Nowa wspólnotowa instytucja miałaby monitorować transgraniczne usługi i pracę. Polskie firmy obawiają się kolejnych ograniczeń na europejskim rynku.
Propozycję powołania unijnej inspekcji pracy przedstawiła Komisja Europejska. Ogólne założenia są już konsultowane ze wspólnotowymi zrzeszeniami związków zawodowych i organizacji pracodawców. Wynik tych rozmów KE ma przedstawić w połowie marca.
Wstępnie polskie związki nie przeciwstawiają się inicjatywie, ale chciałyby, aby inspekcja mogła też m.in. oceniać prawidłowość wdrożenia unijnych przepisów z zakresu prawa pracy (w poszczególnych krajach członkowskich). Za to zdaniem pracodawców powoływanie nowego organu nadzorczego nie jest uzasadnione. Dodatkowo może on stać się narzędziem do ograniczania swobodnego przepływu pracowników w UE.
Cele i środki
Zgodnie z założeniami przedstawionymi przez Brukselę Europejska Inspekcja Pracy (EIP) miałaby się zająć ponadgraniczną mobilnością pracowników, czyli np. pracą kierowców oraz wykonywaniem obowiązków w innym państwie członkowskim na podstawie delegowania lub w oparciu o swobodę przepływu osób w ramach Wspólnoty. Nowy organ miałby m.in. koordynować działania krajowych inspekcji (KE deklaruje, że EIP nie przejmie ich funkcji), przeciwdziałać dumpingowi socjalnemu i transgranicznej pracy na czarno oraz wspierać związki zawodowe w dbaniu o ochronę praw pracowników mobilnych.
– Unijna inspekcja mogłaby występować do państw członkowskich o udzielenie informacji. Dla przykładu w razie podejrzenia, że dana firma działa jedynie w formie letter boxu, a więc utrudniony jest nadzór nad świadczonymi przez nią usługami transgranicznymi, EIP mogłaby poprosić o zbadanie sprawy konkretne państwa, w których to przedsiębiorstwo prowadzi działalność – tłumaczy Barbara Surdykowska z biura eksperckiego NSZZ „Solidarność”.
Przykładowe cele Europejskiej Inspekcji Pracy / Dziennik Gazeta Prawna
Bardziej sceptyczne stanowisko przedstawiają pracodawcy.
– Przepisy dotyczące zatrudnienia nie są mocno zharmonizowane na poziomie UE. W praktyce obejmują jedno rozporządzenie dotyczące swobodnego przepływu pracowników. W przypadku dyrektyw państwa członkowskie mają swobodę co do sposobu ich implementacji, więc de facto EIP musiałaby monitorować przepisy, które nie są jednolite we wszystkich państwach – tłumaczy Robert Lisicki, radca prawny i ekspert Konfederacji Lewiatan.
Jego zdaniem powoływanie odrębnego organu na poziomie wspólnotowym nie jest więc potrzebne. Tworzenie kolejnej instytucji (zgodnie z założeniami Brukseli EIP ma mieć formę agencji) nie byłoby celowe, m.in. dlatego że inspekcje z poszczególnych krajów członkowskich już teraz owocnie współpracują w zakresie nadzoru nad transgranicznymi usługami i pracą.
– Nasz niepokój budzi przede wszystkim sam kierunek kolejnych propozycji KE, które zmierzają do ograniczenia swobody przepływu usług i pracowników w UE. Już teraz niektóre państwa wprowadzają administracyjne bariery w tym zakresie i egzekwują wysokie kary za ich nieprzestrzeganie. Jeśli nie jest jasny cel powoływania nowego organu nadzoru, to pojawiają się obawy, że będzie on służył kolejnym tego typu ograniczeniom – uważa Robert Lisicki.
Wątpliwości takie może budzić już wstępne sformułowanie zadań EIP. Oprócz wspomnianej koordynacji nadzoru nad przestrzeganiem unijnych przepisów dotyczących zatrudnienia ma ona także wymuszać m.in. stosowanie reguły „równa płaca za taką samą pracę” oraz „sprawiedliwe zasady gry na wspólnym rynku”. W szczególności to drugie sformułowanie może oznaczać podejmowanie niekorzystnych działań z punktu widzenia polskich firm delegujących pracowników za granicę.
Realne egzekwowanie
Z perspektywy zatrudnionych powołanie wspólnotowej inspekcji może jednak ujednolicić warunki pracy, czyli de facto poprawić je w przypadku polskich pracowników. Będzie to jednak zależeć od ostatecznego ukształtowania zadań nowego organu. Dlatego związki zawodowe postulują, aby EIP mogła oceniać prawidłowość wdrożenia unijnego prawa pracy w państwach członkowskich (ich zdaniem nieefektywna implementacja jest jedną z podstawowych przyczyn dysproporcji na europejskim rynku pracy).
– NSZZ „Solidarność” kierowała do KE skargi w sprawie np. polskich przepisów dotyczących umów na czas określony lub możliwości wydłużenia okresu rozliczeniowego do 12 miesięcy. Nowa instytucja mogłaby przygotowywać merytoryczne analizy w takich przypadkach, dzięki czemu odpowiedzi Komisji były bardziej pogłębione – tłumaczy Barbara Surdykowska.
Taką propozycję sceptycznie oceniają pracodawcy. Podkreślają, że strażnikiem traktatów jest KE i to ona wszczyna postępowania w razie wątpliwości co do prawidłowego wdrożenia prawa unijnego. A ostatecznie rozstrzyga o tym Trybunał Sprawiedliwości UE.