Przemysł kosmetyczny ma się doskonale. Najważniejsza jest skuteczność i to nią kierują się konsumenci wybierając dany produkt. Mało kto zwraca uwagę na skład preparatu i jego ewentualną szkodliwość. Czy rzeczywiście możemy sądzić, że skoro środek został dopuszczony do obrotu to nie może być szkodliwy?

Zgodnie z ustawą o kosmetykach (Dz. U. z 2004r., Nr 213, poz. 2158 z zm. – dalej ustawa) „kosmetykiem jest każda substancja chemiczna lub mieszanina, przeznaczone do zewnętrznego kontaktu z ciałem człowieka: skórą, włosami, wargami, paznokciami, zewnętrznymi narządami płciowymi, zębami i błonami śluzowymi jamy ustnej, których wyłącznym lub podstawowym celem jest utrzymanie ich w czystości, pielęgnowanie, ochrona, perfumowanie, zmiana wyglądu ciała lub ulepszenie jego zapachu”. Szampon, mydło, dezodorant, balsam, krem, perfumy, szminka itd. Wszystkie preparaty służące do dbania o higienę i urodę mieszczą się w tej kategorii. Warto więc zdać sobie sprawę ile środków dziennie aplikujemy naszemu organizmowi.

Ustawa zakazuje stosowania w kosmetykach:
• komórek, tkanek oraz innych substancji lub ich ekstraktów pochodzących z ciała ludzkiego;
• substancji zaklasyfikowanych jako rakotwórcze, mutagenne lub działające szkodliwie na rozrodczość;
• substancji testowanych na zwierzętach;


Pomimo tego zakazu w art. 5 ust. 2 zezwala na używanie śladowych ilości „substancji niedozwolonych do stosowania w kosmetykach, jeżeli technicznie nie można ich wyeliminować w procesie produkcji”. Oznacza to, że każdy z nas ma kosmetyki zawierające szkodliwe składniki. Problem nie jest duży, gdy patrzymy przez pryzmat jednego specyfiku, ale gdy zdamy sobie sprawę z tego jaka dawkę niepożądanych składników dostarczamy mu w ciągu doby lub w skali roku problem przybiera spore rozmiary.

Na szczęście możemy temu zapobiec, producenci mają obowiązek informowania na opakowaniu o składnikach preparatu. W trosce o zdrowie powinniśmy uważnie śledzić obcobrzmiące nazwy i znać ich znaczenie.