Nasi sąsiedzi zza Odry chcą ograniczyć strumień migrantów do tych z zawodowymi kwalifikacjami. A to może zaostrzyć walkę o pracowników ze Wschodu.
Gdy w odpowiedzi na kryzys migracyjny przed trzema laty kanclerz Angela Merkel zaprosiła przybyszów do Niemiec, liczono, że zapełni to lukę na niemieckim rynku pracy. Szerokim echem odbiły się słowa dyrektora generalnego Daimlera Dietera Zetsche, który powiedział, że uchodźcy mogą stać się fundamentem „kolejnego niemieckiego cudu gospodarczego”. Szybko okazało się jednak, że spośród ponad miliona osób, które do Niemiec napłynęły, niewiele jest w stanie podjąć pracę od razu, bo nie mają odpowiednich kwalifikacji: nie znają języka, a ich umiejętności zdobyte w kraju pochodzenia nie są w Niemczech uznawane. Poza tym procedury legalizujące ich pobyt trwają długo.
Dzisiaj w Niemczech brakuje nawet 1,5 mln pracowników, a co trzecia firma nie jest w stanie wypełnić wakujących stanowisk. W przyszłości może być jeszcze gorzej, bo współczynnik urodzeń u sąsiadów zza Odry jest jednym z najniższych na świecie. Odpowiedzią na brak rąk do pracy ma być nowa polityka migracyjna skoncentrowana w pierwszej kolejności na potrzebach niemieckich pracodawców. Jej podstawowym celem będzie ułatwienie przyjazdu do Niemiec i podjęcia tam pracy osobom z krajów spoza UE. Przyjechać będą mogli jednak tylko ci, którzy mają pożądane na niemieckim rynku pracy umiejętności i spełniają kryteria. Przyznanie pozwolenia na pobyt będzie uwarunkowane wiekiem, znajomością języka i kwalifikacjami zawodowymi.
Nową strategię migracyjną, którą przygotowały trzy resorty: spraw wewnętrznych, pracy i gospodarki, teraz ma zaakceptować cały niemiecki rząd. Plan jest pokłosiem burzliwego sporu o migrację, który trzy miesiące temu poważnie zagroził stabilności niemieckiego rządu. Awanturę wywołał minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer, który domagał się odejścia od polityki otwartych drzwi na rzecz większej kontroli. Jako szef rządzącej w Bawarii CSU Seehofer chce udowodnić skuteczność działania partii na poziomie federalnym przed wyborami w październiku w swoim landzie. Kluczem do tego jest właśnie migracja, ponieważ Bawarczycy coraz bardziej czują się zmęczeni niekontrolowanym napływem przybyszów.
W niemieckiej strategii nie ma na razie mowy o konkretnych krajach, z których mieliby pochodzić pożądani pracownicy. Andrzej Kubisiak z Work Service uważa, że Polska będzie miała się czego obawiać, jeśli sąsiedzi zza Odry skierują swoją ofertę do Ukraińców. – To stanowiłoby dla nas ogromne wyzwanie, bo na polskim rynku pracy nic tak szybko nie rośnie, jak pula wakatów, i to pomimo dużego napływu cudzoziemców – zaznaczył. Niemcy są dla Ukraińców bardziej atrakcyjne, bo tam mogą zarobić trzy razy więcej niż u nas.
Pierwsze obawy o odpłynięcie Ukraińców zatrudnionych w Polsce do Niemiec zrodziło wprowadzenie dla nich przed rokiem ruchu bezwizowego do UE. Nie daje on jednak możliwości podejmowania przez Ukraińców pracy w krajach unijnych, chyba że w szarej strefie. Dlatego na razie wielki odpływ pracowników do Niemiec nie nastąpił, chociaż – jak podkreśla ekspert Work Service – zniesienie obowiązku wizowego odczuła już branża budowlana, gdy robotnicy czasami całymi brygadami wyjeżdżali do Niemiec. – Z naszych doświadczeń wynika, że na zachód udawali się ci, których zniecierpliwiły przedłużające się procedury legalizacji pobytu w Polsce – mówi Kubisiak. W jego ocenie, jeżeli Niemcy zaproponują Ukraińcom uproszczone procedury i pobyt tymczasowy z możliwością legalnej pracy, ryzyko odpływu pracowników z Ukrainy jeszcze wzrośnie.
Doktor Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych uważa, że działania Niemców mające na celu otwarcie się na Ukraińców mogą stanowić pewną konkurencję dla polskiego rynku pracy. – Ale nie wszyscy Ukraińcy wyjadą do Niemiec, bo nie znają języka niemieckiego, który w niektórych przypadkach jest niezbędny, a dodatkowo w Polsce trzyma ich bliskość kulturowa i geograficzna – podkreśliła. Nie wiadomo też, czy Ukraińcy będą w stanie sprostać oczekiwaniom Niemców co do kwalifikacji.
Jak podkreśliła ekspertka, ważnymi kierunkami, wśród których Niemcy mogą szukać pracowników, są rynki azjatyckie. Pracownicy branży IT z Indii znają dobrze angielski i w tym sektorze znajomość tego języka z pewnością wystarczy. – Dla Ukraińców angielski i niemiecki to języki obce, ale niewykluczone, że Niemcy będą dla nich na tyle atrakcyjne, że będzie im się opłacało nauczyć niemieckiego – mówi Łada.
Ograniczenie strumienia migrantów wyłącznie do tych potrzebnych na rynku pracy to kolejny krok w odwrocie od polityki otwartych drzwi. Poprzednio szef niemieckiego MSW wymusił na koalicjantach – CDU Merkel i lewicowej SPD – zatrzymywanie osób bez dokumentów na granicy niemiecko-austriackiej.
Czy działania Seehofera wystarczą, by ograniczyć migrację do Niemiec? – To są rozwiązania odstraszające czy też ewentualnie utrudniające. Napływ migrantów do Niemiec zależy w dużej mierze od sytuacji międzynarodowej oraz od krajów, do których migranci przyjeżdżają jako do pierwszych w UE: Hiszpanii, Włoch, Grecji – powiedziała Łada. Zwróciła uwagę, że dyskutowany plan nie reguluje kwestii uchodźców, lecz skupia się na migracji zarobkowej.