Grupa Wyszehradzka mocno broniła swobody świadczenia usług, co miało bezpośrednie przełożenie na uwzględnienie wielu naszych postulatów - mówi w wywiadzie dla DGP Stanisław Szwed sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Jak przebiegają prace nad projektem zmian w dyrektywie o delegowaniu pracowników?
Obecnie w Brukseli toczą się prace w ramach trilogów w celu uzgodnienia wspólnej wersji porozumienia pomiędzy Radą UE ds. zatrudnienia i polityki społecznej, Komisją ds. zatrudnienia Parlamentu Europejskiego oraz Komisją Europejską. Musimy pamiętać, że Komisja Europejska przedstawiła projekt zmiany dyrektywy w sprawie delegowania pracowników, a następnie Rada i Parlament zaproponowały swoje wersje projektu. Do tej pory odbyły się trzy spotkania. Na pewno będą kolejne. Mają one charakter nieformalnych negocjacji.
Który z projektów ma poparcie polskiego rządu?
Żaden z tych projektów nie ma naszego pełnego poparcia. Jednak musimy wybrać mniejsze zło. Biorąc zatem pod uwagę to, co znajduje się w przedstawionych projektach, za najkorzystniejszą uważamy propozycję Rady – mimo że przyjęła swoje stanowisko przy sprzeciwie Polski, Litwy, Łotwy oraz wstrzymaniu się od głosu Chorwacji, Irlandii i Wielkiej Brytanii.
Dlaczego Polska sprzeciwiła się także tej propozycji?
Nie poparliśmy wypracowanego w Radzie porozumienia ze względu m.in. na niesatysfakcjonujące rozwiązania w zakresie transportu drogowego, które były jednym z kluczowych elementów prowadzonych negocjacji. Transport nie został bowiem wyłączony z zakresu dyrektywy. Tymczasem w naszej ocenie objęcie go regułami delegowania pracowników będzie mieć negatywny wpływ nie tylko na funkcjonowanie całej branży transportowej, lecz także na swobodny przepływ towarów i w konsekwencji na konkurencyjność europejskiej gospodarki. Przyjęte przez Radę stanowisko przewiduje jedynie zawieszenie stosowania do transportu drogowego zmienianych przepisów w sprawie delegowania do czasu wejścia w życie regulacji sektorowych przedstawionych przez Komisję Europejską w ramach pakietu mobilności – nad którym prace prowadzi Rada UE ds. transportu. Czy jednak ostateczne przyjęte rozwiązania będą dla tej branży korzystne? Trudno powiedzieć, bo przecież nie wiemy, jaki będzie ostateczny kształt pakietu.
Czy coś jeszcze zadecydowało o sprzeciwie Polski wobec stanowiska Rady?
Oprócz kwestii transportu wpływ na wyrażenie przez Polskę negatywnego stanowiska miała również propozycja dotycząca długoterminowego delegowania. Opowiadaliśmy się za 24-miesięcznym okresem delegowania. Tymczasem w toku negocjacji uzgodniono, że co do zasady delegowanie będzie trwało 12 miesięcy, a po złożeniu przez firmę oddelegowującą umotywowanej notyfikacji zostanie wydłużone do 18 miesięcy. Rozwiązanie to stanowi kompromis między państwami opowiadającymi się za rocznym okresem delegowania a państwami popierającymi dwuletni limit. Jednak nas to nie satysfakcjonuje. Negatywnie oceniamy także usuniecie z dyrektywy zapisu, który umożliwiał niewliczanie krótkich okresów delegowania do łącznego okresu.
Zatem niewiele udało nam się ugrać?
Przebieg głosowania w Radzie odzwierciedla interesy poszczególnych państw członkowskich, które są zróżnicowane ze względu na liczbę pracowników, których delegują. Warto jednak podkreślić, że Grupa Wyszehradzka wspólnie mocno broniła traktatowej swobody świadczenia usług, co miało bezpośrednie przełożenie na uwzględnienie wielu naszych postulatów. Dlatego finalny tekst projektu przyjętego przez Radę jest w niektórych aspektach lepszy niż propozycja Komisji Europejskiej przedłożona w marcu 2016 r.
Co na przykład?
Między innymi usunięte zostało podwykonawstwo, o co Polska zabiegła w trakcie negocjacji. Wyjaśniono także, że wynagrodzenie, o którym mowa w dyrektywie, to wynagrodzenie brutto. Wprowadzony został również czteroletni okres przejściowy, podczas którego państwa członkowskie nie będą mogły stosować znowelizowanych przepisów dyrektywy. Tak długi termin na wejście w życie zmian pozwoli przedsiębiorcom na zapoznanie się i przygotowanie do stosowania nowych rozwiązań wynikających ze zmiany dyrektywy o delegowaniu. Popieramy również utrzymanie przez Radę ds. zatrudnienia zasady, zgodnie z którą koszty zakwaterowania, wyżywienia i transportu wypłacane są zgodnie z przepisami państwa wysyłającego, a nie jak postulowały inne państwa – przyjmującego. To stanowisko jest też zdecydowanie lepsze niż to, co zaproponowała Komisja ds. zatrudnienia w PE.
Dlaczego?
W propozycji Parlamentu Europejskiego nie ma np. przepisu dotyczącego okresu przejściowego oraz nie usunięto regulacji dotyczących podwykonawstwa. Ponadto PE zaproponował zasadę, zgodnie z którą warunki zatrudniania pracowników delegowanych mogą wynikać nie tylko z układów zbiorowych powszechnie obowiązujących, lecz także z innych, niemających takiego charakteru. Nazwał je „reprezentatywnymi układami” – z tym, że nie sprecyzował tego pojęcia. PE w swoim stanowisku zaproponował zasadę, że koszty zakwaterowania, wyżywienia, transportu mają być wypłacane zgodnie z zasadami państwa przyjmującego (a nie wysyłającego). Warto jednak zauważyć, że niektóre rozwiązania przyjęte przez PE są korzystniejsze od wynegocjowanych w Radzie.
To znaczy?
PE proponuje utrzymanie 24-miesięcznego okresu długoterminowego delegowania, po którym zastosowanie będą miały przepisy prawa pracy państwa przyjmującego. Będziemy zabiegać, aby przyjęto rozwiązanie, zgodnie z którym pracownik może być delegowany chociażby na 18 miesięcy, a nie na 12 miesięcy z możliwością przedłużenia o sześć kolejnych.
Jaka jest szansa, że to te najkorzystniejsze rozwiązania zawarte w większości w projekcie Rady znajdą się w ostatecznym kształcie dyrektywy?
Trudno powiedzieć. Tego stanowiska nie negocjuje bezpośrednio polski rząd, ale na razie reprezentuje je prezydencja estońska, choć to już ostatnie kilkanaście dni. Od stycznia będziemy mieli prezydencję bułgarską. Nie wiadomo, jak bardzo będzie ona zdeterminowana, aby bronić stanowiska Rady. Jednak ewentualna zmiana tego stanowiska będzie wymagała ponownej dyskusji w ramach Rady.