HISZPANIA | Gospodarka rośnie, ale świadczenia stoją w miejscu. A to w dużej mierze seniorzy zapewnili premierowi ostatnie zwycięstwo wyborcze
Marianowi Rajoyowi, zajmującemu się ostatnio głównie secesjonistycznymi dążeniami Katalonii, nieoczekiwanie wyrósł nowy problem. Podwyżek od hiszpańskiego premiera domagają się emeryci, a jest to grupa, która nie dość, że jest liczna, to jeszcze w większości głosuje na jego Partię Ludową.
W miniony weekend w ponad 100 hiszpańskich miastach odbyły się demonstracje emerytów żądających podwyżek. Trudno odmówić racji ich postulatom. Tamtejsza gospodarka na dobre już przezwyciężyła kryzys, ten rok będzie piątym kolejnym z dość wysokim wzrostem PKB (prognoza mówi o 2,5 proc.), a tymczasem emerytury nawet nie stoją w miejscu, lecz w realnym ujęciu maleją. Od 2013 r. roczna stopa waloryzacji tych świadczeń wynosi 0,25 proc. W przypadku najniższej emerytury oznacza to wzrost o 1,5 euro.
Dopóki w Hiszpanii utrzymywała się deflacja, niska stopa waloryzacji nie była aż takim problemem. Ale w zeszłym roku ceny ponownie zaczęły rosnąć. Średnia inflacja w 2017 r. przekroczyła 2 proc., a na ten rok Bank Hiszpanii prognozuje 1,5 proc. – Rząd przekonuje, że ożywienie gospodarcze jest namacalną rzeczywistością, więc różne grupy społeczne, jak policjanci, urzędnicy państwowi, kobiety i przede wszystkim emeryci, domagają się tego, by również mogły to poczuć – mówi Verónica Fumanal, ekspertka od marketingu politycznego.
Kryzys emerytalny – jak sytuację nazywają media – jest poważnym wyzwaniem dla Rajoya. Z jednej strony rząd nie może sobie pozwolić na zwiększenie wydatków, bo jest zobligowany przez Komisję Europejską do zejścia z deficytem budżetowym poniżej dopuszczalnego poziomu 3 proc. PKB. Zarazem nie może też zignorować tych protestów, bo nie dość, że fatalnie wpływają one na wizerunek rządu, to jeszcze emeryci w istotny sposób przyczynili się do reelekcji hiszpańskiego premiera.
Docenili oni fakt, że Rajoy nawet w najgorszej fazie kryzysu – gdy musiał ciąć wydatki budżetowe i podwyższać podatki – nie tylko nie zmniejszał emerytur, ale cały czas je podnosił o te 0,25 proc. W efekcie większość z nich zagłosowała w 2016 r. na Partię Ludową. Dodatkowo sytuację komplikuje to, że Rajoy stoi na czele rządu mniejszościowego. Jego Partia Ludowa rządzi dzięki wsparciu centrowego ugrupowania Ciudadanos oraz kilku posłów z partii regionalnych.
W minionym tygodniu Rajoy zapowiedział, że podniesie emerytury, jeśli opozycja poprze jego projekt budżetu na ten rok. Powinien on trafić do parlamentu jeszcze przed końcem marca. Ale pozostałe partie nie są skłonne pomagać premierowi. Po pierwsze, nie ma zgody między rządem a opozycją w kwestii tego, jak podnosić emerytury. Największa partia opozycji, socjalistyczna PSOE, chce, żeby były one waloryzowane o poziom inflacji.
Rząd jednak uważa, że w sytuacji, gdy musi zmniejszać deficyt, Hiszpanii na to nie stać. Po drugie, nie chce pomagać ze względów politycznych, licząc, że sytuacja może zmusić niepopularnego Rajoya do ustąpienia i rozpisania przedterminowych wyborów. A te zapewne przyniosłyby zupełnie inny układ sił niż ten, który jest obecnie. W sondażach Ciudadanos zrównali się z Partią Ludową, a czasem nawet ją wyprzedzają.