Pracodawcy lub konkurencyjne organizacje będą mogli kwestionować status reprezentacji załogi. Winna jest nieprecyzyjna definicja zatrudnionego, który może się zrzeszać
Zmiana w działalności związków / Dziennik Gazeta Prawna
Rządowa nowelizacja ustawy o związkach zawodowych ma umożliwić zrzeszanie się m.in. zlecenio- i dziełobiorcom oraz samozatrudnionym. Uprawnienie takie otrzymają jednak tylko te osoby, które nie ponoszą ryzyka gospodarczego w związku z wykonywaną pracą. Dla firm może być to nie tylko furtka do ograniczania liczby osób, które mają prawo przystępować do związków, ale także sposób na destabilizowanie działalności tych ostatnich. Wystarczy, że zakwestionują prawo członka organizacji do zrzeszania się, przez co nie spełni ona wymogów wskazanych w ustawie (np. tego, że zakładowy związek może działać, jeśli ma co najmniej 10 członków). Nowe przepisy w praktyce ułatwią też tworzenie tzw. żółtych związków (działających na korzyść pracodawcy i pod jego wpływem), mogą też wywoływać spory między samymi organizacjami o to, która z nich ma rzeczywisty mandat do reprezentowania pracowników.
– Nowe przepisy wywołają zamieszanie w funkcjonowaniu związków – wskazuje Paweł Korus, radca prawny i partner w kancelarii Sobczyk i Współpracownicy.
Jest wątpliwość
Zgodnie z projektem uprawnienia zakładowej organizacji związkowej będą przysługiwać tylko temu zrzeszeniu, które liczy co najmniej 10 pracowników lub innych osób wykonujących pracę zarobkową (np. zleceniobiorców lub samozatrudnionych), zatrudnionych w firmie przez co najmniej sześć miesięcy. Tylko taka organizacja ma prawo np. zawierać układy zbiorowe i tylko z nią muszą być uzgadniane regulaminy pracy i wynagradzania oraz konsultowane zwolnienia osób szczególnie chronionych.
Po zmianach zakwestionowanie tego statusu będzie prostsze. Firma może wykorzystać fakt, że np. do liczącego niewiele ponad 10 osób związku należą nie tylko pracownicy, ale też kilku samozatrudnionych lub zleceniobiorców. Jeśli uzna, że nie mają oni prawa się zrzeszać, bo ponoszą ryzyko gospodarcze związane z zatrudnieniem (np. ich umowa przewiduje kary umowne za nienależyte wykonanie usługi na rzecz firmy), to może kwestionować wymaganą liczebność organizacji związkowej.
– Na pewno łatwiej będzie zakwestionować w ten sposób legalność funkcjonowania związku, do którego należą samozatrudnieni lub zleceniobiorcy, niż takiego, który tworzą wyłącznie pracownicy – uważa dr Łucja Kobroń-Gąsiorowska, adwokat i partner w kancelarii BCKG adwokaci.
Podkreśla, że to zatrudniający mają decydujący wpływ na treść np. umowy zlecenia lub o świadczenie usług.
– Mogą więc je tak ukształtować, aby pewne było, że zatrudniony na umowie cywilnoprawnej ponosi ryzyko gospodarcze, a więc nie może się zrzeszać – dodaje.
To dla firm dobry sposób na ograniczenie roli związków lub ich destabilizację.
– Jeżeli firma ma możliwość zakwestionowania legalność funkcjonowania związków, to najczęściej się na to decyduje – podkreśla dr Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii DLA Piper Wiater.
Wskazuje, że jeśli pracodawca będzie miał wątpliwości, czy dany związek spełnia wymóg liczebności (ze względu na to, że część ich członków stanowią np. samozatrudnieni, którzy – zdaniem firmy – nie mają prawa się zrzeszać), to będzie pomijał go przy realizowaniu swoich obowiązków wynikających z prawa pracy.
– Jeśli na wszelki wypadek np. skonsultuje z nim zwolnienie chronionego działacza, nie będzie mógł już później powoływać się na to, że opinia związku w tej sprawie nie ma znaczenia, bo – ze względu na brak 10 członków – nie jest to organizacja zakładowa. W razie sporu sąd zapewne uznałby, że skoro pracodawca wystąpił o opinię, to nie miał wątpliwości co do legalności funkcjonowania organizacji związkowej i jej opinia jest ważna – tłumaczy.
Zwykli i żółci
Nowe przepisy umożliwią destabilizowanie przede wszystkim małych organizacji, a więc tych, które i tak mają mniejszą siłę oddziaływania na pracodawcę. Ale także te większe mają powody do niepokoju.
– W praktyce pracodawcy mogą częściej wykorzystywać nowe przepisy do destabilizowania reprezentacji pracowniczej poprzez tworzenie tzw. żółtych związków – wskazuje Paweł Korus.
Organizacja, której większość członków będą stanowili np. samozatrudnieni lub zleceniobiorcy, będzie bowiem bardziej podatna na wpływ zatrudniającego. Pracujący na umowach cywilnoprawnych często są uzależnieni ekonomicznie od jednego kontrahenta i muszą liczyć się np. z tym, że może on szybko zakończyć z nimi współpracę. Jeśli taki związek będzie miał status organizacji reprezentatywnej (czyli zrzeszającej odpowiedni odsetek całej załogi), może on – pod wpływem zatrudniającego – przedstawiać w konkretnych sprawach odmienne stanowiska niż pozostałe związki (zrzeszające głównie pracowników). A więc rozbijać wspólną reprezentację załogi na korzyść pracodawcy.
– Dlatego inne związki mogą kwestionować reprezentatywność tego zrzeszającego zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych – wskazuje mec. Korus.
W tym celu mogą powoływać się na wymóg nieponoszenia ryzyka gospodarczego przez zleceniobiorców lub samozatrudnionych, którzy chcą się zrzeszać.
– Nowe przepisy wywołają więc wiele problemów, nie tylko dla pracodawców, ale także dla związków zawodowych – podsumowuje dr Zwolińska.