„Zasady ładu korporacyjnego dla instytucji nadzorowanych”, wydane przez Komisję Nadzoru Finansowego, są dokumentem wartym pochwalenia
prof. zw. dr hab. kierownik Katedry Prawa Gospodarczego i Handlowego na UMCS w Lublinie / Dziennik Gazeta Prawna
Z reguły w swoich felietonach tropię bezsensowne rozwiązania prawne, śledzę poczynania urzędników i legislatorów, po prostu „czepiam się”. Dzisiaj chcę chwalić. Bo przecież nie jest tak, że całe prawo jest bez sensu i należy – jak chciała to kandydatka na prezydenta RP – napisać je od początku. Swoją drogą to mogłoby być niezwykle ciekawe, gdybyśmy nagle obudzili się i, jak okiem sięgnąć, mieli nowe regulacje prawne. Ciągle zapomina się o tym, że świeże powinny być nowalijki, a prawo jest lepsze, gdy jest stare.
Do pochwalenia wybrałem sobie „Zasady ładu korporacyjnego dla instytucji nadzorowanych”, wydane przez Komisję Nadzoru Finansowego. Jest to swoisty kodeks corporate governance, który formułuje określone wzory zachowań, wykraczające ponad to, czego wymagają wyraźnie przepisy prawa, kodeks spółek handlowych w szczególności. Innymi słowy, zbiory dobrych praktyk korporacyjnych, czy inaczej je określając, zasady ładu korporacyjnego, są pewną konkretyzacją dobrych obyczajów.
Możemy spotkać wiele dokumentów różnych instytucji, które stawiają sobie za cel odpowiednie ukształtowanie dobrych praktyk jako zbioru zasad ładu korporacyjnego. A dlaczego chcę pochwalić dokument przygotowany przez Komisję Nadzoru Finansowego? Dlatego, że jest bardzo dobrze napisany i jako jeden z niewielu jest dowodem na dobre zrozumienie relacji nadzorującego z instytucjami nadzorowanymi, a także prawidłowe określenie relacji ze wspólnikami i klientami.
Hasłem przewodnim dokumentu, do którego się odnoszę, jest przyjęcie zasady, że tak udziałowcy, jak i organy spółek (zwani w dokumencie instytucjami nadzorowanymi) mają obowiązek działania w interesie spółki. Wszelkie działania organów czy realizacja uprawnień korporacyjnych odbywać się ma zawsze przy zachowaniu interesu spółki jako celu nadrzędnego. Wydawać by się mogło, że to takie oczywiste. Otóż nie dla wszystkich.
Wielokrotnie członkostwo w spółce, udział w jej organach rozumie się jako realizację praw własnych, z pominięciem interesu spółki. A przecież ten ostatni jest zawsze nadrzędny i ważniejszy od partykularnych interesów wspólników. Co do wspólników, paragrafy 9 i 10 „Zasad ładu korporacyjnego” KNF nie dają wątpliwości: „udziałowcy w swych decyzjach powinni kierować się interesami instytucji nadzorowanej”, „udziałowcy nie mogą ingerować w sposób sprawowania zarządu, w tym prowadzenie spraw przez organ zarządzający instytucji nadzorowanej”.
Gdy chodzi o członków organów, to sprawa wydaje się tak oczywista, że może nie powinna być przedmiotem ustaleń dobrych praktyk dla ich funkcjonowania. Ale oczywiste nie jest, gdy w ramach procedury wyłaniania członka zarządu czy rady nadzorczej wybierającemu wydaje się, że to będzie „jego człowiek”. To nie teoria, ale niezbędna zasada praktyczna, że w momencie powołania do organu powinna być przecięta nić łącząca osobę wybraną i wybierającego. Od tego bowiem momentu członek organu działa wyłącznie w interesie spółki (paragrafy 14 i 20 „Zasad ładu korporacyjnego” KNF: „Organ zarządzający, działając w interesie instytucji nadzorowanej...; organ nadzorujący sprawuje nadzór nad sprawami instytucji, kierując się przy wykonywaniu swoich zadań dbałością o prawidłowe i bezpieczne działanie instytucji nadzorowanej”). I sam ponosi za swoje działania odpowiedzialność. Siedzący na tylnym siedzeniu wybierający nie ponosi odpowiedzialności.
Nie tylko w „Zasadach ładu korporacyjnego” KNF, ale w ogóle w przepisach prawa nigdzie nie powinno być mowy o tym, żeby np. członek rady nadzorczej sprawował nadzór w interesie wspólnika. Jeżeli takie zasady są wprowadzane, to są one sprzeczne z prawem, a na pewno z dobrymi obyczajami.
Nie odnoszę się do innych ciekawych rozwiązań przyjętych w chwalonym dokumencie. Koncentruję się na najważniejszej moim zdaniem sprawie. Bo to właśnie ustalenie prawidłowych relacji między spółką a jej wspólnikami i klientami jest podstawą porządku korporacyjnego. Określenie tych relacji opacznie czy w ogóle brak ustaleń w tym zakresie może prowadzić do konfliktogennych relacji spółki z jej strukturą wewnętrzną i zewnętrzną. Dla członków organów może z kolei prowadzić do stanu schizofrenicznego, gdzie nie znajdą oni odpowiedzi: działać dla wspólników czy dla spółki?
PS. Po prawie 5 latach bojów wreszcie udało się doprowadzić do zaniechania przez Ministerstwo Sprawiedliwości prac nad koncepcją beznominałowych spółek z o.o. To, że zaprotestowało 16 katedr prawa gospodarczego i handlowego z całej Polski może miało jakieś znaczenie, ale nie przekonało ministra do jednego: że to było po prostu bez sensu. Zdaniem wiceministra działań należało zaniechać m.in. z powodu „braku zrozumienia dla sprawy ze strony uniwersyteckich prawników”. Zebrała się kupa uczonych głąbów i nic nie rozumie.
Szanowni Państwo. Jest zupełnie odwrotnie. Otóż całe nasze środowisko właśnie doskonale rozumiało problem i dlatego protestowaliśmy. Całe szczęście skutecznie. Na pewno z dobrym efektem dla prawa i dla rynku. Jeżeli ministerstwo tak bardzo było przekonane do nowinek, które jednak nigdzie się nie sprawdziły, to dlaczego nie obserwowało, jak zachowują się inni w obliczu kryzysu? Przykładowo na Słowacji pod koniec kwietnia weszły w życie zmiany w regulacjach spółki z o.o., ale idące w zupełnie odmiennym kierunku niż w Polsce, chroniące na czas kryzysu wspólników spółki, spółkę i jej otoczenie gospodarcze. A na spółkę z kapitałem zakładowym 1 euro na Słowacji – mimo początkowych zamiarów – nie zdecydowano się. Tak więc może lepiej czerpać wzory od rozsądnych, niż czerpać z niczego, eksperymentując bez sensu.
Na spółkę z kapitałem zakładowym 1 euro na Słowacji – mimo początkowych zamiarów – się nie zdecydowano. Tak więc może lepiej czerpać wzory od rozsądnych, niż czerpać z niczego, eksperymentując bez sensu