Ostatnie dni składania rocznych zeznań podatkowych (PIT) upłynęły kolejny już rok z rzędu pod hasłem desperackiej walki resortu finansów o uzyskanie jak najlepszych wyników w liczbie osób rozliczających się przez system e-Deklaracje.
Tym razem pod hasłem „Kiedy wpadnie drugi milion”. Do 26 kwietnia elektronicznych zeznań było już bowiem pond 1,7 mln. Dużo. W rozliczeniu za roku ubiegły było ich ponad 950 tys. Postęp jest zatem widoczny, a akcje edukacyjno-informacyjne prowadzone przez resort finansów, jak również dokonane w przepisach zmiany, które ułatwiły składnie ePIT , wyraźnie przynoszą rezultat. A w każdym razie z takim przekonaniem wybrałem się w środę na pocztę, żeby wysłać jakże anachroniczny w tych czasach list. I tu spotkała mnie niemiła niespodzianka, która dała mi sporo do myślenia. Po pierwsze zaskoczyła mnie spora jak na tę część miesiąca kolejka. No ale trudno, poczta jak poczta, czasem postać trzeba. Tu niewiele się od lat zmienia. Ale nudząc się w oczekiwaniu na swoje wymarzone miejsce przy pocztowym okienku, miałem dość czasu, by bacznie przyjrzeć się swoim współtowarzyszom niedoli. I tu spotkało mnie niemałe zaskoczenie. Na kilkanaście osób obecnych w pocztowym ogonku większość wysyłała pocztą swój PIT.
Trudno zresztą było tego nie zauważyć, zważywszy, że to właśnie na poczcie trwało gorączkowe wypełnianie ostatnich rubryk zeznania i pakowanie wszystkiego w koperty. Ku mej rozpaczy, także już przy samym okienku, co cały proces wysyłania listu dodatkowo niemiłosiernie wydłużyło. Ta pocztowa przygoda uświadomiła mi jednak ważny fakt. Otóż gdy patrzy się na dane z resortu finansów, to 1,7 czy 2 mln elektronicznych zeznań robi naprawdę spore wrażenie. Jeśli jednak się zastanowić i uświadomić sobie, że wszystkich rozliczających się z PIT jest ok. 26 mln, szybko okaże się, że elektroniczne rozliczenia wcale nie są tak popularne, jakby się mogło pozornie wydawać. 2 mln osób to ledwie nieco ponad 7 proc. ogółu podatników.
A zatem elektronicznie rozlicza się dziś mniej niż co 10. podatnik. To dramatycznie mało. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że część z pozostałych 24 mln osób rozliczana jest albo przez zakład pracy, albo przez ZUS, to i tak zdecydowana większość podatników woli pielgrzymować ze swoim PIT-em albo na pocztę, albo bezpośrednio do urzędu skarbowego. Nie świadczy to niestety najlepiej o naszej nowoczesności. Chociaż powód może być też całkiem inny, brak wiary w bezpieczeństwo wirtualnych rozliczeń z fiskusem. Wszak wystarczy mały błąd i nasze zeznanie może utknąć gdzieś tam pomiędzy Ministerstwem Finansów i urzędem skarbowym. I niby jest, a jakby go nie było. Tak jak w przypadku naszego czytelnika, którego historię opisywaliśmy w wydaniu wtorkowym.