500 tys. – tyle udało się zebrać podpisów pod wnioskiem w sprawie referendum edukacyjnego.
Listy zostały złożone w siedzibie ZNP. Tam są weryfikowane. Pod koniec marca wniosek zostanie złożony do Sejmu. Jeżeli zostałby przegłosowany, Polacy mogliby odpowiedzieć na pytanie: „Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 r.?”. Wiele jednak wskazuje na to, że referendum nie będzie. – Odbyło się przy wyborach parlamentarnych – tłumaczy Anna Zalewska, szefowa resortu edukacji. Krystyna Szumilas, była minister edukacji, się z nią nie zgadza i podkreśla, że PiS, idąc do wyborów, obiecywał, że będzie słuchać głosu narodu. I nie będzie odrzucać petycji obywatelskich. Posłowie PiS na razie nie chcą się deklarować, co zrobią, kiedy dojdzie do głosowania.
To drugi wniosek o referendum edukacyjne w ostatniej dekadzie. W czasie rządów koalicji PO-PSL w 2013 r. Karolina i Tomasz Elbanowscy w ramach akcji „Ratuj maluchy” zebrali milion głosów w niecałe pół roku. Chcieli, by Polacy wypowiedzi się na temat obowiązkowego posyłania 6-latków do szkół i czy powinny zniknąć gimnazja. Wniosek przepadł.
Także teraz samorządy nie liczą na to, że rząd wycofa się z reformy. I przygotowują się do nowych zasad gry. W tym roku będą musiały przygotować się na pierwsze VII klasy. Ale także muszą znaleźć miejsce dla 6-latków, które mają od września trzy opcje: zostaną w przedszkolu, wybiorą zerówkę w szkole albo I klasę. Wybór należy do rodziców. Analizujemy, czym się różni roczne przygotowanie przedszkolne od szkoły.