Wyższa kwota wolna w PIT zamiast kwotowej waloryzacji emerytur – taki wariant rozważa koalicja rządowa. Wicepremier Janusz Piechociński w wywiadzie dla DGP mówi, że z uwagi na bardzo niską inflację podwyżki przyszłorocznych emerytur będą bardzo małe. W grę raczej nie wchodzi waloryzacja kwotowa. – Ponieważ mogłaby być ponownie zaskarżona, umówiliśmy się, że zrealizujemy ten cel przez istotne podniesienie kwoty wolnej w podatku dochodowym – tłumaczy Piechociński. – Istotne zwiększenie, i to dla wszystkich. To mechanizm, któremu nie można zarzucić niekonstytucyjności.
Spodziewa się pan kolejnych sankcji ze strony Rosji?
Są dwie szkoły odpowiadania na pytania w tej sprawie. Pierwsza to wymachiwanie szabelką i kombinowanie, jaki jeszcze cios zadać Kremlowi. Druga to być wstrzemięźliwym w opiniach i przygotowanym na czasy złej pogody w gospodarce ze świadomością, że eskalowanie napięcia z sąsiednim rynkiem to jest obosieczna broń. Jeśli ktoś na tym wygra, to raczej ci, którzy dziś bezpośrednio nie uczestniczą w tej wymianie ciosów. Polska polityka i polska przedsiębiorczość nie powinny skupiać się na tym, jak jeszcze Rosji zaszkodzić. Powinniśmy być solidarni z Ukrainą, ale mądrze.Na przykład przez współdziałanie w ramach całej Unii.
Czy sankcje rzeczywiście są dużym zagrożeniem dla polskiej gospodarki?
Jeszcze przed formalnym wprowadzeniem embarga nasi eksporterzy mieli coraz mniejsze marże, co wynikało z mniejszego popytu ze strony gospodarki rosyjskiej i dużego spadku wartości rubla. Np. nasze mleczarstwo sygnalizowało, że musi się coraz bardziej dzielić marżą z kontrahentami rosyjskimi. Pamiętajmy, o jakiej skali mówimy. Towary objęte embargiem to wartość ponad 1,1 mld zł. Eksportem towarów do Rosji – tych objętych dziś embargiem – zajmowało się pod koniec ubiegłego roku 800 podmiotów z branży owocowo-warzywnej, 155 sprzedawało mięso i nabiał, a 44 materiał szkółkarski. Do tego dodajmy milion ton jabłek. Nawet jeśli uda nam się część naszego eksportu przekierować przez Białoruś czy Kazachstan, to trzeba mieć świadomość, że pojawiają się nowe metody protekcjonizmu. Np. Białoruś buduje przy granicy z Polską centrum logistyczne, bo zakłada, że będzie pośrednikiem miedzy Zachodem a Wschodem, ale przy wykorzystaniu własnego transportu. Jeśli dodać do tego dylematy, przed którymi stoi Rosja, która odłożyła swoje odstąpienie od konwencji TIR do końca listopada, to może się okazać, że wojna handlowa, którą teraz mamy, to nic w porównaniu do wojny transportowej, jaka może wybuchnąć na wielką skalę.
Kto ucierpi najbardziej? Sadownicy?
Dla mnie dziś sprzedaż jabłek nie jest największym problemem. Można je przetwarzać, da się je długo przechowywać. Jeśli mówimy o eksporcie, to tak naprawdę jabłko eksportowe pojawi się dopiero w październiku. W ubiegłym roku wyprodukowaliśmy ok. 3 mln ton jabłek, szacunki na ten rok to ok. 3,2 mln ton. Zdecydowana większość sadowników ma jednak zdolności przechowalnicze, bo dobrze wykorzystaliśmy w tym zakresie środki unijne. Wybudowane zostały chłodnie, sortownie, pojawiły się duże, silne grupy producenckie. Poza tym przed wprowadzeniem embarga w I półroczu „wielka” Rosja kupiła od nas jabłka za 240 mln dol., a „mała” Białoruś za 100 mln dol. Pamiętajmy o tym, że Białoruś i Kazachstan nie dołączyły do rosyjskich sankcji. Pamiętajmy, że obwód kaliningradzki jest zakochany w polskich produktach – dlatego też wstrzemięźliwie trzeba wypowiadać się na temat wymierzania kolejnych ciosów Rosji.
Kto może liczyć na odszkodowania z tytułu utraconych korzyści na Wschodzie?
W tej chwili trwają rozmowy, decyzje mają zapaść na początku września.
Ile miałyby wynosić te odszkodowania, jaki procent strat miałyby zrekompensować? I skąd miałyby się wziąć na to pieniądze – czy także z budżetu?
Za wcześnie mówić o takich szczegółach. Decyzje nie zapadły, a poza tym jeszcze nie rozpoczął się sezon tegorocznych zbiorów jabłek. Wyliczanie już dziś wielkości szkód byłoby przedwczesne.
Jaki będzie wpływ tej całej sytuacji na naszą gospodarkę?
Wyhamowanie tempa wzrostu PKB w drugim kwartale do 3,2 proc. z 3,4 proc. w pierwszym tylko częściowo było spowodowane kryzysem na Wschodzie. Koncentrujemy się na tym, co się dzieje za wschodnią granicą, nie dostrzegając negatywnych sygnałów z Zachodu. W tym roku nasz wzrost PKB powinien sięgnąć 3 proc. – chyba że nastąpi jakaś totalna eskalacja działań militarnych. Ale to, co jest nie mniej ważne, to ciągle słaba dynamika wzrostu gospodarczego wiodących gospodarek strefy euro, zwłaszcza niemieckiej. Jeszcze pod koniec roku niektóre niezależne ośrodki prognozowały wzrost gospodarczy w Niemczech w tym roku na 1,5 proc. PKB. Tymczasem w I kw. wyniósł on 0,8 proc., w II już 0,2 proc., a prognozy na trzeci wskazują nawet na lekki spadek PKB.
Deflacja zostanie na dłużej?
Kluczowa jest odpowiedź, co dalej będzie z eksportem. Może być on znów gospodarczą lokomotywą.
A powinno się wywierać presję na RPP, żeby dalej cięła stopy procentowe? Realnie są one najwyższe w regionie.
To akurat najsłabszy argument tych, którzy są zwolennikami ostrożnej polityki pieniężnej. Kluczowe dla gospodarki jest to, w jaki sposób będziemy wspierać i pobudzać eksport, produkcję i chronić miejsca pracy. Staram się wyciągać wnioski z wojen, jakie toczyli niektórzy ministrowie z bankiem centralnym w poprzednich latach. Z prezesem NBP i z członkami RPP będę na ten temat rozmawiał za zamkniętymi drzwiami.
Obniżka sprzyjałaby eksportowi czy całej gospodarce?
Już obecnie mamy osłabienie złotego. Dopóki nasza waluta będzie utrzymywała kurs między 4,10 a 4,30, to relacje między naszymi kosztami towarów z importu a eksportem są właściwe. Sytuacja międzynarodowa powoduje, że ceny paliw raczej nie wzrosną – to także jedna z przyczyn deflacji. Ale wystarczy jedno zagrożenie i możemy mieć do czynienia z tej strony z zagrożeniem inflacyjnym.
Jak kryzys wpłynie na sytuację naszego górnictwa?
Mamy sygnały z Ukrainy, że jest zainteresowanie naszym węglem. Jednak dopóki nie mamy konkretnych kontraktów, nie chcę wzbudzać nadmiernych oczekiwań. Ale sytuacja na rynkach nie jest sprzyjająca z uwagi na niskie ceny. Mimo, że rośnie zapotrzebowanie na węgiel, także w Europie, to nadal nie widać szans na jego eksport w cenach powyżej kosztów wydobycia. Tym bardziej że rośnie presja taniego węgla z USA czy Australii, nie mówiąc o rosyjskim.
To co możemy zrobić?
Mówienie o łączeniu różnych grup bez monitoringu zmniejszania kosztów nie będzie skuteczne. Potrzebne jest przesuwanie mocy wytwórczych na najbardziej wydajne odcinki, zwiększanie wydajności na kombajn, usprawnienie transportu pod ziemią, pozbycie się nadmiaru zatrudnienia w administracji czy wydzielenie nierentownych kopalń, w których ze wsparciem publicznym wydobycie zostanie wygaszone, aż wreszcie stabilizowanie popytu na węgiel przez rozbudowę energetyki. Na każdym poziomie jest gigantyczna praca.
Czy gdyby zimą doszło do kryzysu gazowego związanego z tym konfliktem, możemy być spokojni?
Dla każdego wariantu mamy to przećwiczone. Gdyby doszło do przerwania dostaw przez Ukrainę, np. z powodu podbierania przez Ukraińców gazu, który idzie tranzytem na Zachód, polski system gazowy wytrzyma. Możemy to zrekompensować zwiększonymi dostawami gazociągiem jamalskim, jeśli zgodzi się Rosja, a także czerpiąc gaz z rozbudowanych magazynów. Możliwe jest też wykorzystanie połączeń gazowych, tzw. interkonektorów, z Czechami i Niemcami. To daje szanse na kilka miliardów metrów sześciennych surowca więcej. Gdyby natomiast doszło, np. na skutek ataków terrorystycznych czy awarii technicznej, do zakłócenia dostaw z Rosji zarówno przez Ukrainę, jak i Białoruś, nie tylko dla nas byłoby to dramatyczne wyzwanie. Trzeba byłoby sięgać do wyłączeń dla dużych odbiorców przemysłowych.
A co z projektami PSL, jak waloryzacja kwotowa emerytur?
Umówiliśmy się miesiąc temu, że przeanalizujemy wszystkie warianty w kontekście deflacji i potrzeby ochrony konsumpcji gospodarstw najsłabszych, bo to w nie deflacja i brak waloryzacji biją szczególnie. Ponieważ waloryzacja kwotowa mogłaby być ponownie zaskarżona, umówiliśmy się, że przećwiczymy inny wariat i zrealizujemy ten cel przez istotne podniesienie kwoty wolnej w podatku dochodowym.
Jak duże i dla kogo?
Istotne zwiększenie i dla wszystkich. To mechanizm, któremu nie można zarzucić niekonstytucyjności, bo jest powszechny.
A pomysły degresywnej zmiany kwoty wolnej, czyli większej dla zarabiających mniej?
Możemy mieć ten sam problem, co przy kwotowej, czyli zarzut niekonstytucyjności. Ja wolałbym kwotową, ale jeśli ma nie być wątpliwości konstytucyjnych, to lepszy jest wariant z kwotą wolną. Jedno z pierwszych powakacyjnych posiedzeń koalicji będzie temu poświęcone.
A wchodzą w grę zmiany w ulgach na dzieci?
Sytuacja budżetowa jest określona i mamy swoje ograniczenia. W dalszym ciągu pracujemy nad tym, by ograniczenia deficytu finansów publicznych nie były tak trudne dla niektórych samorządów chcących sięgnąć po środki unijne. Bo część z nich już na etapie składania wniosków dostaje sygnały od regionalnych izb obrachunkowych, że mogą być z tym kłopoty. A chcielibyśmy, by inwestycje były priorytetem.