publicznej (potocznie nazywany też kodeksem urzędniczym). W przyszłym tygodniu Andżelika Możdżanowska, sekretarz stanu w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju oraz członek Rady Służby Publicznej, która odpowiada za jego ostateczne opracowanie, spotka się w tej sprawie z Dobrosławem Dowiatem Urbańskim, szefem służby cywilnej. Ostateczna wersja projektu będzie przygotowana na podstawie rozwiązań, które zostały przedyskutowanie i opracowane w KPRM. Ma być przedstawiona premierowi tuż po wyborach samorządowych.

Z urzędu do urzędu

Jedną z najważniejszych spraw będzie stworzenie uniwersalnego rozwiązania dotyczącego zatrudniania i przenikania pracowników pomiędzy poszczególnymi urzędami.
− Jeśli ktoś już jest urzędnikiem, to powinien bez problemu przejść do pracy z dnia na dzień np. w służbie cywilnej lub do innych urzędów państwowych. Obecnie nie ma możliwości przenikania urzędników między korpusami, co mocno utrudnia funkcjonowanie całej administracji i przez żmudny proces naboru opóźnia jej działania – mówi Andżelika Możdżanowska. – Czasami trzeba szybko reagować. Załóżmy, że urząd wojewódzki do nowych zadań potrzebuje kogoś z urzędu marszałkowskiego − przy niemal identycznych zasadach zatrudniania przejście mogłoby się odbywać z dnia na dzień. Takie rozwiązanie usprawni funkcjonowanie państwa – dodaje.
Zdaniem ekspertów takie zmiany są pożądane.
– Od lat apelowałam o likwidację ustawy o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1915), z której korzystają m.in. kancelarie Sejmu, Senatu i Prezydenta, ale nikt nie był tym zainteresowany, bo tam można zatrudniać bez konkursu praktycznie wszystkich – mówi prof. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej.
– Zgadzam się, że osoby pracujące na podobnych zasadach w gminie, urzędzie wojewódzkim lub ministertwie powinny być zatrudniane z możliwością przenikania się tych urzędów. Nawet z racji zdobywania doświadczenia warto takie rozwiązanie zaproponować. Nie jestem jednak zwolenniczką, aby we wszystkich urzędach, tak jak w służbie cywilnej, odchodzić od konkursów na kierowniczych stanowiskach – przekonuje.

Ścieżka kariery

W projekcie mają się też pojawić zachęty dla najlepszych z najlepszych, czyli urzędników mianowanych. Pierwsza, która już była zapowiadana w kampanii wyborczej, to zwiększenie limitu mianowań dla chętnych spośród pracowników służby cywilnej. W przyszłym roku ma on wynieść 420 osób, a w 2021 r. będzie to 550 osób. Problem jednak jest taki, że od trzech lat ten limit nie jest wypełniany, czyli po prostu brakuje chętnych. Rząd chce więc nie tylko podnieść dodatek służby cywilnej, który obecnie na najniższym poziomie wynosi nieco ponad 880 zł brutto, ale też wprowadzić rozwiązania, które zatrzymają urzędników mianowanych, których kwalifikacje są potwierdzone egzaminem państwowym przeprowadzonym przez Krajową Szkołę Administracji Publicznej. Teraz, gdy zlikwidowano obowiązek konkursów na kierownicze stanowiska, pomimo wysokich kwalifikacji, bardzo często mają oni zablokowaną ścieżkę awansu.
– Chcę wprowadzić do kodeksu urzędniczego taką zasadę, przeniesioną trochę z biznesu, że jednym z dyrektorów, w tym zastępców każdego z departamentów i biur, miałby być obligatoryjne urzędnik mianowany. Byłoby to świetne połączenie – dyrektora z doświadczeniem biznesowym z zastępcą, który jest świetnym fachowcem, z bardzo dobrą znajomością funkcjonowania administracji – mówi Andżelika Możdżanowska.
Urzędnicy w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna
– To nie jest jakieś nowatorskie rozwiązanie, bo takie samo funkcjonuje np. w szkołach. Mamy dyrektora, który jest menedżerem i wie, jak zarządzać placówką oraz finansami, i jego zastępcę, który jest nauczycielem z odpowiednią wiedzą do nadzoru pedagogicznego – dodaje.
Wśród propozycji są też rozważane zmiany, aby przy powołaniu urzędnika mianowanego na stanowisko dyrektora zachowywał on wydłużony wymiar urlopu wypoczynkowego i dodatek służby cywilnej. Wzrost jego najniższej stawki spowodowałby także wzrost pozostałych ośmiu, które można uzyskać średnio co cztery lata.
– Jeśli wszystkie te propozycje zostałyby wprowadzone, to mamy realne szanse na zatrzymanie specjalistów przed odejściem z administracji do rynku. Dzięki takim rozwiązaniom można nie dość, że zapewnić wyższe wynagrodzenie dla fachowców, to jeszcze zadbać o realną ścieżkę kariery w administracji – mówi dr Marian Mazuryk, radca prawny i urzędnik mianowany. I dodaje, że takie rozwiązania mogą doprowadzić do tego, aby co najmniej 10 proc. osób z korpusu było urzędnikami mianowanymi.
Z tą argumentacją zgadza się prof. Krzysztof Kiciński, były wiceprzewodniczący Rady Służby Cywilnej. Jego zdaniem służba cywilna będzie profesjonalna, jeśli będzie stawiać na absolwentów KSAP i pozostałych urzędników mianowanych.