Omijanie konsultacji i forsowanie rządowych pomysłów – tak funkcjonowanie Rady Dialogu Społecznego oceniają związki zawodowe i pracodawcy. Ale sami też nie korzystają z uprawnień, jakie daje im RDS
Funkcje RDS / Dziennik Gazeta Prawna
„Rada staje się drugą komisją trójstronną”. „Rząd ignoruje postulaty związków i pracodawców”. „Władza nie może działać wyłącznie pod dyktando partnerów społecznych i być na każde ich zawołanie”. To przykładowe opinie związkowców, polityków i pracodawców na temat funkcjonowania Rady Dialogu Społecznego po niecałych dwóch latach od jej powołania. Bardziej krytyczni są partnerzy społeczni.
– Rząd traktuje dialog instrumentalnie. Jeśli go w danym momencie nie potrzebuje, to przedstawia nam jedynie gotowe rozwiązania lub decyzje i twierdzi, że tak ma być. Tak stało się w przypadku np. ustalania płacy minimalnej lub waloryzacji emerytur. Brakuje woli negocjacji, zaufania, lojalności – tłumaczy Jan Guz, przewodniczący OPZZ.
Gdzie skutki?
Efekty działalności rady prezentują się na razie dość mizernie. Jedynym dużym sukcesem było porozumienie wszystkich stron w sprawie wprowadzenia minimalnej stawki godzinowej dla zleceniobiorców i samozatrudnionych. Nie udało się wypracować kompromisu w tak istotnych kwestiach, jak np. obniżenie wieku emerytalnego (pracodawcy byli przeciw, a związki postulowały jeszcze możliwość wcześ- niejszej emerytury ze względu na długi staż).
Rada Dialogu Społecznego nie przedstawiła też wspólnego stanowiska w sprawie dużej nowelizacji ustawy o związkach zawodowych (umożliwiającej zrzeszanie się zatrudnionym na umowach cywilnoprawnych) oraz w kwestii elektronizacji dokumentacji pracowniczej i skrócenia okresu jej przechowywania przez pracodawców. Ani w tym, ani w ubiegłym roku nie ustalono wspólnie corocznej podwyżki płacy minimalnej (w ubiegłym roku rząd ustalił ją na poziomie wyższym, niż żądały związki zawodowe, w tym – znacznie poniżej; w obu przypadkach pracodawcy proponowali niższe kwoty).
– Nie uwzględniono też uzgodnionych uwag partnerów społecznych do prezydenckiego projektu nowelizacji kodeksu pracy, który zakłada zmiany m.in. w zakresie dochodzenia roszczeń z tytułu mobbingu oraz wydawania świadectw pracy – wskazuje prof. Monika Gładoch, ekspert Pracodawców RP.
Podkreśla, że rada coraz bardziej przypomina swoją poprzedniczkę, czyli komisję trójstronną. – Zwyciężają stare przyzwyczajenia. Rząd zgłasza gotowy projekt, formalnie wysłuchuje opinii partnerów społecznych, a następnie przyjmuje zmiany, które samodzielnie ustalił – dodaje.
Wiele zarzutów
Kroplą, która przepełniła czarę goryczy, było zerwanie posiedzenia RDS (ze względu na brak kworum) w sprawie m.in. przyszłorocznej podwyżki płacy minimalnej. Od tego momentu partnerzy społeczni jawnie wskazują mankamenty dialogu. Zarzucają stronie rządowej, że przedstawia do negocjacji projekty, które jednocześnie trafiają do prac w Sejmie (a więc w praktyce bez możliwości uwzględnienia ich uwag). Jeśli władzy zależy na tym, aby konkretne zmiany nie były konsultowane, to przygotowywane są projekty poselskie, które nie podlegają negocjacjom w RDS (tak stało się np. w przypadku proponowanych zmian w sądownictwie). Wielokrotnie partnerzy społeczni są zaskakiwani propozycjami, których wcześniej z nimi nie konsultowano. Najbardziej oczywistym przykładem było zlikwidowanie obowiązku tworzenia regulaminów pracy i wynagradzania w firmach zatrudniających od 20 do 49 pracowników, które przeforsował resort rozwoju.
– W rezultacie powstają ustawy zawierające błędy. Dodatkowo rząd nie traktuje równo partnerów społecznych. Nie jest tajemnicą, że faworyzowana jest NSZZ „Solidarność” – twiedzi Jan Guz.
Przywołana centrala też ma jednak uwagi do jakości dialogu. Ogólnie docenia działania strony rządowej, ale zarzuca ignorowanie RDS przez niektóre ministerstwa.
– RDS lepiej sobie radziła pod wcześniejszym przewodnictwem Piotra Dudy niż obecnie – tłumaczy Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ „Solidarność”.
Sami winni
Partnerzy społeczni narzekają na efektywność dialogu, ale nie można nie zauważyć, że sami też niewiele robią, aby go wzmocnić. W szczególności nie wykorzystują nowych uprawnień, które gwarantuje im ustawa z 24 lipca 2015 r. o RDS i innych instytucjach dialogu społecznego (Dz.U. poz. 1240). Przez pierwszy rok funkcjonowania rady nie skierowali do ministrów żadnego zapytania w sprawach, którymi zajmuje się RDS, i nie wystąpili choćby z jednym wnioskiem o zmianę konkretnych przepisów. Nie skorzystali też z możliwości wnioskowania do Sądu Najwyższego o rozstrzygnięcie zagadnień prawnych, które wywołują rozbieżności w wykładni prawa (a tych przecież nie brakuje).
– O przyczyny braku takiej aktywności trzeba zapytać przede wszystkim prezydium RDS – tłumaczy prof. Monika Gładoch.
Co istotne, o nie do końca funkcjonującej formule dialogu mówi też – ale tylko nieoficjalnie – strona rządowa. Dostrzega jednak inne jej wady. Negocjacje w RDS są czasochłonne (posiedzenia poszczególnych zespołów problemowych trwają po kilka godzin), a efekty – czyli wypracowanie kompromisu – często iluzoryczne ze względu na twarde i rozbieżne opinie związkowców oraz pracodawców. Z perspektywy urzędników wysokiej rangi (ministrów i wiceministrów) to problem organizacyjny, bo muszą oni wygospodarować czas na dyskusje kosztem innych obowiązków. Trzeba jednak przyznać, że mimo to często uczestniczą w posiedzeniach RDS; dotyczy to w szczególności resortu pracy.
Wszystkie tego typu wątpliwości prowokują pytanie o przyszłość dialogu.
– Na pewno trzeba wykazać wolę rozmów i porozumienia. Na zrywanie współpracy jest za wcześnie – podsumowuje Jan Guz.