Eksperci mają wątpliwości, jak będzie funkcjonował nowy korpus pracowników administracji wyborczej. Problemy pojawiają się przy ich zatrudnieniu i wynagradzaniu.
Korpus urzędniczy ma liczyć ok. 6 tys. osób. Do tej pory zgłosiło się jednak tylko kilkuset kandydatów. Dlatego Państwowa Komisja Wyborcza zmuszona była wydłużyć termin naboru do 6 kwietnia.
Trudne początki
Zdaniem ekspertów nowelizacja kodeksu wyborczego (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 15 ze zm. – k.w.) zapoczątkowała tworzenie wyodrębnionej administracji wyborczej. – To krok w dobrą stronę, podwyższono bowiem wymogi wobec osób zajmujących się sprawami wyborczymi oraz stworzono im pewne gwarancje niezależności – mówi dr Andrzej Pogłódek, adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego UKSW.
W k.w. przewidziano, że urzędnicy wyborczy są powoływani przez szefa Krajowego Biura Wyborczego (KBW) na okres sześciu lat spośród pracowników urzędów obsługujących: organy administracji rządowej, samorządowej lub jednostek im podległych lub przez nie nadzorowanych, posiadających wykształcenie wyższe. Krąg osób, które mogą zostać powołane na urzędnika wyborczego, został więc określony bardzo szeroko i teoretycznie mogą nimi zostać np. pracownicy sądów, prokuratur czy resortowych instytutów naukowych. Są jednak zastrzeżenia – urzędnik wyborczy nie może wykonywać swojej funkcji w gminie, na obszarze której jest zatrudniony, i nie może być ujęty w spisie wyborców na obszarze objętym zakresem swojego działania – z wyjątkiem miast na prawach powiatów.
– Ograniczenia związane z zamieszkaniem stanowią podstawową przyczynę trudności w naborze – zauważa dr Andrzej Pogłódek. I dodaje, że ustawodawca nie zawarł też wyraźnych gwarancji zatrudnienia w podstawowym miejscu pracy dla osoby powołanej na urzędnika wyborczego.
– Może się więc okazać, że np. pracownik samorządowy, który w czasie kadencji był na umowie terminowej, nie ma możliwości powrotu po jej zakończeniu – uważa prof. Bogumił Szmulik, radca prawny, ekspert ds. administracji publicznej. I dodaje, że nikt nie będzie chciał też zatrudnić osoby, która jest powołana na urzędnika wyborczego, w innym urzędzie, bo to wiąże się z brakiem dyspozycyjności.
Urzędnik, ale bez etatu
Zasadnicze kwestie sytuacji pracowniczej urzędnika wyborczego określa kodeks wyborczy. To w nim jest przewidziane, że będą oni wykonywać obowiązki okresowo, tj. od dnia zarządzenia właściwych wyborów aż do rozstrzygnięcia ewentualnych protestów wyborczych oraz w innych sytuacjach, gdy jest to konieczne.
Poza tym okresem urzędnik wyborczy wykonuje swoje obowiązki pracownicze w podstawowym miejscu pracy, w którym jego status reguluje np. ustawa o pracownikach urzędów państwowych (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2142 ze zm.) czy ustawa o pracownikach samorządowych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 902 ze zm.). W przypadku urzędników wyborczych mamy więc do czynienia z przypadkiem okresowego oddelegowania pracownika do wykonywania innych zadań – z jego własnej inicjatywy.
Z wyjaśnień Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że powołanie pracownika budżetówki na urzędnika wyborczego nie będzie tożsame z nawiązaniem stosunku pracy ani też umowy cywilnoprawnej.
Wszystko o urzędnikach / Dziennik Gazeta Prawna
– Od początku nie podobało mi się nazywanie osób, które będą zajmować się okresowo organizacją wyborów, urzędnikami. Takie określenie od razu kojarzy się z osobą, która pracuje na etacie – mówi prof. dr hab. Walerian Sanetra, prezes SN w stanie spoczynku, kierujący Izbą Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych.
Jego zdaniem taką osobę należałoby raczej określić funkcjonariuszem wyborczym, który służy państwu.
Eksperci zastanawiają się też, czy będą jakieś przepisy dyscyplinujące. – Wydaje mi się, że dopiero praktyka pokaże, co trzeba zrobić, jeśli urzędnik niedopełnia obowiązków lub np. będzie wykonywał swoje czynności pod wpływem alkoholu – uważa prof. Walerian Sanetra. – Wtedy jego pierwotny pracodawca może wyciągnąć konsekwencje, uznając, że zachowywał się niegodnie do zajmowanego stanowiska – dodaje.
Z kolei dr Stefan Płażek uważa, że postępowania dyscyplinujące i wymierzanie kar nie byłoby problematyczne, jeśli te osoby w podstawowym miejscu pracy miałyby wpisane w zakresie swoich obowiązków dodatkowe czynności związane z organizacją wyborów. – A tak trzeba uwzględnić, że ta sama osoba zajmująca stanowisko urzędnicze w gminie i urzędnika wyborczego ma dwóch różnych przełożonych – dodaje Płażek.
Bo – jak wskazują eksperci – to szef KBW został uprawniony w art. 191d par. 2 k.w. do odwołania urzędnika wyborczego przed upływem kadencji w przypadku niewykonywania lub nienależytego wykonywania obowiązków. – Można z tego wyprowadzić obowiązek szefa KBW określenia zasad postępowania dyscyplinarnego wobec urzędników wyborczych oraz prawo do wydania kodeksu etycznego urzędnika wyborczego – przekonuje prof. Bogumił Szmulik.
(Nie)obecny urzędnik
Dodatkowo PKW na podstawie upoważnienia zawartego w kodeksie ustaliła, że w każdym okręgu będzie dwóch urzędników wyborczych. Problem może się pojawić, gdy obaj jednocześnie zachorują. – W takim przypadku, uwzględniając potrzebę zapewniania właściwej organizacji wyborów, należy uznać, że PKW mogłaby powierzyć wykonanie czynności niecierpiących zwłoki urzędnikowi wyborczemu z innego okręgu – uważa dr Andrzej Pogłódek. – Tym niemniej możliwość taka powinna zostać wyraźnie przewidziana w ustawie – dodaje.
Wątpliwości są także w kwestii wynagrodzenia, które zostało uregulowane w art. 191e k.w. Zgodnie z nim urzędnikowi wyborczemu przysługuje wynagrodzenie proporcjonalne do czasu realizacji jego zadań, przy założeniu, że jego wysokość za miesiąc pracy ustalana jest na podstawie kwoty bazowej przyjmowanej do ustalenia wynagrodzenia osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, z zastosowaniem mnożnika 2,5 (czyli 4447 zł brutto). W niektórych przypadkach może więc być ono niższe od wynagrodzenia otrzymywanego w podstawowym miejscu pracy.
– W kodeksie wyborczym nie przewidziano mechanizmu wyrównywania tej różnicy, co może zniechęcać doświadczonych urzędników. A należy uznać, że w okresie wykonywania zadań urzędnika wyborczego danej osobie nie przysługuje wynagrodzenie w podstawowym miejscu pracy – kończy dr Andrzej Pogłódek.