- Deep web to tylko narzędzie. Dobre lub złe –zależy od tego, jak zostanie wykorzystane - uważa Michał Jarski, dyrektor Trend Micro na Europę Środkową i Wschodnią.
500 euro za polski paszport. Tanio.
Za tyle dostanie się niewyszukaną podróbkę. Nie przejdzie, jeśli ktoś gruntownie ją sprawdzi, np. na lotnisku. Ale do kontroli policyjnej wystarczy.
A 5900 dol. za fałszywe obywatelstwo USA.
To już prędzej uwierzę. Oczywiście efekt to kwestia staranności fałszerza. Ale myślę, że taka fałszywka wystarczy do przekroczenia amerykańskiej granicy.
Mamy stronę, na której na żywo możemy podglądać uprawę marihuany. Pewnie na handel. Kreatywna reklama?
To kuriozum. Ale przyjmijmy, że to prawda. Porównałbym to do bossów narkotykowych karteli, którzy fotografują się na stosie pieniędzy czy broni, a zdjęcie wrzucają na Facebooka. Po co? Powiedziałbym, że ze zwykłej ludzkiej głupoty.
W głębokiej sieci jest więcej ciekawych ofert, choć część trąci oszustwem. Np. szczegółowy cennik morderstw.
Ktoś nam tu wciska ściemę. Często wirtualną rzeczywistość interpretujemy dosłownie. To, co znajdziemy w ukrytej sieci, może być żartem albo wielopoziomowym oszustwem. Gdy wchodzimy w kryminogenne obszary, trafiamy na kryminalistów drugiego poziomu, metakryminalistów. Klienci, nawet pozbawieni skrupułów przez ułudę anonimowości, nie zrobią następnego kroku, nie wyłożą tych 45 tys. dol., bo jaka jest pewność, że usługa zostanie wykonana?
Ułudę anonimowości? To fundament ukrytej sieci.
W mechanizmach internetu zaszyte są ślady tego, co robiliśmy.
Jakby to było takie proste...
Nie jest. W komunikacji w ukrytej sieci stosuje się narzędzia do mylenia tropów. Chodzi o to, że zawsze jest jakiś ślad. Pytanie, jak bardzo ktoś chce go znaleźć. Ross Ulbricht, twórca narkotykowej giełdy Silk Road, dostał dożywocie, skazano go poszlakowo, nie było twardych dowodów, bo jego komunikacja była zaszyfrowana. Ale ktoś wygrzebał jego ślad w oficjalnym internecie. To kwestia determinacji ścigających i tego, co jest dla nich priorytetem. Zresztą, nie trzeba głębokiej sieci, by się tajnie komunikować.
A czego trzeba?
Był przypadek, gdy terroryści uzgadniali atak w komunikatorze gry dostępnej dla każdego. Stosowali szyfr, ale kanał nie był monitorowany. Przestępcy w rzeczywistym świecie dzwonią do siebie, spotykają się. I służby mogą ich namierzyć, jeśli popełnią błąd albo ścigającym będzie na tym bardzo zależeć. Podobnie jest w sieci, inne są tylko narzędzia.
Oszustwa to jedno. Tam normalnie handluje się zakazanym towarem i usługami. Muszą działać jakieś mechanizmy gwarantujące, że strony transakcji są godne zaufania.
I działają. To zdecentralizowana i hermetyczna społeczność. Opiera się na kolejnych stopniach wtajemniczenia, wzajemnej rekomendacji. Ktoś zaprasza mnie do ukrytego forum, potem odkrywam kolejny poziom. Jestem stopniowo wciągany. Wymiana twardego towaru musi być jakoś zweryfikowana, poprzedzona kontaktem, umówieniem się na sposoby komunikacji, hasła.
Wejście do głębokiej sieci jest coraz łatwiejsze, wystarczy kilka kliknięć. Po co otwiera się na mainstream?
To haczyk mający ułatwić osobom o mniejszych umiejętnościach technicznych sięgnięcie do zasobów zakazanych, gdzie łatwiej ich oszukać. Skoro do zamkniętej społeczności prowadzi ukryta brama, a ktoś mnie, człowiekowi z ulicy, pokazuje, gdzie ona jest, to po co to robi? Jedna brama nie otwiera całej ukrytej sieci.
Już widzę, jak niedzielny amator trawki główkuje nad zakupem w sieci.
Wybiera się towar, płaci np. bitcoinem, bo łatwo to zrobić, a ciężko namierzyć ślad tej waluty. Ale towar fizycznie musi być wysłany do klienta. Potrzebny jest sposób, by odbiorca nie był łatwo identyfikowalny. Znana piosenkarka otrzymała paczkę z marihuaną zaadresowaną na psa. Jeśli ktoś jest bardzo zdeterminowany, zaryzykuje i kupi. To nie muszą być narkotyki czy broń. Słyszał pan o tej sprawie z cyjankiem potasu?
Tak, samobójstwo. Można legalnie go kupić.
A sprzedawca może go wysłać dowolnej osobie fizycznej. Niech trafi w ręce szaleńca i tragedia gotowa. Wszystko dzieje się w Polsce i to zgodnie z literą prawa, nie trzeba wcale sięgać do ukrytej sieci.
Kwestia punktu widzenia.
Właśnie. Kto jest bardziej winny – handlarz, który sprzedał marihuanę nielegalnie, czy ten, który sprzedał cyjanek potasu legalnie?
Ukryta sieć nie jest dobra ani zła?
To narzędzie. Łopatą można wykopać grudkę złota albo zabić sąsiada. „Dobro” lub „zło” narzędzia zależy od jego wykorzystania. I interpretacji samego czynu. To płynna granica. TOR, element ukrytej sieci, zapewnia m.in. anonimową komunikację. Stworzyła ją pewna trzyliterowa agencja, która chciała rozmontować reżim w innym kraju. Mechanizmy ukrywające komunikację w sieci miały służyć np. Chińczykom czy Kubańczykom, którym internet cenzuruje władza. I te same mechanizmy wykorzystywane są do handlu narkotykami i bronią.