Na początku czerwca ubiegłego roku w Tygodniku Gazeta Prawna opublikowaliśmy artykuł pod tytułem: „Ochrona prawna sygnalistów: rząd umywa ręce, ale zmiany idą z UE”. Pisaliśmy wówczas, że status prawny osób zgłaszających nieprawidłowości w firmach czy nawet poważne przestępstwa jest fatalny.

Wskazywaliśmy, że w polskim prawie właściwie próżno szukać przepisów, które wprost przewidywałyby ochronę sygnalistów, zwłaszcza przed zwolnieniem z pracy, mobbingiem czy dyskryminacją. Na pytanie o uregulowanie ochrony demaskatorów resort rodziny odpowiadał nam wymijająco. Ale już wtedy na finiszu były prace nad unijną dyrektywą o tajemnicy przedsiębiorstwa, która przewiduje pewne gwarancje ochrony przy ujawnianiu informacji niejawnych w interesie publicznym.

Dziś można już powiedzieć, że od tamtej pory wiele się zmieniło. Przede wszystkim od miesiąca mamy już pierwsze polskie przepisy dotyczące ochrony sygnalistów. Na razie to tylko regulacje w dwóch obszarach – bankowości i rynku kapitałowego. W nich jednak ryzyko nadużyć, zwłaszcza finansowych, jest bardzo duże. Warto pochylić się nad tymi przepisami, bo to pierwsze cegiełki w budowie systemu ochrony sygnalistów w Polsce. To, jak będą one funkcjonować w praktyce, może być ważną lekcją przy tworzeniu kompleksowej polskiej regulacji dla demaskatorów.

No właśnie – czy możemy liczyć na osobną ustawę o ochronie sygnalistów? Wydaje się, że są na to duże szanse. Podjęcie tego tematu obiecuje polski rząd, a niewykluczone, że nową uniwersalną regulację stworzy też Unia Europejska.