W nadchodzącym roku wyborczym wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast nie będą przyznawać podwyżek swoim pracownikom. To, w połączeniu z niskim bezrobociem w regionach, może oznaczać jeszcze poważniejszy drenaż w zasobach kadrowych.





Tak wynika z sondy DGP przeprowadzonej w kilkudziesięciu samorządach. W Bytomiu ostatnia podwyżka – średnio o 450 zł – była w 2015 r. W Urzędzie Miasta w Białej Podlaskiej w tym roku na wzrost wynagrodzeń przeznaczono na osobę przeciętnie 300 zł. W przyszłym nie jest planowany. Podobnie będzie w Gnieźnie, Kielcach, a także we wrocławskim magistracie.
Urząd miasta w Kartuzach przez ostatnie trzy lata co roku podwyższał pensje urzędnikom (łącznie o 18 proc.). – W 2018 r. nie przewidujemy takich działań – potwierdza Tomasz Nadolny, sekretarz Kartuz. W Międzyzdrojach w 2015 r. miało miejsce wyrównanie płac, a w 2016 i 2017 r. wzrost pensji przeciętnie po 355 zł i 395 zł. Średnie wynagrodzenie wynosi tam dziś 5,2 tys. zł brutto.
Zdaniem ekspertów brak podwyżek w samorządach w 2018 r., czyli w roku wyborczym, to kalkulacja polityczna. – Włodarze nie chcą się narazić na zarzut, że w zarządzanych przez nich urzędach panuje finansowe rozpasanie – wyjaśnia prof. Bogumił Szmulik, radca prawny, ekspert ds. administracji publicznej.
Ale to, co samorządowcy oceniają przez pryzmat wyborczej logiki, dla części urzędników jest powodem odejścia z magistratów. Sprzyja temu sytuacja na rynku pracy, gdzie warunki zatrudnienia coraz częściej dyktują pracownicy. W niektórych samorządach exodus urzędników to aktualny problem. Z Urzędu Miasta Poznania tylko w tym roku z pracy odeszło 155 osób (mimo że średnie zarobki są zbliżone do średniej krajowej i wynoszą 4,4 tys. zł brutto). Miasto wylicza, że bezskutecznie poszukuje m.in. specjalistów od zamówień publicznych, systemów bezpieczeństwa, analizy ekonomicznej, podatków, księgowość oraz informatyków.
– Najtrudniej jest znaleźć osoby na stanowiska, na których wymagany jest kilkuletni staż pracy lub udokumentowane uprawnienia – tłumaczy Anna Ciulęba, rzecznik prasowy prezydenta Kielc.
Gorzej jest w dużych miastach, gdzie o pracę łatwiej. Prościej zatrzymać urzędników w małych ośrodkach, bo tam ze względu na niewielką obsadę łatwiej wygospodarować środki na podwyżki.
Hanna Surma, rzecznik prasowy prezydenta Poznania i urzędu miasta, tłumaczy, że skala działań w półmilionowym mieście z budżetem na poziomie 3 mld zł i bezrobociem na poziomie niespełna 2 proc. wymaga innych motywatorów niż w gminie 50 tys., z 10-krotnie niższym budżetem i 7-proc. bezrobociem. – System wynagrodzeń musi uwzględniać te różnice – postuluje.
Na inny problem wskazuje Tomasz Nadolny z Kartuz: wynagrodzenie urzędników powoływanych lub wyłanianych na podstawie konkursów od 8 lat nie było zmieniane i ulega dewaluacji. – Przy znacznych podwyżkach, które były wypłacane urzędnikom umownym, może to rodzić frustracje – przekonuje.
Obecnie Rada Ministrów określa minimalne wynagrodzenie pracowników samorządowych zatrudnionych na podstawie umowy. Dla pozostałych (z powołania i wyboru) określa też maksymalne stawki.
265 tys. urzędników samorządowych pracowało na koniec 2016 r.