Okazuje się, że nawet ustawodawca potrafi uczyć się na błędach. Wszyscy pamiętamy, ile było kontrowersji i obaw pracowników przy tworzeniu Krajowej Administracji Skarbowej czy zawetowanej przez prezydenta reformie regionalnych izb obrachunkowych. Można się było więc spodziewać, że także i rewolucja w sektorze wodnym, jakim jest niewątpliwie utworzenie jednego podmiotu nim zarządzającego, nie obędzie się bez wpadek. Tymczasem nowe przepisy, których większość wejdzie w życie 1 stycznia 2018 r., są zaskakująco wolne od poważniejszych niedociągnięć.
Dziwi to tym bardziej, że przed twórcami ustawy stało nie lada wyzwanie, bo personel nowej instytucji ma się składać z osób już pracujących w różnych podmiotach. Otóż Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, bo taką nazwę nosi ta nowa osoba prawna, przejmie w trybie art. 23 1 kodeksu pracy nie tylko pracowników dotychczasowych zarządów gospodarki wodnej (krajowego i regionalnych), ale także tych zatrudnionych w jednostkach samorządowych, którzy wypełniali zadania z tego zakresu. Chodzi tu o pracowników urzędów marszałkowskich i starostw powiatowych z uwzględnieniem pewnych odrębności.

Spod reorganizacji wyłączeni są pracownicy podlegający szczególnej ochronie (np. kobiety w ciąży), a także osoby sprawujące opiekę nad dzieckiem do lat czterech. I chociaż niektórzy eksperci widzieliby potrzebę zmiany brzmienia niektórych przepisów, to generalnie je chwalą. Jeśli dostrzegają mankamenty, to raczej w zbyt ogólnych sformułowaniach. Co np. w sytuacji, gdy kilka osób z reformowanych instytucji będzie ubiegało się o to samo stanowisko w Wodach Polskich? Nie ma odpowiedzi na to pytanie. Wątpliwości może budzić także brak konkursów na wyższe stanowiska w nowej instytucji. Jednak po lekturze przepisów widać, że minister środowiska nie ma całkowitej dowolności w wyborze kandydatów, przy czym nawet gdyby konkurs formalnie przeprowadzano, to i tak do niego należałby głos decydujący.

Karolina Topolska

ZAINTERESOWAŁ CIĘ TEN TEMAT? CZYTAJ WIĘCEJ W TYGODNIKU GAZETA PRAWNA >>>