Europejska ofensywa ugrupowań walczących o liberalizację unijnego systemu praw autorskich trwa. O mandaty europosłów walczyć będą m.in. piraci ze Szwecji, Niemiec, Finlandii, Polski, a nawet współzałożyciel The Pirate Bay, najsłynniejszego na świecie serwisu wymiany plików P2P – Peter Sunde. Czy piraci mogą stać się realną siłą w europarlamencie?

Nie pływają na wielkich okrętach z powiewającą na wietrze złowieszczą banderą. Nie posiadają skarbów ukrytych na egzotycznych wyspach. Zamiast tego planują dokonanie abordażu na europejskie struktury. W tym roku europejskie organizacje polityczne zrzeszające piratów wyjątkowo zwarły szyki i pod wspólnym sztandarem ruszają na podbój Parlamentu Europejskiego. Choć złośliwi twierdzą, że jedynym celem przyświecającym piratom jest „zalegalizowanie procederu okradania artystów i dystrybutorów”, to jednak rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej złożona.

Kim są piraci?

Partię Piratów trudno określić mianem siły politycznej. Jest to raczej zatomizowany globalny (bo wykracza daleko poza Stary Kontynent) ruch społeczny, dążący do wzmocnienia ochrony prywatności obywateli oraz zapewnienia im wolnego – tj. bezpłatnego – dostępu do wiedzy, informacji i kultury.


Tyle teorii. W praktyce mamy tu do czynienia z kilkudziesięcioma ugrupowaniami (w skład Międzynarodowej Partii Piratów wchodzą obecnie 42 organizacje), których członkowie starają się w przeróżny sposób wywrzeć wpływ na władze – m.in. poprzez kontrowersyjne happeningi. W ostatnich latach piraci nie zadowalają się jednak jedynie rolą „lobbystów wolności”. Chcą również w aktywny sposób włączyć się w sprawowanie władzy i… zaczyna im się to udawać.

Swoją obecność na scenie politycznej piraci zaznaczyli po raz pierwszy w 2006 roku, gdy szwedzki przedsiębiorca Rick Falkvinge założył swoją Piratpartiet. W kolejnych latach partie pirackie założone zostały m.in. w Austrii, Danii, Finlandii, Niemczech, a także w Polsce. Przełomowym wydarzeniem dla międzynarodowego ruchu był natomiast 2009 rok, gdy szwedzka Partia Piratów otrzymała 7,1 proc. głosów w wyborach do europarlamentu, co umożliwiło wprowadzenie do PE dwóch „pirackich” europosłów.

Wzrost popularności ugrupowań pirackich w tamtym okresie był spowodowany m.in. głośnym procesem sądowym trzech założycieli najpopularniejszego na świecie serwisu wymiany plików Pirate Bay. W wyniku procesu wszyscy trzej zostali skazani na rok więzienia oraz wysokie grzywny. Wyrok został później złagodzony, ale i tak wywołał liczne kontrowersje wśród szwedzkiego społeczeństwa.

Dziś jeden ze skazanych w tej głośnej sprawie kandyduje w zbliżających się wyborach do europarlamentu. Peter Sunde, bo o nim mowa, zamierza ubiegać się o mandat europosła z ramienia Fińskiej Partii Piratów i - zważywszy na gigantyczną popularność współtworzonego przez niego serwisu – wcale nie jest pozbawiony szans na sukces.

- Jeśli zostanę wybrany, pojadę tam i naprawię Unię Europejską. Musimy zresetować demokrację i sprawdzić żeby znów działała - mówił Sunde (został również zgłoszony jako kandydat na stanowisko szefa Komisji Europejskiej) w rozmowie z serwisem Torrent Freak.

O co walczą piraci?

21 marca europejskie Partie Piratów zwarły szyki i wspólnymi siłami stworzyły Europejską Partię Piratów (PPEU). Do podpisania aktu założycielskiego doszło w siedzibie Parlamentu Europejskiego w Brukseli, a pierwszym celem nowej organizacji miało być wprowadzenie do tego budynku jak największej liczby „pirackich” europosłów w zbliżających się wyborach. Ostatecznie do boju o europarlament staną europiraci z 15 krajów – w tym z Polski.

„Ważnym celem wszystkich Piratów jest zbudowanie solidnych demokratycznych podstaw dla zjednoczonej Europy. Aby zrealizować ten cel należy przede wszystkim zadbać o to, by procesy polityczne były bardziej przyjazne obywatelom. Musimy wspierać rozwój wspólnej europejskiej przestrzeni dla kultury, polityki i społeczeństwa, a jednocześnie chronić różnorodność i bogactwo kulturowe na terenie Unii Europejskiej” – czytamy we Wspólnym Programie Wyborczym Europejskich Partii Piratów, który został przyjęty przez wszystkie ugrupowania startujące do PE „pod piracką banderą”.

W samym programie dominują przede wszystkim zagadnienia związane z ochroną wolności i prywatności jednostki, a także sprzeciwem wobec masowej inwigilacji obywateli UE. Piraci domagają się ponadto specjalnej ustawy chroniącej tzw. whistleblower’ów, czyli obywateli demaskujących nieprawidłowości w działaniach organów administracji państwowej lub służb specjalnych. Chcą również zniesienia kontrowersyjnej dyrektywy 2006/24/WE o retencji danych, która umożliwia przekazywanie danych osobowych pomiędzy odpowiednimi służbami państw członkowskich bez wiedzy zainteresowanego obywatela.

Sprawiedliwe prawo autorskie - czyli prawo do kopiowania

Nie jest oczywiście tajemnicą, że główna oś zainteresowań europiratów koncentruje się wokół zagadnień związanych z liberalizacją systemu praw autorskich. „My, Piraci, chcemy sprawiedliwego i zrównoważonego prawa autorskiego opartego na ogólnym interesie społecznym” – czytamy we wspomnianym programie wyborczym.
Co dla członków PPEU oznacza sprawiedliwy i zrównoważony system praw autorskich? Przede wszystkim legalizację kopiowania, przechowywania, wykorzystywanie oraz udzielania dostępu do dzieł literackich i artystycznych w celach niekomercyjnych. A mówiąc prościej – możliwość podzielenia się zakupionym albumem muzycznym, filmem czy też grą z innymi użytkownikami sieci.

Realizację takiego postulatu trudno rozpatrywać inaczej niż w kategorii mrzonki i pobożnego życzenia. Szczególnie w sytuacji, gdy coraz potężniejsze organizacje antypirackie i podmioty zbiorowego zarządzania prawami coraz silniej naciskają na zaostrzenie europejskiego systemu praw autorskich, o czym kilka miesięcy temu rozmawialiśmy z przedstawicielami Fundacji Nowoczesna Polska.

Jednocześnie w programie politycznym Europejskiej Partii Piratów nie brakuje jednak zdecydowanie bardziej realnych, a przy tym interesujących propozycji, które mogłyby bardzo pozytywnie wpłynąć na kształt europejskiej polityki. Wspomnieć można chociażby postulat zobowiązania instytucji publicznych do korzystania z oprogramowania opartego na wolnej licencji, co znacznie zredukowałoby koszty utrzymania infrastruktury informatycznej, zarówno na szczeblu administracji państwowej, jak i struktur unijnych. Wystarczy wspomnieć, że za przedłużenie wsparcia technicznego dla systemu Windows XP rząd Wielkiej Brytanii zapłaci Mirosoftowi 5,5 mln funtów. Trudno nie zgodzić się również z postulatem przyjęcia przez UE ustawy o wolności informacji (Freedom Information Act), co byłoby zdecydowanym krokiem w kierunku większej transparentności unijnej polityki.

Piraci w Polsce

Na polskiej scenie politycznej Partia Piratów zajmuje raczej marginalną pozycję. W tym roku polscy piraci zwarli jednak szyki i wraz z kandydatami Partii Libertariańskiej wystartują z list regionalnego komitetu wyborczego Demokracja Bezpośrednia. Na polskich piratów będą mogli głosować m.in. mieszkańcy Katowic, Lublina i Łodzi, a w kampanię wyborczą zaangażował się nawet wspomniany już The Pirate Bay (na stronie głównej tego serwisu możemy znaleźć banner reklamujący kandydaturę „pirackiej jedynki” – Tomasza Słowińskiego).

Czy piraci rzeczywiście podbiją Parlament Europejski? Patrząc na sondaże, a także realny wpływ tych ugrupowań na kształtowanie polityki europejskiej wydaje się to bardzo wątpliwe. Większość sondaży plasuje europejskie Partie Piratów poniżej progu wyborczego. Nawet w „propirackiej” Szwecji kandydaci tego ugrupowania będą mogli liczyć co najwyżej na 5-6 procentowe poparcie.

Najprawdopodobniej więc piraci przejmą w Brukseli rolę europarlamentarnych „persona non grata”, którą dotychczas pełnili europosłowie ze skrajnie eurosceptycznych ugrupowań. Wiele wskazuje bowiem na to, że tym drugim, w nowej kadencji PE, przypadnie rola znacznie poważniejsza.