Nie można mówić, że nasza firma to już tylko nazwa. Jest know-how, są ludzie, jest bardzo nowoczesny zakład produkcyjny i bardzo atrakcyjny rynek - mówi Robert Neymann prezes Biotonu.
Magazyn 19.10.2018 / Dziennik Gazeta Prawna
Kieruje pan największą polską spółką biotechnologiczną. Ale ile w Biotonie jest historii, a ile prawdziwego biznesu? Ile nazwy, a ile realnej działalności?
Trudno mi się odnosić do historii, bo wchodziłbym w jej ocenianie, a to nie jest moją rolą. Z mojej perspektywy ważne jest to, co przed nami i jak możemy wykorzystać niewątpliwe atuty, jakie ma Bioton, dla budowania jego przyszłości.
Szkoda, bo warto mówić wprost o błędach.
Warto, ale najpierw jednak trzeba znać wszelkie okoliczności. Nie wypada mi się wypowiadać na temat tego, co należało robić kilka czy kilkanaście lat temu, gdy dziś mamy 2018 r. – łatwo jest oceniać z perspektywy czasu. Ale na pierwszy rzut oka widać, że był czas, gdy Bioton nie schodził z łamów gazet, była narracja „jesteśmy producentem tak potrzebnej insuliny, zaraz będziemy najwięksi na świecie”. Tyle że największym na świecie Bioton nie został. Osobiście wolę większą wstrzemięźliwość w słowach, za to mniejszą w czynach. Prehistoria już za nami. Historia to pojawienie się nowego inwestora w 2015 r. I teraźniejszość, czyli coś, co dla mnie jest szczególnie istotne – czas od 2017 r., gdy dołączyłem do firmy, aż do teraz.
Podobno ludzie uczą się na błędach. Wyciągnął pan jakieś wnioski z błędów z tej prehistorii?
Nie należy próbować stać się mocarstwem, gdy nie ma się ku temu przesłanek. Bioton to rzeczywiście największa polska firma biotechnologiczna, ale trzeba działać rozważnie. Przykład: spółka dystrybucyjna SciGen w Singapurze, którą niedawno sprzedaliśmy. Jej zakup kilka lat temu był finansowo nieopłacalny. Na sam zakup wydano 30 mln dol. Kolejne 80 mln dol. to pożyczki z Biotonu udzielone SciGen, który miał budować fabryki w Izraelu, Indiach i Chinach – nic z tego nie powstało. Finalnie wychodząc z tych projektów, Bioton odzyskał jedynie około 32 proc. zainwestowanych środków, natomiast dług z tytułu pożyczki udzielonej przez Bioton SciGenowi pozostał. Aby go zwrócić, SciGen musiałby generować zyski na poziomie 2017 r. przez kolejne 42 lata, co jest raczej mało realne na dzisiejszym rynku bez dodatkowych inwestycji. Ostatecznie w ramach tej transakcji Bioton odzyskał blisko 100 mln zł w gotówce oraz przejął licencję na produkcję i sprzedaż insuliny, którą posiadał SciGen. I wracając do pytania: tego właśnie nauczyła mnie historia Biotonu. Tego, że oczywiście można kupować spółki, należy wręcz chcieć podbijać świat. Ale aby to zrobić, trzeba być do tego dobrze przygotowanym i wiedzieć, po co się to robi.
Przekonuje mnie pan do tego, by uznać, że w Biotonie została już tylko nazwa. A cała reszta to nowa firma tworzona od podstaw.
Nie miałbym śmiałości, by powiedzieć, że zaczynamy od zera. Byłoby to nie w porządku w stosunku do ludzi, którzy są w Biotonie od lat. Często wiedza i umiejętności tych osób po prostu nie były odpowiednio wykorzystywane. To naprawdę świetna ekipa. Bioton ma też technologię produkcji insuliny, która to technologia jest niebywale skomplikowana. Na świecie znajdziemy dużo firm, które są w stanie wyprodukować np. szklankę insuliny, ale niewiele tych, które są w stanie wyprodukować jej tony. Szacujemy, że na świecie jest ok. 12 firm, które mają zdolności przemysłowej produkcji insuliny. Słyszałem ostatnio wypowiedź jednego z uczestników rynku farmaceutycznego, że biotechnologia to są Himalaje farmacji. To prawda. To cały proces, który polega na pracy z żywym organizmem, jego modyfikowaniu i robieniu tego na gigantyczną skalę, przy zachowaniu pełnej powtarzalności, kontroli procesów, a wszystko zaczyna się od tego, że schodzimy do poziomu łańcucha DNA pojedynczej bakterii. Nie można więc mówić, że Bioton to już tylko nazwa. Jest know-how, są ludzie, jest bardzo nowoczesny zakład produkcyjny i jest bardzo atrakcyjny rynek. Czy tego chcemy, czy nie – diabetologicznych pacjentów będzie przybywało, wszystkie statystyki na to wskazują. Wiąże się to z trybem i długością życia oraz lepszą diagnostyką chorych. Wszystko to razem powoduje, że segment insulinowy rośnie. Jest rynek, jest technologia i są ludzie. Trzeba to po prostu wszystko mądrze poskładać.
Wyobrażam sobie, że ci ludzie mogliby być gdzieś indziej. Ktoś zaś mógłby pomyśleć, że macie technologię niesłychanie zaawansowaną na skalę światową, a nie na skalę polską. A chyba nie do końca tak jest?
No właśnie tak jest! Na świecie są trzy duże firmy farmaceutyczne – Novo Nordisk, Eli Lilly i Sanofi – jedna z nich, która w insulinie poszła niebywale do przodu, to Novo Nordisk. Z tych trzech jest to akurat ta najmniejsza pod względem wielkości mierzonej wartością sprzedaży wszystkich produktów firmy. Z drugiej strony posiadająca największy udział w światowym rynku insuliny – wynika to z tego, że Novo Nordisk jest praktycznie w 70 proc. firmą insulinową, skupili swój cały model biznesowy na insulinie. Ich insulina powstaje w nieco innym procesie, co pozwala im być niezwykle rentownymi. To jedyna firma, która robi insulinę w oparciu o drożdże, a nie o bakterie coli, z których produkuje cała reszta firm. Novo Nordisk skoncentrowało się przez dziesięciolecia na budowie tej specjalizacji i na pewno na tym wygrało. Dwie większe, Sanofi i Eli Lilly, to firmy, gdzie insulina stanowi jeden z elementów portfolio. Znaczący, ale nie kluczowy.
Bioton w początkach istnienia w insulinach ludzkich był zaraz za tą grupą. Był czwarty, najdalej piąty. Wówczas insuliny ludzkie były dominującymi insulinami. Gdyby konsekwentnie się rozwijał, mógłby być dziś rzeczywiście graczem na skalę światową.
Ale nie został. Wspomniał pan o insulinie ludzkiej. Wyjaśnijmy, jakie są typy insuliny.
Insulina jest niezwykle ważnym hormonem, wytwarzanym w naszym organizmie, w trzustce. Od prawie stu lat chorym na cukrzycę ratuje życie podanie egzogennej insuliny. Insulina była pozyskiwana z trzustek zwierzęcych (wołowych i wieprzowych). Przełomem było opracowanie na drodze inżynierii genetycznej insuliny ludzkiej. I tak mamy dostępne krótko działające insuliny, o przedłużonym działaniu, oraz tzw. mieszanki. W kolejnych latach nastąpiły próby udoskonalenia dostępnych insulin ludzkich poprzez modyfikację struktury cząsteczki, mające na celu bardziej fizjologiczne działania insuliny przekładające się na wygodę stosowania tych preparatów przez pacjentów. Po ponad 20 latach stosowania analogów insuliny i licznych metaanalizach dzisiaj wiemy, że analogi insuliny nie oferują znaczących klinicznych przewag nad rekombinowaną insuliną ludzką i nadal istnieje potrzeba leczenia chorych insulinami ludzkimi. Wytężone działania i środki marketingowe wypromowały analogi, zwłaszcza w krajach rozwiniętych, do wiodącej pozycji.
Możemy przyjąć, że analogi ze względu na łatwość używania są lepsze niż ludzka insulina.
To byłoby duże uproszczenie. Nawet autorytety diabetologiczne nie zgadzają się z tym twierdzeniem. Można powiedzieć, że są tu dwie szkoły. Jedni twierdzą, że nie ma tak naprawdę większej różnicy, bo każda insulina jest skutecznym rozwiązaniem. W dużej mierze to kwestia prawidłowości prowadzonej terapii. I to prawda. Każdy ekspert przyzna, że prawidłowe stosowanie insuliny, postępowanie zgodnie z zaleceniami jest dużo istotniejsze od tego, czy stosowana jest insulina ludzka, czy analog insuliny.
Z punktu widzenia biznesowego na pewno lepiej mieć analog insuliny niż insulinę ludzką.
Trzeba mieć jedno i drugie. Posiadanie w portfolio pełnej palety rozwiązań daje lekarzom większe możliwości realizacji celów terapeutycznych, a pacjentom więcej możliwości terapii.
To jasne, bo zaczynamy jednak terapię od ludzkiej. Jednak zakładam, że większym problemem jest nie mieć analogu niż ludzkiej insuliny. Bo analogi zdominowały światową farmację.
Patrząc na rynek tak, zgadza się. Globalnie, wartościowo 90 proc. światowego rynku insulin to analogi. Jedynie 10 proc. to insuliny ludzkie. I rosnący jest nadal segment analogów. Jeśli jednak spojrzymy na liczbę pacjentów stosujących insulinę ludzką, nadal blisko 1/3 stanowią pacjenci stosujący insulinę ludzką. Różnica pomiędzy ujęciem wartościowym a ilościowym wskazuje na dużą różnicę w cenie pomiędzy tymi insulinami. Nadal ważne jest dostarczenie pacjentom insuliny ludzkiej, która stanowi podstawowe narzędzie terapii, a są pacjenci, u których korzystniejsze jest zastosowanie właśnie tej insuliny.
I teraz właśnie docieramy do tego, że wy analogów nadal nie macie.
Nie mamy ich na rynku, w sprzedaży, ale tak w ogóle już je mamy.
A, to na pewno pan wszystkich teraz uspokoił.
Cząsteczki zostały już opracowane, cały proces produkcyjny został przeprowadzony. W tej chwili trwa skalowanie do przemysłowej wielkości produkcji. By móc produkować analogi na skalę przemysłową, robić to szybko i tanio, musimy oczywiście przejść przez procesy badań i rejestracji.
Czyli w skrócie: nie macie, ale będziecie mieć.
Będziemy mieć. To największe i najważniejsze wyzwanie i zadanie dla Biotonu na najbliższe lata.
Powiedział pan przed chwilą, że zrobić insulinę w szklance to nie filozofia. Problem się zaczyna przy produkcji w tonach. Skąd założenie, że wam się uda?
Kwestia wyskalowania produkcji analogu insuliny, który już wytwarzamy w skali laboratoryjnej, jest rzeczą pewną. Po pierwsze, Bioton produkuje insulinę ludzką najwyższej jakości i w najwyższych światowych standardach już od lat. Procesy technologiczne dotyczące analogów zostały przez nas zaprojektowane i opracowane. Wszystkie przesłanki i doświadczenia przemawiają za tym, by oczekiwać, iż Bioton za cztery lata będzie dostarczał pacjentom polskie analogi insuliny.
To pewna kwestia czy raczej pewna kwestia, czyli mówiąc wprost – coś niepewnego?
Pewna kwestia. Oprócz produkcji w skali laboratoryjnej mamy za sobą już produkcję w średniej skali przemysłowej. To przejście już zaliczyliśmy z powodzeniem. Dlatego twierdzę, że przejście ze skali średniej przemysłowej do dużej jest jedynie kwestią czasu i przeprowadzenia określonych czynności, które na tej drodze są niezbędne, by mówić o standardzie, spełnianiu zasad bezpiecznej, powtarzalnej produkcji. Nie ruszamy w nieznane. A przy tym dalej pracujemy nad insulinami ludzkimi. W 2017 r., na przestrzeni 12 miesięcy, uzyskaliśmy wzrost wydajności produkcji insulin ludzkich o blisko 100 proc.! To wszystko m.in. dzięki stałym działaniom naszego zespołu badawczo-rozwojowego i produkcyjnego.
Przepraszam za złośliwość, ale chcą państwo z tego kawaląteczka tortu, którym pozostał segment ludzkich insulin, odkroić sobie ciut więcej.
Kluczowa jest produkcja analogów. Nie ukrywam tego. Ale segment insulin ludzkich, choć mniejszy, jest nadal bardzo istotny, a dla nas na razie podstawowy. I rozwój również w tym segmencie pozwoliłby nam między innymi pozyskiwać środki na prace nad analogami. Trwają prace zmierzające do rejestracji naszej insuliny ludzkiej w Brazylii, co w efekcie oznacza podwojenie przychodów Biotonu ze sprzedaży właśnie insulin ludzkich. A to z kolei pozwoli na spokojne, dalsze prace rozwojowe nad analogami.
Bo analog to kwestia nie tylko czasu, lecz także pieniędzy.
Bez wątpienia. Szacujemy, że potrzeba na to od 100 do 120 mln euro.
Macie tyle?
Nie, ale jest wiele źródeł, z których te środki możemy pozyskać – poczynając od środków od inwestorów poprzez środki pozyskane w ramach partnerstwa z producentem farmaceutycznym po środki z funduszy strukturalnych lub kredytu. Bioton ma w tej chwili niezbędne środki na prowadzenie bieżącej działalności i aktywności rozwojowych.
Jaki więc macie plan?
Dotychczasowe prace prowadzone były z wygenerowanej przez spółkę gotówki. Przez pewien jeszcze czas to właśnie będzie główne źródło finansowania projektu. W ostatnim etapie będziemy jednak chcieli uruchomić dodatkowe źródła finansowania, chociażby w ramach współpracy z partnerem branżowym.
Który da pieniądze…
…a my damy technologię i finalny lek. Jest co najmniej kilka firm, z którymi możemy rozmawiać. Wszyscy na rynku farmaceutycznym zdają sobie bowiem sprawę, że rynek diabetologiczny będzie się rozwijał. Po onkologii i kardiologii jest to jedna z bardziej atrakcyjnych i pewnych dyscyplin farmacji. Wiele z dużych firm farmaceutycznych chętnie więc wejdzie w partnerstwo z kimś, kto może być dostawcą substancji czynnej lub wręcz wyrobu gotowego. Bo i po co duża firma farmaceutyczna miałaby zaczynać tę drogę od początku, skoro może związać się z kimś gotowym do produkcji analogów insuliny?
Każda dyskoteka jest pełna kawalerów, którzy byli przekonani o swojej wartości, a dostali kosza. Skąd pewność, że nie będzie tak, iż gdy już będziecie gotowi, zabraknie chętnego do wspólnego tańca?
Oczywiście zawsze istnieje takie ryzyko. Jest ono jednak bardzo małe. Znamy rynek. Wiemy, że dla wielu firm farmaceutycznych 100–120 mln euro to nie jest gigantyczna kwota. Wiemy również, że będziemy mogli produkować bardzo dobry produkt. Na dodatek w Unii Europejskiej, przy zachowaniu wszelkich europejskich standardów jakościowych. Zaproponujemy więc atrakcyjne rozwiązanie, na którym wszyscy mogą zyskać.
Proszę mi wierzyć, że jako dziennikarz często słyszałem, że „ktoś z kimś na pewno się dogada”. A potem się nie dogadywał. Czy macie więc plan awaryjny?
W ostateczności możemy postarać się o kredytowanie bankowe. Ale to rozwiązanie i droższe, i bardziej czasochłonne, pewnie wymagające powołania konsorcjum banków. Jest to więc plan B, ale jest on znacznie gorszy od planu A, gdzie w ramach partnerstwa spółka pozyskuje nie tylko środki, ale także kanały sprzedaży. Dlatego zakładamy, że właśnie ten plan A będzie na tyle atrakcyjny dla naszych partnerów, by był w przyszłości realizowany.
Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju firmowany przez Mateusza Morawieckiego to jedna wielka reklama polskiego przemysłu farmaceutycznego. Może więc Bioton powinien dogadywać się nie z biznesem, lecz z rządem? Powiedzieć: „Dajcie nam 100 mln euro, a my wam zapewnimy, że będziecie na całym świecie mówić, iż polska firma biotechnologiczna produkuje najnowocześniejsze produkty lecznicze”.
Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju rzeczywiście zakłada inwestowanie w innowacyjne technologie, a jedną ze wskazywanych dyscyplin innowacyjnych jest bez wątpienia farmacja i biotechnologia. W agendzie rządowej jest sformułowanie mówiące, że powinniśmy jako państwo inwestować w biotechnologię. Polska może szybko włączyć się dzięki temu do światowej czołówki. Ponadto w biotechnologii medycznej wszystko jest relatywnie nowe. Karty są jeszcze niepoukładane. Perspektywy są więc ogromne, rynek jest wielki, a my mamy ciekawy pomysł oraz składający się w całość biznesplan. Jeśli więc – co mało prawdopodobne – okazałoby się, że brakuje nam pieniędzy na wprowadzenie analogów, a partnerów nie znajdziemy, to wówczas potencjalnie należy rozważać tego rodzaju finansowanie jako realną alternatywę.
Patrzę na kurs giełdowy Biotonu i nie mogę zrozumieć zmian na kursie. Gdy Biotonowi rośnie – nie wiadomo. I jak spada – to też nie wiadomo, dlaczego. Nie czuje się pan jak na karuzeli w wesołym miasteczku?
Kiedyś usłyszałem opinię, pod którą się podpisuję, że spółki na giełdzie odpowiednio wycenione są przez 5 proc. czasu, a przez 95 proc. są albo przeszacowane, albo niedoszacowane.
A wasza teraz jest?
Moim zdaniem niedoszacowana, zwłaszcza biorąc pod uwagę dobre wyniki operacyjne, czyli te wynikające z podstawowej działalności spółki. Jako prezes oczywiście muszę patrzeć na bieżący kurs. Akcjonariusze inwestują przecież swoje pieniądze z planem zysku. Ale też poważny inwestor – a przecież o takich chodzi każdemu podmiotowi – nie patrzy na dzienne wahania kursu, lecz na kierunek, w którym zmierza spółka. Znam wiele przypadków, gdy zarządy chciały przypodobać się akcjonariuszom i podejmowały logiczne krótkoterminowo decyzje, ale zupełnie nietrafione w perspektywie kilku lat. Bioton jest spółką, która chce swą konsekwencją, konkretnym planem i realizacją kolejnych etapów pokazać inwestorom, że jest godnym zaufania partnerem na dłuższy dystans. Dla zilustrowania takiego odpowiedzialnego i długofalowego podejścia do biznesu można na przykładzie Biotonu wspomnieć o przygotowywaniu się do wchodzących niebawem zmian w produkcji insulin ludzkich. W ramach UE pojawił się projekt przepisów, który przewidywał konieczność produkcji z pominięciem jednego ze składników. Bardzo szybko to uchwalono. Wejście w życie tych przepisów oznacza dla nas konieczność wprowadzenia zmian w produkcji insulin ludzkich. Koszt tego procesu to od 10 do 12 mln euro. Nie obrażamy się więc na rzeczywistość, tylko przestawiamy swoje linie produkcyjne. Zapewne mógłbym z tym czekać do 2021 r. i wtedy w pośpiechu decydować, co zrobić, byśmy nadal mogli produkować insuliny ludzkie. Do tego czasu nie wydalibyśmy 12 mln euro, więc wynik finansowy byłby lepszy. Być może na giełdzie zaświeciłoby się bardziej na zielono. Ale co z tego, skoro w 2021 r. byłby problem? Doceniam wagę kursu akcji, ale trudno wszystko dostosowywać do tego, jak reaguje giełda – zwłaszcza że należy też brać pod uwagę to, co dzieje się na szerokim rynku: sentyment inwestorów do giełdy, sytuację całej branży, a nie jedynie jednej spółki itd.
Dziennik Gazeta Prawna
Czy nie jest kłopotliwa sytuacja, w której wojsko podąża w pewnym kierunku, a od tyłu koledzy poszturchują żołnierzy?
Tak, to kłopot. Życie nie jest jednak różowe.
Wyjaśnijmy czytelnikom, o co chodzi. Otóż Bioton sprzedał niedawno spółkę SciGen. Część pieniędzy ze sprzedaży została przeznaczona na spłatę zobowiązań, część włożono w prace nad analogami insuliny. Niektórzy akcjonariusze są jednak przeciw całej transakcji. Chcą tego dowodzić w sądzie.
To rzeczy ponad naszą – zarządu – głową. Akcjonariusze to jest jeden zespół. Nie wszyscy się lubią i, jak widać, nie wszyscy grają do jednej bramki. Mówiąc o tym przypadku, przypominam sobie usłyszane kiedyś porównanie do statku. Otóż statek może przejść z rąk do rąk w trakcie rejsu. Armatorzy teoretycznie mogą się zmienić. Ale załoga i kapitan na mostku są od tego, aby prowadzić ten statek wytyczoną trasą. Mamy określony kurs i tak płyniemy. I nawet jeśli w międzyczasie coś się dzieje z armatorami, to jest to poza naszą kontrolą. Nie mamy na to bezpośredniego przełożenia. Koncentrujemy się na utrzymaniu kierunku, kursu, który według wszelkiej wiedzy doprowadzi nas do portu docelowego.
Ale tarcia w akcjonariacie muszą mieć przełożenie na bieżącą działalność spółki.
Oczywiście, że mają. Niestety. Spory są bowiem pomiędzy akcjonariuszami, ale instrumentem działań jest zawsze spółka. Jak akcjonariusz pozywa do sądu, to przecież spółkę, a nie drugiego akcjonariusza. Od 11 czerwca 2018 r., gdy pojawił się temat uwagi jednego mniejszościowego akcjonariusza względem sprzedaży SciGenu, dużo czasu zarządu jest przeznaczane na tę sprawę, ten spór. Będzie on obciążający dla spółki finansowo, ale przede wszystkim kłopotem jest to, że zamiast myśleć nad rozwojem biznesu, musimy się koncentrować na sporze wewnątrz firmy. Odpowiadamy na pisma, tłumaczymy, analizujemy, rozmawiamy z prawnikami. Szkoda mi tego czasu. Wolałbym go poświęcić na pracę nad produktami Biotonu. Wierzę jednak, że ten spór się niebawem rozstrzygnie. I chcę wierzyć w to, że żaden akcjonariusz nie będzie chciał drastycznie uderzać w interesy spółki. Rozwija się dobrze, ma dobre perspektywy, ale ma też dużo pracy do wykonania i tu raczej oczekiwalibyśmy wsparcia ze strony inwestorów, a nie działań wybijających nas z rytmu, ponieważ nie służą one ani spółce, ani większości inwestorów.
Tak czy inaczej, spór wewnątrz Biotonu to zła informacja w kontekście poszukiwania partnera.
Mam nadzieję, że ta sytuacja nie wpłynie negatywnie na nasze plany. Na razie, na szczęście, kłopoty nas omijają Bioton. Kurs akcji jest stabilny. Na rynku kapitałowym tarcia między akcjonariuszy nie są niczym nadzwyczajnym. Dla mnie jako prezesa zarządu to sytuacja niekomfortowa, ale jestem też przekonany, że akcjonariusze, którzy wszczęli spór, nie mają racji. I potencjalny partner biznesowy samodzielnie to oceni. Jeśli dojdzie do tego samego przekonania co ja, nie sądzę, by taka kwestia mogła zablokować naszą współpracę, która ma solidne podstawy i perspektywy biznesowe. Ja w każdym razie zrobię wszystko, by Bioton utrzymać na właściwym kursie, by był wiarygodną, dobrze postrzeganą przez partnerów i akcjonariuszy nowoczesną firmą, ale przede wszystkim odpowiadającą na potrzeby pacjentów, lekarzy, rynku diabetologicznego.
Bioton ma technologię produkcji insuliny, która jest niebywale skomplikowana. Na świecie znajdziemy wiele firm, które są w stanie wyprodukować np. szklankę insuliny, ale już nie jej tony