Rząd wyciąga rękę do najmniej zarabiających. Mają być zmiany w PIT i zapowiadana przez nas wcześniej waloryzacja mieszana. Na rewolucji w systemie podatkowym ktoś będzie też musiał stracić
Jak odliczaliśmy ulgę na dzieci / Dziennik Gazeta Prawna
Mirosław Barszcz były wiceminister finansów / DGP

Szykują się zmiany w rozliczeniach z fiskusem. Ma być sprawiedliwiej. Najuboższe rodziny wielodzietne zwolnione z podatku albo wysokość kwoty wolnej w PIT uzależniona od wysokości dochodów – to zmiany w podatkach, których wprowadzenie rozważa rząd.

Pierwszy z branych pod uwagę wariantów zakłada zwolnienie z podatku rodzin z co najmniej trójką dzieci, których roczny dochód nie przekracza 85 828 zł. Z punktu widzenia fiskusa nie stanowi to problemu, gdyż takich rodzin jest niewiele. Ponadto zazwyczaj korzystają one z ulg na dzieci i osiągają niskie dochody, w związku z czym i tak płacą niskie podatki.

Drugi wariant przewiduje wprowadzenie degresywnej kwoty wolnej – malałaby ona wraz ze wzrostem dochodów. Obecnie zwolnienie jest identyczne dla każdego bez względu na zarobki, zaś sama kwota nie była podwyższana od 2009 r. Degresywna kwota wolna zwiększyłaby progresję podatkową, czyli uzależnienie wzrostu płaconych podatków od osiąganych dochodów.

Resort finansów bierze pod uwagę jeszcze inne rozwiązanie: ujednolicenie składek i podatków. Obecnie składki na ubezpieczenia społeczne i podatki są płacone na nieco innych zasadach. Składka emerytalna dla przedsiębiorców odpowiada składce od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. W przypadku osób zarabiających większe kwoty to faktycznie podatkowy przywilej. Dlatego resort rozważa wprowadzenie dla nich liniowej stawki składki. Skorzystałyby na tym osoby zarabiające mniej – ich składki byłyby niższe.

Wyliczenia zysków i strat dla wszystkich trzech wariantów trwają. – Najlepiej, aby nowe rozwiązanie było neutralne dla budżetu lub powodowało jak najniższe koszty – usłyszeliśmy od osoby zaangażowanej w projekt. Wprowadzając zmiany, rząd musi też brać pod uwagę ograniczenia wynikające z procedury nadmiernego deficytu. Decyzje, czy do zmian w ogóle dojdzie, mogą zapaść jeszcze pod koniec sierpnia. Na razie jednak nie wiadomo, czy miałyby wejść w życie już w 2015, czy dopiero od 2016 roku.

Nad propozycjami zmian pracują resort finansów i kancelaria premiera. Zastanawiają się, co jeszcze przed końcem kadencji Sejmu można by zmienić w podatkach dochodowych. Rząd przelicza różne warianty zmian, celem każdego z nich ma być ulżenie najsłabiej zarabiającym, zwłaszcza rodzinom wielodzietnym.
Jak pokazują dane GUS, dochód rozporządzalny w małżeństwach bezdzietnych wynosił w 2012 r. 1800 zł na osobę, podczas gdy już w rodzinach z trójką i więcej dzieci – jedynie 756 zł. Taka sytuacja wpływa na decyzje dotyczące posiadania dzieci. Do tego w obecnym systemie podatkowym 1/3 rodzin płacących podatek dochodowy nie może w pełni skorzystać z ulgi prorodzinnej.
Także dlatego zreformowania systemu podatkowego w tej sferze domaga się Bronisław Komorowski, który zamiast dotychczasowych ulg proponuje wprowadzenie zasady, że kwota wolna zwiększa się w zależności od liczby posiadanych dzieci. Prezydent nie wyklucza złożenia własnego projektu, jeśli rząd sam nie przygotuje rozwiązań w tym zakresie. Jest także inny istotny motyw. W przyszłym roku odbędą się wybory prezydenckie i parlamentarne, więc nowe rozwiązania mogą być argumentem wykorzystanym w kampanii przez partie koalicji.
Rząd pracuje nad różnymi wariantami zmian w podatkach, ale tylko jeden z nich będzie mógł wejść w życie. Każdy ma swoje plusy i minusy. Warianty dotyczące zmian w ulgach na dzieci czy kwocie wolnej mają wspomóc głównie rodziny z dziećmi. Z kolei ujednolicenie podatków i składek z jednej strony dawałoby szansę na równiejsze rozłożenie ciężarów między podatnikami, a z drugiej – na zwiększenie wpływów do ZUS.
Obecnie bowiem znaczna część płacących składki korzysta z ryczałtu odpowiadającego składce od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. W ramach tego pomysłu pojawia się też idea zniesienia tzw. 30-krotności. Dziś po przekroczeniu poziomu wynagrodzenia odpowiadającego 30 średnim pensjom podatnik przestaje płacić składki emerytalne. To z jednej strony powoduje, że jego przyszła emerytura nie będzie znacząco odbiegała od innych, z drugiej jednak obniża bieżące wpływy do ZUS, co z kolei zwiększa dotowanie zakładu z budżetu.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, przyjmują rządowe pomysły z mieszanymi uczuciami. Jarosław Neneman, były wiceminister finansów, a dziś doradca prezydenta, mówi, że obecny kształt ulg prorodzinnych w podatku PIT jest mało efektywny. – Ten system nie działa dobrze, bo jest niesprawiedliwy i nieskuteczny. Jeśli ktoś ma dużo dzieci i niskie dochody, nie jest w stanie skonsumować ulgi. Trafia więc ona często tam, gdzie nie powinna trafić – przekonuje Neneman.
Z kolei Jakub Borowski, główny ekonomista Crédit Agricole, wskazuje, że może być kłopot ze sfinansowaniem tego rozwiązania. Jeśli miałoby ono być neutralne dla budżetu, mogłoby to oznaczać ograniczenie dostępu do ulg dla innych podatników, np. poprzez odebranie możliwości odliczeń rodzinom o wyższych dochodach. – W praktyce wspieranie dzietności dotyczyłoby więc tylko rodzin najuboższych. A takiego modelu nie realizuje żaden kraj w Europie – twierdzi Borowski.
Zdaniem Jarosława Nenemana trzeba się zastanowić nad sensem ulg prorodzinnych w PIT jako takich. – Nie jestem zwolennikiem tego modelu. Lepiej zapewnić takie wsparcie najbiedniejszym za pomocą prostego transferu z budżetu niż przez ulgę w podatku. Jeśli chcemy, żeby wsparcie trafiało do legalnie pracujących rodzin, można powiązać wysokość transferu na dzieci z dochodem zadeklarowanym w PIT – proponuje.
Obaj nasi rozmówcy uważają, że system podatkowy nie jest dobrym narzędziem do wspierania polityki prorodzinnej. A jeśli już, zmiany powinny mieć charakter kompleksowy i dotyczyć także zasad wspólnego rozliczania małżonków, które w obecnym kształcie nie mają ekonomicznego sensu. Budżet wydaje na tę ulgę 3,5 mld zł, a często trafia ona do dobrze zarabiających, bezdzietnych rodzin, więc z punktu widzenia polityki prorodzinnej jej sens jest ograniczony.
Bardziej skuteczne byłyby inne formy pomocy. – Choćby program ułatwiający kobietom powrót na rynek pracy po urodzeniu dzieci lub ustawowe uregulowanie większego udziału ojców w urlopach macierzyńskich i wychowawczych. To mógłby być lepszy impuls dla zwiększenia dzietności niż zwolnienie w PIT dla wielodzietnych rodzin o niskich dochodach – uważa Jakub Borowski.
Drugi pomysł MF, czyli tzw. degresywną kwotę wolną, zmniejszającą się ze wzrostem dochodu, eksperci traktują jako sposób na zwiększenie progresji w podatku PIT. Dzięki takiemu mechanizmowi faktyczna wysokość płaconych podatków byłaby bardziej zróżnicowana niż obecnie, i to bez zmian w wysokości stawek. Dziś obowiązuje jeden próg podatkowy i dwie stawki. Jakub Borowski ocenia jednak, że większa progresja nie jest potrzebna polskiej gospodarce, a mogłaby jej nawet zaszkodzić.
– Trzeba pamiętać, że to właśnie podatnicy o najwyższych dochodach mają największą skłonność do oszczędzania. Zwiększenie progresji przejściowo pewnie doprowadziłoby do wzrostu konsumpcji, bo podatnicy z niskimi dochodami mogliby zwiększyć wydatki, ale jednocześnie mogłoby negatywnie wpłynąć na poziom oszczędności w gospodarce – ocenia ekonomista Crédit Agricole.
Zmiany podatkowe to niejedyny pomysł rządu dla osób słabiej uposażonych. Jak już pisaliśmy na łamach DGP, oprócz rozwiązań podatkowych rząd pracuje nad waloryzacją mieszaną, która miałaby zagwarantować, że najniższe emerytury wzrosną co najmniej o ustaloną z góry kwotę. Brane są pod uwagę podwyżki o 10, 20, 30 lub 35 zł. Nie wiadomo jednak, czy jeśli rząd wypracuje nowe rozwiązania podatkowe, wejdą one w życie od przyszłego czy dopiero od 2016 r. Wiele zależy od tego, czy ich koszty nie zaburzą procesu ograniczania deficytu poniżej dozwolonej przez UE wartości 3 proc. PKB. Jeśli zapadnie decyzja o wprowadzeniu zmian od nowego roku, projekt ustawy powinien trafić do Sejmu razem z budżetem na 2015 r.
OPINIA

Ulgi na dzieci nieźle się sprawdzają

Prowadzenie jakiejkolwiek polityki wymaga pieniędzy, jeśli nawet nie w formie bezpośrednich wydatków czy dotacji z budżetu, to chociażby w formie pensji urzędników i kosztów instytucji, które taką politykę mają prowadzić. W tym sensie polityka podatkowa, czyli sposób, w jaki państwo obciąża obywateli i przedsiębiorstwa, jest w jakimś sensie polityką najważniejszą.
Państwa europejskie starają się wspierać podatkami politykę w zakresie ochrony zdrowia (akcyza od tytoniu i alkoholu, a Szwecja rozważała swego czasu nałożenie akcyzy na cukier), kwestie polityki przemysłowej i ekologicznej (akcyza na nośniki energii, takie jak paliwa, gaz czy prąd elektryczny), politykę inwestycyjną i gospodarczą (ulgi inwestycyjne). Tradycyjnie jednak sposób i struktura opodatkowania ma największy wpływ na politykę społeczną i rodzinną.
Mówiąc o polityce społecznej, mam na myśli przede wszystkim system ulg dla najniżej zarabiających, czyli kwoty wolne od opodatkowania. Wychodzi się z założenia, że prowadząc racjonalną politykę socjalną, nie ma sensu zabierać najniżej zarabiającym podatków z ich niewysokich pensji, aby później wspierać ich zasiłkami czy zapomogami. Dlatego też w większości krajów europejskich te dwa kryteria (kwota wolna i wysokość zarobków uprawniająca do opieki społecznej) są w jakiś sposób ze sobą skorelowane.
Niestety, nie w Polsce. Kiedy na początku lat 90. wprowadzano PIT, kwoty te były na zbliżonym poziomie. Później jednak zamrożono waloryzację kwot wolnych, jednocześnie stale podnosząc kwoty uprawniające do korzystania np. z zasiłków rodzinnych. Dlatego dziś mamy dość absurdalną sytuację, w której państwo jedną ręką zabiera podatki, a drugą – wypłaca zasiłki. A kwota wolna od opodatkowania jest dziś najniższa w całej UE.
Z drugiej strony, system podatkowy jest ważnym elementem polityki rodzinnej. Wszystkie chyba kraje UE posiadają jakiś system wspierania rodziny, począwszy od ulg na dzieci w modelu podobnym do tego, który obowiązuje w naszym kraju, a skończywszy na ciekawym systemie podatku negatywnego obowiązującego na Słowacji i łączącego w jednym modelu elementy polityki podatkowej, socjalnej i rodzinnej.
System ten polega w skrócie na tym, że zróżnicowanie dochodów w gospodarstwach domowych jest nieco zniwelowane tym, że ustala się pewną kwotę (np. minimum socjalne), powyżej której dochód jest opodatkowany określoną stawką podatkową (np. 19 proc.), a poniżej której gospodarstwo domowe otrzymuje wsparcie od państwa w wysokości 19 proc. różnicy pomiędzy dochodem na członka gospodarstwa domowego a minimum socjalnym.
Polski system ulg podatkowych na wychowanie dzieci po ostatnich zmianach nie jest na pewno tak wyrafinowany, jak opisany powyżej, ale moim zdaniem sprawdza się całkiem dobrze. Najważniejsze jest to, że dostrzeżono potrzeby rodzin wielodzietnych i tych aspirujących do posiadania więcej niż dwójki dzieci oraz wprowadzono progresję, zwiększoną kwotę do odliczenia na trzecie, czwarte i każde kolejne dziecko.