Na wokandę Sądu Najwyższego trafiła sprawa dyscyplinarna lekarki z Poznania, która w prywatnym gabinecie prowadziła terapię miażdżycy i chorób wieńcowych metodą chelatacji.
Polega ona na dożylnym podawaniu preparatów sodu albo wapnia i jest powszechnie stosowana w medycynie w leczeniu zatruć metalami ciężkimi, zwłaszcza w terapii ołowicy lub zatrucia kadmem. W niektórych krajach – pionierami byli lekarze ze Stanów Zjednoczonych – próbowano wdrożyć tę terapię do leczenia miażdżycy i chorób wieńcowych (podawano wówczas dożylnie sód w celu usunięcia wapniowych złogów w naczyniach krwionośnych). Wyniki badań klinicznych prowadzonych w USA i Europie Zachodniej nie wykazały znaczącej skuteczności tej metody, jednak w pojedynczych przypadkach dostrzeżono pewną poprawę zdrowia pacjentów. Amerykańskie i europejskie towarzystwa kardiologiczne uznały więc ją ostatecznie za dopuszczalną, ale mało skuteczną i mogącą powodować szereg skutków ubocznych (stąd zalecenia o bardzo ścisłej kontroli terapii).
Naczelna Rada Lekarska jeszcze w listopadzie 2009 r. uznała chelatację za dopuszczalną metodę leczenia tylko w przypadkach zatruć metalami ciężkimi oraz niektórych przypadkach ciężkiej arytmii serca. Przy innych schorzeniach – w tym również terapii miażdżycy lub chorób wieńcowych – została ona uznana za niepotwierdzoną naukowo i NRL stwierdziła, że każdy lekarz stosujący lub propagujący jej zastosowanie w innych wypadkach niż potwierdzone klinicznie narusza Kodeks etyki lekarskiej.
Za stosowanie chelatacji u pacjentów z miażdżycą poznańska lekarka stanęła więc przed sądem dyscyplinarnym. Jednak postępowanie zostało przeprowadzone w I instancji w co najmniej nietypowy sposób – po otwarciu rozprawy oraz wysłuchaniu obwinionej i rzecznika dyscyplinarnego Wielkopolskiej Okręgowej Rady Lekarskiej zarządzono przerwę. Mimo zgłoszenia przez adwokata obwinionej wniosków dowodowych, po wznowieniu posiedzenia sąd lekarski, bez ustosunkowania się do wystąpień i wniosków stron, wydał orzeczenie, karząc lekarkę naganą.
Obwiniona próbowała się odwołać, ale Naczelny Sąd Lekarski utrzymał karę w mocy. Także Sąd Najwyższy nie znalazł uzasadnienia dla zmiany tego orzeczenia i kasację adwokata lekarki oddalił.
– Rzeczywiście, organ dyscyplinarny I instancji dopuścił się rażącego naruszenia procedury. Nie jest dopuszczalne oddalenie wniosków dowodowych bez uzasadnienia, nie wspominając o nieudzieleniu głosu stronom. Ale obrona, występując przed Naczelnym Sądem Lekarskim, nie składała żadnych konkretnych wniosków odnośnie postępowania w I instancji, nie żądano na przykład jego wznowienia czy uzupełnienia dowodów. Z protokołu wynika, że postępowanie uznano za wystarczające – powiedział sędzia Rafał Malarski.
Odnosząc się do zarzutów merytorycznych, SN nie znalazł okoliczności usprawiedliwiających działanie lekarki. Jego zdaniem skoro metoda nie została w Polsce uznana za naukowo potwierdzoną, to nie należy jej stosować. Mówi o tym wyraźnie art. 57 Kodeksu etyki lekarskiej, zgodnie z którym lekarzowi nie wolno posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe, bezwartościowe lub niezweryfikowanymi naukowo.
– Obwinionej nie zarzucono, że stosowała metodę szkodliwą czy zupełnie bezwartościową dla pacjentów. Tyle że przyniosła ona skutki w pojedynczych, wyjątkowych przypadkach. To zbyt mało, by uznać ją za naukowo potwierdzoną metodę terapii. A stosowanie jej w tych warunkach narusza Kodeks etyki lekarskiej – podkreślił sędzia Malarski.
ORZECZNICTWO
Postanowienie Sądu Najwyższego z 8 lutego 2018 r. sygn. SDI 114/17.