Miał ruszyć w styczniu, potem w czerwcu, teraz jest mowa o końcu roku. W miejsce kulawego ePUAP powstaje jego nowa, podobno o wiele bardziej praktyczna i intuicyjna wersja – ePUAP2.
Epupa, niski epułap, potwór z Loch Ness. Tak się mówi o ePUAP-ie, którego, no cóż, chętnie byśmy się pozbyli. Ale nie da się, bo takie nasze dziedzictwo narodowe – tak Sebastian Christow, od niedawna wiceszef departamentu informatyzacji w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji, mówił przed kilkoma dniami, opowiadając o zmianach, jakie szykuje jego resort w ramach poprawionego ePUAP2. A na te zmiany jest najwyższa pora. Pierwotnie nowy system zapowiadano na styczeń tego roku, ale odkąd Andrzej Halicki został nowym ministrem cyfryzacji, start ePUAP2 z miesiąca na miesiąc jest przesuwany. Urzędnicy mówili już o marcu, czerwcu, lecie, a ostatnio jako datę podaje się po prostu koniec 2015 r. Dłużej nie da się startu odkładać, bo cała nowa platforma współfinansowana z dotacji unijnych (łącznie jej budowa pochłonęła około 50 mln zł) musi być i ukończona, i rozliczona do końca 2015 r.
Dłużej nie można też zwlekać, bo stary ePUAP choć nie jest popularny, osiąga szczyty przepustowości i przy każdym większym ruchu w okresach rozliczeniowych samorządów ma poważne problemy z działaniem. Ta platforma miała być sztandarowym projektem polskiej e-administracji, dzięki któremu obywatele mieli mieć łatwy kontakt z urzędami, a okazała się jedną z największych porażek. Nie tylko na system wydano ogromne pieniądze (z kosztami utrzymania ponad 79 mln zł), dodatkowo jego obsługa co roku kosztuje nawet 19 mln zł i, co najważniejsze, pozostaje on systemem nieintuicyjnym i w efekcie bardzo sporadycznie używanym.
Po pięciu latach od uruchomienia profile zaufane, czyli konta dla indywidualnych osób, które miały być tanią i wygodną alternatywną dla podpisu elektronicznego, ma 385 tys. osób. Ostatnie miesiące to wzrost ich popularności (jak chwali się MAiC, w styczniu tego roku profile założyło 13 tys. osób, w lutym 24 tys., a w marcu już 36 tys.), ale urzędnicy przyznają, że to nie jest platforma, która jest dostosowana do potrzeb ludzi i urzędników. – O tym, że to potężny niewypał, wiadomo od co najmniej dwóch, trzech lat. Owszem, zaczęła trochę poprawiać wyniki, ale musiał być w to włożony ogromny wysiłek, zupełnie nieprzekładający się na skuteczność – zdradza nam urzędnik współpracujący z MSW. – Ale rzeczywiście wydano spore pieniądze i teraz nie bardzo można platformę zamknąć, zamiast tego powstaje jej nowa wersja, miejmy nadzieję, że będzie bardziej praktyczna – dodaje urzędnik.
Rzeczywiście, planowanych w nowym ePUAP2 zmian jest sporo. MAiC w ostatnich dniach zaczął pokazywać pierwsze ich efekty: od przyjaznego i bardziej intuicyjnego interfejsu, w którym obywatel chcący załatwić urzędową sprawę będzie mógł się łatwiej poruszać, po wprowadzenie mobilnego podpisu elektronicznego. – Takie rozwiązanie mają Duńczycy, Austriacy, a ostatnio wprowadzili je Portugalczycy, choć wcześniej było tam potwierdzanie cyfrowej tożsamości obywatela za pomocą chipu w dowodzie osobistym. Jest takie oczekiwanie w Unii, by e-usługi były dostępne mobilnie, co wiąże się z popularyzacją smartfonów i tabletów. Nowy ePUAP ma taką opcję oferować – dodaje Christow.
Jedno to poprawienie systemu, drugie to nauczenie urzędników korzystania z niego. Po problemach z wdrażaniem Źródła (nowych rejestrów danych obsługiwanych przez samorządy), programu, który od prawie dwóch miesięcy od startu wciąż wśród urzędników cieszy się złą opinią i wywołuje kolejne skargi, MAiC przed uruchomieniem nowego ePUAP-u planuje szkolenia. Mają objąć 2,5 tys. urzędników z minimum 600 urzędów.