Pojawienie się opisowych rozszerzeń może być kłopotliwe dla znanych marek, polityków i celebrytów, którzy nie zadbają, aby zastrzec nazwy
Z początkiem czerwca mija termin, w którym znane firmy i osoby mogą zabezpieczyć się przed wykorzystaniem ich marek i nazwisk przy rejestracji nowych nazw stron internetowych m.in. z nieużywanymi wcześniej rozszerzeniami, takimi jak „.adult”, „.porn” czy „.sucks”. Jeśli z tej możliwości nie skorzystają, padną ofiarą cybersquatterów („dzikich lokatorów internetowych”). Cybersquating to praktyka rejestrowania domen internetowych marek, osób lub nazw firm i odsprzedawania ich po zawyżonej cenie. Teraz nadarza się okazja do takich działań, bo do obiegu wchodzą domeny z rozszerzeniem charakteryzującym rodzaj strony. Jeśli np. przedsiębiorca nie chce lub nie może (bo już jest zajęta) utworzyć domeny z tradycyjnym rozszerzeniem .pl lub .com, może ją zarejestrować pod praktycznym skrótem, np. .pizza, .bar czy .club. Przypuśćmy, że chcemy założyć portal specjalizujący się w ocenie bezpieczeństwa zabawek. Zamiast tworzyć domenę ekspertzabawki.pl, wystarczy, że użyjemy nazwy „zabawki.expert”.
Wśród nowych skrótów są także następczynie erotycznych domen .xxx, jak .porn, .adult czy .sucks, które wprowadzono, aby uporządkować internet oraz dla bezpieczeństwa, bo nie będą na nie trafiać ci, którzy nie chcą oglądać takich treści.
Problem w tym, że ktoś może „ukraść” czyjeś nazwisko czy nazwę i – z końcówką np. porn – używać jako adresu strony pornograficznej. Dlatego, jak tłumaczy Dariusz Kowalski z zespołu produktowego Home.pl, firmy zajmującej się m.in. domenami internetowymi, wprowadzono możliwość prerejestracji domeny, aby znani ludzie czy firmy mogli chronić swój wizerunek, na który pracowali latami.
Jeśli osoba publiczna lub właściciel znanej marki wykorzysta taką szansę – żaden cybersquatter nie wykupi domeny od ICANN, czyli Internetowej Korporacji ds. Nadawanych Nazw i Numerów. Jeśli tego nie zrobi, bo np. żal mu będzie pieniędzy na zastrzeżenie nazwy, każdy będzie mógł sobie wziąć i zarejestrować z dowolnym rozszerzeniem. Tak było w przypadku dostępnej od 2011 r. domeny .xxx: niektóre firmy i marki zlekceważyły zagrożenie i nie dokonały prerejestracji. – Zrobił to ktoś inny i kończyło się rozprawą sądową lub wpłatą na konto cybersquattera niemałej sumy pieniędzy – opowiada Kowalski.
Do Home.pl zgłaszają się klienci, którzy są zainteresowani rejestracją takich domen: żeby zabezpieczyć nazwę swojej firmy lub adresu internetowego, który jest dla nich internetowym znakiem towarowym.
Ze statystyk ICANN wynika, że przed udostępnieniem domen .xxx w 2011 r. z wczesnej rezerwacji skorzystało ponad 15 tys. różnych firm, marek, polityków i ludzi show-biznesu. Lista zastrzeżonych domen jest tajna, ale wystarczy wpisać w wyszukiwarkę internetową np. „donaldtusk.xxx” czy „cocacola.xxx”, by zobaczyć, kto zadbał o swój wizerunek w sieci.
Firmy stosują różną strategię w walce z szantażystami. W przypadku banków, kiedy kilka lat temu dostawały propozycję odkupienia stron zarejestrowanych pod swoją nazwą, ale zawierających treści pornograficzne, wystarczyło pismo stwierdzające, że nazwa banku jest zarejestrowanym znakiem towarowym. – I jeśli będzie wykorzystywana przez właściciela takiej strony, skierujemy sprawę do sądu – wspomina Julian Krzyżanowski, rzecznik Alior Banku. Tak samo będą reagować w przypadku nowych domen. Pekao zignorowało stronę Pekao.com z treściami dla dorosłych, ale dziś nie jest ona dostępna, co pozwala sądzić, że bank jakoś wpłynął na jej właściciela. Na początku 2012 r. Bank Gospodarki Żywnościowej podjął kroki prawne, by odzyskać domenę „bgz.xxx”. Złożył skargę do międzynarodowej organizacji arbitrażowej rozpatrującej spory w zakresie domen internetowych. I jej decyzją 13 kwietnia 2012 r. sporna domena została przekazana bankowi.