- Internet rzeczy to coś znacznie więcej niż urastająca już do rangi symbolu, wręcz przysłowiowa „lodówka połączona z internetem”, robiąca za nas zakupy spożywcze online – wiele osób przez pryzmat tego prostego dość przykładu postrzega cały internet rzeczy. W rzeczywistości IoT to zjawisko o znacznie większej skali i nieporównanie większym potencjale biznesowym - uważa Łukasz Bromirski, Dyrektor Sprzedaży ds. Klientów Strategicznych, Cisco Systems Poland.

Internet Rzeczy - co kryje się pod tym terminem, czy tylko chodzi o komunikację pomiędzy urządzeniami?

Komunikacja między urządzeniami bez ingerencji człowieka, a więc komunikacja M2M (machine-to-machine) to fundament internetu rzeczy. Jednak równie istotnym elementem są tu aplikacje, potrafiące zrobić użytek ze strumieni surowych danych wymienianych między urządzeniami i zmieniać je w cenne informacje. Tak więc sama komunikacja między urządzeniami to za mało by mówić o internecie rzeczy. Potrzebna jest tu jeszcze warstwa aplikacyjna, analizująca dane i wyciągająca z nich kluczowe wnioski.

Jakie wiodące technologie już dziś realizowane są w ramach „Internet of Things”?

Można wskazać kilka branż, które w największym stopniu wykorzystują lub wkrótce zaczną wykorzystywać możliwości stwarzane przez Internet of Things – są to przemysł , energetyka, motoryzacja i handel detaliczny.

W Polsce bardzo popularny jest termin smart grids.

Niewątpliwie to sektor energetyczny ma największy potencjał jeśli chodzi o czerpanie korzyści z IoT, nic więc dziwnego, że inwestuje w te technologie relatywnie najwięcej, w porównaniu z innymi sektorami gospodarki. Dostawcy energii elektrycznej planują, lub są w trakcie modernizacji swoich sieci przesyłowych, co ma je uczynić bardziej wydajnymi, bezpiecznymi i dynamicznie reagującymi na zmiany w zapotrzebowaniu na energię. W tym celu tworzą inteligentne sieci, tzw. smart grids, czyli sieci elektryczne ze zintegrowanymi sieciami komunikacyjnymi. Smart grids pomagają lepiej zarządzać produkcją energii, dzięki wykorzystaniu danych w czasie rzeczywistym i analityce predykcyjnej, a także czynią sieci bezpieczniejszymi poprzez automatyzację wykrywania wszelkich awarii czy błędów. Dodatkowo, moduły M2M wykorzystywane w sieciach elektrycznych pozwalają na dynamiczne dostosowanie podaży energii do popytu na nią, dzięki wykorzystaniu danych z inteligentnych liczników zainstalowanych u końcowych odbiorców.

A przemysł?

Jeśli chodzi o przemysł, to najwięcej korzyści firmom z tej branży może przynieść korzystanie z inteligentnych fabryk, wykorzystujących czujniki do łączenia ze sobą inteligentnych maszyn, przetwarzających dane z aplikacji biznesowych i obsługiwanych przez intuicyjne interfejsy, w efekcie dostosowujących tempo i rodzaj produkcji do rozpoznawanych na bieżąco potrzeb rynkowych. Poza tym, M2M umożliwia zdalne monitorowanie zasobów wewnątrz fabryki, a także – dzięki takim technologiom bezprzewodowycjm jak RFID – lokalizację i śledzenie surowców niezbędnych do produkcji czy już gotowych produktów, gdziekolwiek aktualnie się znajdują w łańcuchu dostaw.

Targi nowych technologii w ostatnich miesiącach wskazują też na duże zainteresowanie "IoT" w obszarze motoryzacji? BMW, Audi i wiele innych marek pokazuje coraz to nowocześniejsze rozwiązania.

Branża motoryzacyjna dzięki M2M może oferować rozwiązania typu „connected car” (pojazdy umożliwiające łączność z urządzeniami mobilnymi i siecią). Niektórzy producenci już instalują karty SIM lokalizujące pojazd, czy czujniki kontrolujące zachowanie samochodu. Cel to połączenie wszystkich systemów w samochodzie w jeden organizm, tak, by wszystkie elementy mogły się komunikować i przekazywać informacje dalej – na zewnątrz. Dzięki temu możliwe jest np. proaktywne serwisowanie auta, w sytuacji, gdy czujniki wykryją, że coś w samochodzie działa nie tak, jak powinno. Kierowca dostaje wówczas informację, że powinien udać się do serwisu.

A handel?

Z kolei w handlu, wraz z rozwojem Internetu Rzeczy, pojawiły się nowe technologiczne możliwości dokładnej lokalizacji ludzi wewnątrz budynków. Obserwując przemieszczanie się klientów np. w centrach handlowych, zbierając dane dotyczące ich zachowań i analizując je, zyskujemy bardzo cenne informacje. Odbywa się to przy całkowitej anonimowości posiadaczy urządzeń, nie wiemy i nie potrzebujemy wiedzieć kim są, ile mają lat itd. To, co nas interesuje, to pewne wzory zachowań charakterystyczne dla nich jako dla grupy. Zidentyfikowanie a następnie biznesowe wykorzystanie tych wzorów jest głównym celem geolokalizacji. Geolokalizacja jest atrakcyjnym narzędziem dla firm, które administrują obiektami handlowymi, ale także dla najemców powierzchni sklepowych. Poza takimi oczywistymi zaletami, jak możliwość mierzenia ilości osób przychodzących do centrum handlowego, rozkładu ruchu w poszczególne dni tygodnia czy w różnych okresach roku, możliwa staje się również analiza typowej drogi klienta po tej przestrzeni. Możemy dowiedzieć się którędy zazwyczaj wchodzi, którędy wychodzi, ile czasu spędza w konkretnym sklepie, czy wchodząc do sklepu pozostaje tam dłużej, czy może za chwilę idzie do innego sklepu z tej samej branży i tam robi zakupy. Czy to jest klient, który przyszedł raz, czy pojawia się regularnie i jak często? Bazując na statystyce opartej o zachowania dużej grupy ludzi możemy więc wyciągać istotne wnioski.

Co jest potrzebne aby realizować skutecznie „Internet of Things”, czy ważna jest np. łączność?

W najbliższych latach zdecydowanie wzrośnie znaczenie analizy w czasie rzeczywistym. Wymagana do tego jest bezpieczna i świadoma kontekstu sieć, przewidująca zmiany otoczenia i reagująca na nie. Niezawodna komunikacja nie zawsze będzie możliwa, np. z powodu przeciążenia sieci lub po prostu złej jakości połączeń. Słabe połączenia sieciowe są problemem szczególnie dla urządzeń bezprzewodowych krótkiego zasięgu. Wdrożenie sieci bezprzewodowych łączących rozproszone geograficznie czujniki i umożliwiających wysyłanie gromadzonych przez nie danych w czasie rzeczywistym do chmury, może kosztować miliardy. Z drugiej strony, pewne rodzaje podłączonych urządzeń, np. służących do zdalnego monitorowania stanu zdrowia, wymagają bardzo niskich opóźnień. Wysyłanie danych do chmury i z powrotem do aplikacji może mieć negatywny wpływ na działanie tych usług. Rozwiązaniem tych problemów jest „mgła obliczeniowa” (fog computing), która zapewnia zasoby obliczeniowe, sieciowe i pamięć masową na brzegu sieci. Oferuje inteligentną platformę do zarządzania rozproszoną infrastrukturą Internetu Rzeczy w czasie rzeczywistym, która umożliwia wykonywanie dużej części analityki w miejscu gromadzenia danych, bez konieczności wysyłania ich do chmury – czyli de facto do jakichś centralnych serwerów – i oczekiwania na odesłanie stamtąd przeanalizowanych już danych.

Co może przynieść przyszłość, jak zmieni się życie zwykłego Kowalskiego? Jaki będzie to miało wpływ na gospodarkę, firmy?

Badanie Cisco Internet Of Everything Value at Stake Index przewiduje, że w ciągu najbliższych 10 lat Internet Wszechrzeczy przełoży się globalnie na korzyści rzędu 14,4 biliona dolarów w sektorze prywatnym i 4,6 biliona dolarów w sektorze publicznym, co łącznie daje 19 bilionów dolarów . Przy czym nie są to kwoty osiągane kosztem innych sektorów gospodarki. Mówimy tu o wygenerowaniu dzięki Internetowi Rzeczy/Wszechrzeczy zupełnie nowej jakości o konkretnym potencjale korzyści czy wartości dodanej. Rosnąca popularność Internetu Wszechrzeczy umożliwi firmom zwiększenie efektywności operacyjnej, poprawę jakości obsługi klientów, lepszą współpracę oraz większą innowacyjność. Internet Rzeczy to także ogromna szansa dla sektora publicznego. Doskonałym przykładem są tutaj miasta. Jak pokazuje badanie Cisco, miasta na całym świecie mogą potencjalnie zyskać nawet 1,9 biliona dolarów z Internetu Wszechrzeczy w ciągu najbliższych dziesięciu lat.

W jaki sposób będzie to realizowane?

Mogą to osiągnąć, wykorzystując szereg rozwiązań:

- Monitorowanie zużycia gazu to potencjalne oszczędności rzędu 69 miliardów dolarów, dzięki redukcji kosztów kontroli gazomierzy i wzrostowi dokładności odczytów;
- Inteligentne systemy parkowania mogą wygenerować 41 miliardów dolarów, dostarczając bieżących informacji o dostępności miejsc parkingowych na terenie miasta. Mieszkańcy mogą znaleźć i zarezerwować najbliższe miejsce parkingowe, strażnicy miejscy łatwiej wykryją niedozwolone zachowania, a administracja może wprowadzić cennik bazujący na popularności miejsc parkingowych;
- W dziedzinie gospodarki wodnej zyski mogą sięgnąć 39 miliardów dolarów, dzięki podłączeniu domowych wodomierzy do sieci IP i zdalnemu dostępowi do informacji o zużyciu;
- System opłat drogowych również może przynieść zyski (18 miliardów dolarów) poprzez wprowadzenie automatycznych opłat w najruchliwszych strefach miasta czy poprawę warunków drogowych.


Wszystko to komponuje się w idei inteligentnych miast?

Wymienione przykłady rozwiązań rzeczywiście z powodzeniem funkcjonują już w Barcelonie, Hamburgu, Nicei czy Amsterdamie, by wymienić tylko kilka z wielu, coraz liczniejszych, inteligentnych miast. Pracujemy nad tym, aby niedługo do tego grona dołączyły także miasta z naszego kraju. W tym celu Cisco stworzyło inicjatywę o nazwie Polskie Miasto Przyszłości, otwartą platformę inteligentnych rozwiązań dla miast. Do udziału w projekcie zaprosiliśmy 8 innych firm - liderów rynku w swoich branżach - oferujących komplementarne wobec siebie rozwiązania, umożliwiające budowę kompleksowej architektury, obejmującej szeroki zakres współdziałających ze sobą systemów w kluczowych dla budowy inteligentnego miasta obszarach, takich jak bezpieczeństwo, transport i komunikacja, edukacja czy kontakt z mieszkańcem.

Czy czeka nas świat, w którym każde urządzenie codziennego użytku będzie podłączone do sieci?

Do 2020 roku na świecie będzie 50 miliardów podłączonych do sieci urządzeń. To o 50 razy więcej niż jeszcze 5 lat temu. Internet Rzeczy niewątpliwie będzie się więc rozwijał. Z tym, że za 10 lat nie będziemy już mówić o Internecie Rzeczy (Internet of Things), lecz raczej o Internecie Wszechrzeczy (Internet of Everything ), czyli sieci łączącej już nie tylko przedmioty, lecz także ludzi, dane i procesy.

Dziś zaledwie 1 proc. przedmiotów w fizycznym świecie jest podłączonych do sieci. Wyobraźmy sobie jakie możliwości stworzy podłączenie pozostałych 99 proc?. Wyobraźmy sobie możliwość natychmiastowego dostępu do zsyntetyzowanych informacji, dostosowanych do naszego gustu, z dosłownie całego poznanego świata. Popuszczając nieco wodzę fantazji – wyobraźmy sobie, że otwieram rano oczy i wiem, że kubek mojej ulubionej kawy (tej konkretnej, z ziaren meksykańskich ze wschodniego wybrzeża) kosztuje dzisiaj 7 złotych i zanim dojadę do biura, odwiedzę ulubioną kawiarnię, gdzie będzie już na mnie czekał. Dokładnie tak rozgrzany, abym mógł zacząć pić go w najlepszym możliwym momencie.

Równie ciekawa jest wizja połączenia naszej lokalizacji i praw dostępu. Po co nam kluczyk do samochodu, skoro nasz samochód wie, że to my i otworzy się, gdy podejdziemy? A gdy zostaniemy napadnięci, nie tylko nie otworzy się, ale automatycznie zawiadomi policję i to bez naszej ingerencji? Zaś gdy zostaniemy ranni w wypadku, otaczająca nas infrastruktura drogowa powiadomi wszystkie dostępne w okolicy służby ratunkowe? Człowiek zawszę dążył do ułatwienia sobie codziennego życia i to napędzało rozwój technologii. Jeśli więc jakieś rozwiązanie jest technicznie możliwe i odpowiada na realną potrzebę, być może dziś jeszcze nieuświadomioną, to jest duża szansa, że kiedyś zostanie upowszechnione.

Czy przed „internetem rzeczy” powinniśmy się bronić? Obawiać tej rewolucji? Czy jest to możliwe?

Ludzie od zawsze odczuwali lęk przed rozwojem technologii, np. kiedyś bano się jeżdżących 30 km/h pociągów, bo uważano, że człowiek nie jest w stanie przeżyć podróży z taką prędkością. Z czasem okazało się, że obawy te były zupełnie bezpodstawne.

Spójrzmy na tę kwestię z szerszej perspektywy – technologia rozwija się, bo rozwiązuje konkretne problemy i w związku z tym jest na nią zapotrzebowanie. Nie inaczej jest z internetem rzeczy - to przecież nie tylko lodówka „rozmawiająca” z kuchenką. Weźmy przykład służby zdrowia, gdzie kwestią czasu jest stosowanie urządzeń typu „wearables” noszonych przez pacjenta i non stop monitorujących jego czynności życiowe, w związku z czym nie musi on bez potrzeby leżeć w szpitalu, tylko może być obserwowany zdalnie. Noszone przez niego niewielkie elektroniczne opaski zasygnalizują, gdy jakiś wskaźnik będzie poniżej lub powyżej normy i w związku z tym konieczna będzie wizyta u lekarza, a w nagłych przypadkach same wezwą pomoc medyczną.

W przeszłości takie rozwiązania nie były możliwe, bowiem urządzenia z jednej strony były zbyt mało wydajne, a z drugiej – nie były mobilne. Dlatego fakt, że coraz mniejsze urządzenia mają coraz większe możliwości, o jakich jeszcze kilka lat temu nikt nawet nie myślał, rozpatrywałbym raczej w kategoriach szans, niż zagrożeń.

Co z bezpieczeństwem danych? Czy jeśli miliardy urządzeń będą podłączone do internetu, nie będzie rodziło to żadnych zagrożeń? Jeśli tak to jakie wyzwania stoją przed firmami tworzącymi takie oprogramowanie?

Oczywiście rozwojowi Internetu Rzeczy towarzyszą obawy dotyczące głównie kwestii związanych z bezpieczeństwem: cyberataków, wirusów czy kradzieży poufnych danych, które w przekonaniu wielu osób będą o wiele częstsze i groźniejsze w sytuacji, gdy niemal wszystko będzie połączone w sieć. Wówczas łamiąc zabezpieczenia jednego urządzenia, można będzie przejąć kontrolę nad całą siecią, z którą jest ono połączone. Rolą firm jest tworzenie zabezpieczeń, które to ryzyko zminimalizują. I my to robimy. Należy jednak pamiętać, że Internet Rzeczy można też wykorzystywać do zwiększenia naszego poziomu bezpieczeństwa, a fakt, że jesteśmy coraz bardziej połączeni z siecią, będzie działał na naszą korzyść. System będzie o nas wiedział tak dużo, że każde zachowanie uznane za niestandardowe, będzie wymagało naszej dodatkowej weryfikacji, aby upewnić się, że to rzeczywiście my wydaliśmy np. polecenie przelewu na wyższą niż zazwyczaj kwotę. Albo wyobraźmy sobie sytuację, w której nasze elektroniczne otoczenie odnotowało, że poszliśmy spać, chociażby poprzez czujniki oświetlenia. W tym czasie ktoś niepowołany próbuje włamać się na naszą skrzynkę mailową czy konto w banku. System łączy te fakty i pozwala przeciwdziałać cyberatakowi, wie bowiem, że śpimy, a więc nie możemy w tym samym czasie wykonywać operacji na naszym rachunku.