Jeśli sąd uważa, że pracownik naruszył podstawowe obowiązki, wykonując swoją pracę w czasie choroby, powinien to najpierw udowodnić – stwierdził Sąd Najwyższy.
Chory urzędnik, który zataił przed pracodawcą zwolnienie lekarskie i przychodził do pracy, nie musi narazić się z tego powodu na zarzuty łamania przepisów. Tak orzekł SN.
Urząd miasta zatrudniał na czas nieokreślony komendanta straży miejskiej. Do burmistrza 18 listopada 2014 r. wpłynęła informacja z policji, że komendant przekroczył uprawnienia służbowe i naraził urząd na straty rzędu 70 zł (chodziło o nieuprawniony przejazd samochodem).
W grudniu, w związku z przeziębieniem, mężczyzna poszedł na 3-dniowe zwolnienie lekarskie (od 10 do 12), ze wskazaniem, by nie wychodził z domu.
Jednak przez te trzy dni stawiał się do pracy i wykonywał powierzone mu obowiązki. 12 grudnia został wezwany do burmistrza, gdzie wręczono mu wypowiedzenie umowy o pracę z uwagi na brak zaufania w związku z uzyskaniem informacji o wszczęciu przez prokuratora postępowania karnego ściganego z oskarżenia publicznego.
Komendant zapoznał się z pismem, po czym stwierdził, że aktualnie przebywa na zwolnieniu lekarskim. Dostarczył je po zakończeniu rozmowy (było datowane na 9 grudnia).
19 grudnia zostało mu doręczone pismo o rozwiązaniu umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika.
Jako przyczynę wskazano ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych polegające na tym, że do 12 grudnia 2014 r. nie powiadomił pracodawcy o uzyskaniu zwolnienia lekarskiego 9 grudnia 2014 r., a ponadto w dniach 10, 11 i 12 grudnia 2014 r. przebywał w miejscu pracy i wykonywał czynności zawodowe mimo wskazania lekarza o konieczności pozostania w domu.
Komendant odwołał się do sądu I instancji. Ten orzekł, że przeciwko pracownikowi nie toczyło się żadne postępowanie karne – to przywołane przez burmistrza było prowadzone w sprawie, a nie przeciwko. Ponadto zatrudnionemu nie przedstawiono żadnych zarzutów, a w końcu zostało ono umorzone prawomocnym postanowieniem prokuratora wobec braku znamion czynu zabronionego.
Sąd uznał zatem, że nie istniały uzasadnione, racjonalne, rzeczywiste i obiektywne przesłanki powołane przez pracodawcę w wypowiedzeniu powodowi umowy, a skutkujące utratą do niego zaufania. Sąd przywrócił zwolnionego do pracy i zasądził 10 tys. zł za czas przebywania bez pracy.
Uznał też, że pracownik nie dopuścił się rażącego naruszenia prawa. Podkreślił, że jego zachowanie nie wynikało ze złej woli, rażącego niedbalstwa czy też ignorowania obowiązków, lecz wręcz przeciwnie – było spowodowane przede wszystkim troską, odpowiedzialnością i dbałością o prawidłowe wykonywanie powierzonych mu obowiązków kierowniczych. Dlatego też nawet w czasie choroby przychodził do pracy.
Sprawa trafiła do sądu II instancji, który orzekł, że jeśli w czasie zwolnienia lekarskiego pracownik nie stosuje się do zaleceń lekarza i podejmuje czynności sprzeczne z ich celem, prowadzące w efekcie do przedłużenia nieobecności w pracy, to zatrudniony godzi w dobro pracodawcy.
A to odpowiada naruszeniu podstawowego obowiązku pracownika wynikającego z treści przepisu art. 100 par. 1 pkt 4 k.p. Nawet jednorazowy przypadek dokonania nadużyć w zakresie korzystania ze świadczeń z ubezpieczenia społecznego stanowi ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych, uzasadniające rozwiązanie przez pracodawcę umowy bez wypowiedzenia z winy pracownika.
Sąd II instancji zmienił zaskarżony wyrok i oddalił odwołanie pracownika od zwolnienia dyscyplinarnego.
Pełnomocnik komendanta wniósł skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Skład orzekający uznał, że błędem jest twierdzenie, iż niepowiadomienie pracodawcy o zwolnieniu lekarskim i świadczenie pracy na rzecz pracodawcy w jego okresie w każdym przypadku kwalifikowane powinno być jako ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych.
Zdaniem SN sąd II instancji nie dokonał takiej oceny i na tej podstawie należy uchylić zaskarżony wyrok i przekazać go do ponownego rozpatrzenia.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 16 marca 2017 r., sygn. akt II PK 14/16.