Ujednolicenie procedur przydzielania częstotliwości na terenie UE ma zapobiec bałaganowi przy aukcjach LTE.
Szybki rozwój / Dziennik Gazeta Prawna
Lokalni operatorzy telekomunikacyjni będą musieli zamknąć biznes lub radykalnie zmienić jego model, ale skorzysta na tym przeciętny konsument? Taki scenariusz jest prawdopodobny. O co chodzi?
Otóż Komisja Europejska uznała, że niekorzystna jest sytuacja, gdy tak ważna kwestia jak rozdział częstotliwości pomiędzy firmy telekomunikacyjne odbywa się w każdym państwie członkowskim według innych kryteriów. W niektórych licytacja trwa kilka dni. W Polsce z kolei przez wiele miesięcy i kończy się postępowaniami sądowymi. Tracą na tym wszyscy. I przedsiębiorcy, którzy w każdym kraju muszą działać w inny sposób, i konsumenci. Wszelkie problemy organizacyjne przy urządzaniu aukcji odbijają się bowiem właśnie na odbiorcach usług. W efekcie do przeciętnego Nowaka czy Smitha szerokopasmowy internet mobilny dociera później i drożej, niż mógłby.
Projekt remedium powstaje w biurze komisarza ds. jednolitego rynku cyfrowego. Jest on na końcowym etapie prac. Dotarł do niego Reuters, który ustalił także, że przygotowane rozwiązanie w najbliższych tygodniach trafi do Parlamentu Europejskiego. Miałoby zacząć obowiązywać już od 2018 r. Co w nim znajdujemy? Po pierwsze, unijni decydenci chcą, aby rezerwacje częstotliwości przydzielano na co najmniej 25 lat. Obecnie w wielu krajach jest to okres 15-letni.
Zachęta do inwestycji
„Dłuższy termin powinien wpłynąć na stabilność inwestycji podejmowanych przez przedsiębiorców” – czytamy w dokumencie. Z analizy przeprowadzonej przez urzędników KE wynika bowiem, że czym większa pewność biznesu, iż będzie mógł przez długi czas wykorzystywać częstotliwość, tym większa skłonność do inwestowania. Teraz jest ona ograniczona właśnie z powodu niepewności co do pozycji, jaką będzie zajmował operator po kolejnym rozdaniu pasma.
Ta propozycja wiąże się wszakże z większymi kosztami ponoszonymi przez firmy. Rezerwacja na 25 lat będzie oczywiście droższa niż na okres o 10 lat krótszy. To zaś może wzmocnić pozycję największych i najbogatszych na unijnym rynku, jak choćby Deutsche Telekom czy Vodafone.
Kluczowa wydaje się jednak druga propozycja. Komisja Europejska chciałaby bowiem, aby w ramach jednolitego rynku cyfrowego organizowane były aukcje ponadnarodowe. Przykładowo Polska, Czechy, Słowacja i Węgry mogłyby zorganizować jedno postępowanie, Hiszpania i Portugalia drugie etc. Dzięki temu w ramach jednej aukcji zwycięzca zgarniałby pulę w kilku państwach. Sprzyjałoby to jego chęci do rozwoju w danym regionie Europy, a także wzmocniło pozycję negocjacyjną państw, które zdecydowałyby się działać razem.
Ale tu pojawia się pewne ryzyko. Otóż ta koncepcja także wzmocniłaby największych na rynku, którzy prowadzą działalność w wielu państwach. Na przykład Vodafone na możliwości negocjowania warunków z wieloma państwami naraz by zyskało. Dla krajowych operatorów, jak choćby w Polsce Polkomtelu czy P4, konieczność udziału w postępowaniu na rezerwację w kilku krajach byłaby jednak zupełnie nieopłacalna. Innymi słowy, zyskaliby przedsiębiorcy prowadzący biznes we wszystkich państwach, które zdecydowałyby się na wspólną aukcję.
W praktyce nowe zasady proponowane przez KE zapewne zmobilizowałyby lokalnych przedsiębiorców telekomunikacyjnych do połączenia się z innymi niewielkimi graczami i stworzenia grup paneuropejskich. Powstaną więc zapewne tacy gracze jak Wyszehrad Telekom czy Iberia Telekom.
– Harmonizacja mogłaby objąć pakiety komplementarne pasma, które pozwalałyby na pokrycie zasięgiem terenów o różnym stopniu zaludnienia. Stawiałoby to w lepszej sytuacji ponadnarodowe grupy operatorów, takie jak Orange czy T-Mobile. Operatorzy lokalni byliby zmuszeni do współpracy lub do rozszerzania działalności na inne kraje – ocenia dr Arwid Mednis, partner w kancelarii Wierzbowski Eversheds. I dodaje, że co prawda niekoniecznie musi to doprowadzić do fuzji, ale rzeczywiście byłoby wyraźną zachętą do tworzenia kolejnych przedsiębiorstw i grup o zasięgu ponadnarodowym.
Pewne korzyści
Eksperci przyznają, że propozycja unijnych urzędników jest całkiem logiczna. Choć rzeczywiście mogłaby osłabić najmniejszych graczy na rynku, to jednak na ogół usług oferowanych konsumentom wpłynęłaby korzystnie.
– Pomysł sam w sobie nie jest nowy. Koordynacja i spójność procedur przyznawania uprawnień, a także zakresów i terminów obowiązywania praw do użytkowania pasm częstotliwości wpłynęłaby pozytywnie na przewidywalność inwestycji, racjonalność korzystania z widma, a w efekcie na jakość i ceny usług – wylicza dr Arwid Mednis. Jego zdaniem konsumenci nie powinni się obawiać zniknięcia niedużych krajowych podmiotów. Na dłuższą metę zbyt rozdrobniony rynek odbija się bowiem właśnie na odbiorcach usług. Przedsiębiorcy mniej inwestują oraz słabiej wykorzystują przyznane im częstotliwości. A w efekcie ostateczny produkt w postaci szybkiego i taniego internetu jest niedoskonały w porównaniu z tym, co można by osiągnąć.
Pewne korzyści dostrzega także Łukasz Dec, redaktor prowadzący portal TELKO.in. – Polski abonent sieci mobilnej może skorzystać z ogólnopolskiego zasięgu LTE na częstotliwości 800 MHz dopiero kilka lat po tym, kiedy mógł skorzystać abonent niemiecki. Ujednolicanie warunków rozdziału częstotliwości faktycznie oznaczałoby szybsze przyjmowanie nowych technologii mobilnych w Europie – przyznaje. Ekspert wskazuje jednak, że kluczowa kwestia, na której należałoby się skupić, jest inna.
– Ważniejsze wydaje mi się dopasowanie polityki częstotliwościowej do lokalnych potrzeb niż regulowane przez KE „przyspieszenie technologiczne” – twierdzi Dec. Co to oznacza? Ano tyle, że KE powinna ostrzej pilnować uzgodnionych terminów rozdziału częstotliwości. Dla przykładu w Polsce kluczowa częstotliwość 800 Mhz została przydzielona przeszło dwa lata po terminie uzgodnionym w ramach państw członkowskich UE.