Ideę Unii bez granic czeka trudny egzamin: w nowych krajach członkowskich budzą się spory o swobodny dostęp do gruntów rolnych. Polska na dyskusję o zasadach, na jakich uwolni dostęp do ziemi rolnej, ma nieco więcej czasu, bo wstępując do Unii, wynegocjowała rekordowy, aż 12-letni okres przejściowy. Równy dostęp do rynku musimy zapewnić innym obywatelom UE od maja 2016 r. Ale podobnie jak w pozostałych „nowych” krajach UE coraz częściej i u nas pojawiają się pytania o potencjalne skutki tego zobowiązania.
Średnie ceny gruntów rolnych w Europie / Dziennik Gazeta Prawna
Sygnałem, że znoszenie ograniczeń w zakupie ziemi rolnej w tzw. nowych krajach Unii Europejskiej nie będzie procesem łatwym, były wydarzenia w Bułgarii. W traktacie akcesyjnym kraj ten zobowiązał się, że w styczniu 2014 r. umożliwi swobodny zakup gruntów obywatelom innych państw UE. Tymczasem jesienią 2013 r., z inicjatywy nacjonalistycznej partii Ataka, bułgarski parlament zdecydował o przedłużeniu zakazu aż do 2020 r. Zwolennicy przedłużenia moratorium argumentowali, że jest to konieczne m.in. z powodu ryzyka gwałtownego wzrostu cen gruntów po otwarciu rynku. Nie zraziła ich możliwość nałożenia na kraj sankcji przez Komisję Europejską. Forsowane przez nich rozwiązanie ostatecznie nie weszło w życie, bo przedłużenie zakazu unieważnił Trybunał Konstytucyjny Republiki Bułgarskiej.

Koniec ochrony

Aż tak radykalnych nastrojów nie było w Rumunii, która także w styczniu tego roku otworzyła rynek ziemi rolnej. Rząd i parlament pracowały jednak w trybie pilnym nad nowymi zasadami obrotu gruntami. Zgodnie z nowymi przepisami prawo pierwokupu przy sprzedaży będą mieli m.in. współwłaściciele gruntu, jego dzierżawcy lub sąsiedzi. Przyjęte przez parlament przepisy analizuje właśnie Komisja Europejska.
Niezależnie od tego, na jakich zasadach cudzoziemcy ostatecznie będą kupować ziemię w Rumunii, i tak są tam już zadomowieni. Według ostatnich oficjalnych informacji rumuńskiego ministerstwa rolnictwa są bowiem właścicielami ponad 700 tys. ha ziemi rolnej, czyli 8,5 proc. ogólnego areału gruntów. Prawie połowa gruntów przypada na inwestorów z Włoch, Niemiec i... krajów arabskich. Kolejne miejsca zajmują właściciele z Węgier, Austrii i Hiszpanii, Danii, Holandii i Grecji. W tym gronie pojawiają się też podmioty należące do spółek zarejestrowanych na Malcie, Cyprze, w Monako, San Marino i Luksemburgu. Skąd tak duży udział cudzoziemców we własności? Odpowiedź przynosi Ambasada Polski w Bukareszcie, która podaje, że zakaz nabywania ziemi rolnej przez cudzoziemców związany z wejściem Rumunii do UE zawierał jeden ważny wyjątek – nie dotyczył rezydentów, czyli osób prawnych zarejestrowanych w Rumunii (w tym spółek ze 100-proc. udziałem kapitału zagranicznego) oraz osób fizycznych zamieszkałych na stałe w Rumunii.
Nie zmienia to faktu, że niedawno głośnym echem odbiły się w Rumunii informacje wydawanego w Transylwanii dziennika „Kronika”. Powołując się na rozmowę z attaché ambasady Węgier Szabo Jozsefem Andorem, gazeta podała, że węgierski rząd planuje zakupy ziemi w tym regionie w zamian za np. dożywotnią rentę. Ziemia miałaby trafiać później m.in. do młodych osób, które chcą żyć z rolnictwa, ale nie stać ich na kupno gruntów. Dyplomata miał nie ukrywać, że celem programu jest wsparcie licznej w tej części kraju mniejszości węgierskiej. Ambasador Węgier zaprzeczył później istnieniu takich planów. Jak podały węgierskie media, attaché w styczniu zakończył pracę w Rumunii.
Wiele wskazuje, że to dopiero początek problemów, jakie czekają Unię Europejską z uwalnianiem dostępu do rynku gruntów rolnych. Za kilka tygodni na cudzoziemców będą musiały otworzyć się Słowacja, Węgry, Litwa i Łotwa. Wszystkie te kraje skorzystały wcześniej z możliwości wydłużenia moratorium na zakup ziemi z 7 do 10 lat. Zapowiedź kłopotów widać na Litwie, gdzie udało się zebrać 300 tys. podpisów pod wnioskiem o referendum o przedłużeniu zakazu zakupu ziemi przez cudzoziemców. Parlament wyznaczył głosowanie na 29 czerwca. Badania opinii publicznej na początku roku wskazywały, że aż dwie trzecie Litwinów sprzeciwia się sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Z powodu wieloletniej utraty niepodległości własność ziemi jest w tym kraju tematem wyjątkowo ważnym.
– Mamy powiedzenie, że ktoś wygląda na smutnego, jakby właśnie sprzedał ziemię – mówił w lutym agencji Reuters Valdas Gaidys, szef Vilmorus, ośrodka badania opinii publicznej.
Tak jak w innych krajach, powszechne są obawy, że otwarcie rynku spowoduje duże, spekulacyjne wzrosty cen gruntów. Według serwisu EurActiv.com, gdyby referendum się powiodło i zakaz został przedłużony, Litwie może grozić odcięcie dostępu do unijnych funduszy. Do tej pory kraj ten skutecznie chronił ziemię przed inwestorami zagranicznymi. Ministerstwo rolnictwa Litwy poinformowało DGP, że obecnie cudzoziemcy kontrolują ok. 325 hektarów ziemi rolnej. To mniej niż 0,01 proc. gruntów znajdujących się w prywatnych rękach. Ziemia rolna to na Litwie w sumie 3,94 mln hektarów.
Emocje wzbudzają też plany Węgier dotyczące ochrony własnego rynku. Komisja Europejska, podobnie jak w przypadku Rumunii, sprawdza, czy przyjęte tam zmiany w prawie nie naruszają przepisów UE. Jak donosi Reuters, tamtejszy rząd uznał, że niektórzy Austriacy obeszli zakaz zakupu gruntów przez cudzoziemców, podpisując specjalne umowy z właścicielami ziemi, dające im rodzaj współwłasności. Rząd, pod wodzą premiera Viktora Orbana, przyjął prawo, które uznaje takie kontrakty za nielegalne. Według rządu austriackiego takie rozwiązanie uderzy tylko w część z 200 rolników pracujących na Węgrzech, ale równocześnie podważa podstawowe zasady, na jakich opiera się Unia Europejska.

Dwa lata więcej

Polska na dyskusję o zasadach, na jakich uwolni dostęp do ziemi rolnej, ma nieco więcej czasu, bo wstępując do Unii, wynegocjowała rekordowy, aż 12-letni okres przejściowy. Równy dostęp do rynku musimy zapewnić innym obywatelom UE od maja 2016 r. Ale podobnie jak w pozostałych „nowych” krajach UE coraz częściej i u nas pojawiają się pytania o potencjalne skutki tego zobowiązania. Rządowa Agencja Nieruchomości Rolnych deklaruje co prawda, że przed upływem moratorium zamierza ze swoich zasobów w pierwszej kolejności sprzedać maksymalnie dużo gruntów, a pozostałą ziemię związać takimi umowami, żeby dzierżawcy mogli po 2016 r. korzystać z prawa pierwszeństwa w nabyciu dzierżawionych gruntów, ale rolnicy wskazują na coraz większą barierę w dostępności gruntów z powodu rosnących cen. Średnia cena hektara ziemi sprzedawanego przez ANR w 2013 r. wyniosła 21,8 tys. zł. Była o 13 proc. wyższa niż rok wcześniej. Jeszcze droższa jest ziemia w obrocie prywatnym. Według danych GUS w ubiegłym roku hektar ziemi rolnej kosztował na tym rynku średnio 26,3 tys. zł.
– Rosnące ceny gruntów stają się dla rolników, szczególnie młodych, coraz większym problemem. W czerwcu chcemy zorganizować konferencję, w której będą uczestniczyć przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, ANR, organizacji rolniczych, związków zawodowych oraz przede wszystkim rolnicy, a podczas której postaramy się wskazać kierunki niezbędnych zmian, zarówno legislacyjnych, jak i praktycznych, które umożliwią unormowanie niezwykle złożonego problemu rynku ziemi rolnej w przyszłości i szerszy dostęp do gruntów dla polskich rolników – mówi DGP Tomasz Łukomski, przewodniczący Związku Zawodowego Centrum Narodowe Młodych Rolników. Dodaje, że przy ciągle rosnących cenach i w związku ze zbliżającym się uwolnieniem rynku ziemi zmiany powinny być wprowadzone jak najszybciej.
Jedna z propozycji związku to umożliwienie startu w przetargach ANR na zakup ziemi rolnej w uprzywilejowany sposób przez grupy producentów rolnych. Według stanu na koniec 2013 r. w zasobach Własności Rolnej Skarbu Państwa pozostawało ponad 1,63 mln ha gruntów, z czego ponad 1,18 mln ha było wydzierżawione.
Osoby związane z rynkiem inwestycji w grunty rolne nie ukrywają, że cudzoziemcy mają coraz większy apetyt na kupno gruntów w Polsce. Anna Szczęsna, dyrektor działu gruntów w Lion’s Banku, wskazuje, że wśród klientów firmy jest wielu cudzoziemców, którzy szukają działających gospodarstw i chcą kupić po 2 do 5 tys. ha. – Nie są to inwestorzy nastawieni jedynie na zyski związane z przewidywanym dalszym wzrostem wartości gruntów, ale planujący rozpoczęcie w Polsce realnej produkcji rolnej, m.in. pszenicy, rzepaku lub kukurydzy – mówi Szczęsna.
Obecnie cudzoziemcy mogą kupić ziemię rolną w Polsce tylko po uzyskaniu zezwolenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Z danych przekazanych DGP przez resort wynika, że w latach 1999–2013 obcokrajowcy nabyli u nas nieruchomości rolne i leśne o łącznej powierzchni ok. 5,2 tys. ha. Dla porównania, według danych GUS w 2012 r. łączna powierzchnia użytków rolnych wynosiła w Polsce 15,4 mln ha. W ostatnich dwóch latach wśród narodowości, które nabyły najwięcej nieruchomości rolnych i leśnych, przeważali obywatele Niemiec, Szwecji i Ukrainy, z kolei wśród osób prawnych dominowali przedsiębiorcy z Holandii, Niemiec i Luksemburga.
Wśród rolników powszechne jest jednak przekonanie, że w rękach zagranicznych inwestorów znajduje się znacznie więcej gruntów. To, że ich obawy mogą nie być bezpodstawne, zdają się potwierdzać tegoroczne informacje z Najwyższej Izby Kontroli, według której MSW nie posiada pełnych danych o skali nabywania polskich gruntów przez cudzoziemców, a dane resortu mogą być trzy-, czterokrotnie niższe od stanu rzeczywistego. Wynika to z luki w przepisach, które nie zobowiązują spółek kontrolowanych przez obcokrajowców do składania informacji o posiadanych gruntach.
Także w ocenie Anny Szczęsnej statystyki MSW nie odzwierciedlają raczej faktycznego stanu. – Wielu z nich kupuje ziemię, omijając obowiązek zdobycia pozwolenia przez zakładanie spółek w Polsce lub przez fundusze inwestycyjne. W obrębie Dolnego Śląska i przy granicy niemieckiej, czyli w miejscach z dobrym dla produkcji rolnej mikroklimatem, już funkcjonują gospodarstwa de facto znajdujące się w rękach m.in. inwestorów holenderskich i brytyjskich – dodaje.
Zaznacza jednak, że podaż gruntów atrakcyjnych z punktu widzenia dużych zagranicznych inwestorów jest mocno ograniczona. Zwykle szukają dużych działek, o powierzchni nawet kilku tysięcy hektarów, tymczasem zgodnie z danymi GUS w 2012 r. w ogólnej liczbie gospodarstw rolnych te wielkopowierzchniowe (ponad 300 ha) stanowiły niespełna 0,7 proc.

Zakazy nabywania ziemi w nowych krajach unijnych są omijane