Inwestorzy wyłożyli w ubiegłym roku ponad 1 mld zł na zakup działek inwestycyjnych. Taką wartość miały zawarte w tym czasie akty notarialne sprzedaży nieruchomości – szacuje firma doradcza Colliers International (CI).
– To imponujący wynik jak na rynek po kryzysie. Jednakże w latach 2007 – 2008 transakcje o takiej wartości były rejestrowane na pojedynczych rynkach – w Warszawie, Krakowie czy we Wrocławiu – wskazuje Daniel Puchalski z działu gruntów inwestycyjnych CI.
Choć w porównaniu z wynikami tamtych lat kwota 1 mld zł wygląda blado, to jednak w stosunku do 2010 r. widać ogromny wzrost. Według ubiegłorocznych szacunków CI, w 2010 r. inwestorzy kupili w Polsce działki inwestycyjne warte nie więcej niż 500 mln zł.
Większość kwot wydanych na działki inwestycyjne trafiła do sprzedających grunty pod zabudowę mieszkaniową. Na drugim miejscu znalazły się działki pod biurowce.
CI przewiduje, że także w tym roku będzie sporo ofert sprzedaży działek pod inwestycje mieszkaniowe. Taki może być efekt wejścia w życie w końcu kwietnia tzw. ustawy deweloperskiej.
– Nowe przepisy ograniczają deweloperom możliwość korzystania z wpłat klientów, z których teraz głównie finansują one budowę mieszkań. W rezultacie w znacznie szerszej skali będziemy obserwować wyprzedaż gruntów i proces przejmowania słabszych graczy na rynku – mówi Kazimierz Kirejczyk, prezes firmy Reas, analizującej rynek mieszkaniowy.
Jego zdaniem ten proces będzie narastał, aż w 2013 r. nastąpi szczyt. Część firm da sobie radę ze spadkiem popytu na mieszkania, a w innych będą narastały kłopoty z płynnością finansową.
W 2011 r. do sprzedaży gruntów została zmuszona część inwestorów, którzy mieli problem ze spłatą kredytów lub których projekty z powodu kryzysu nie zostały zrealizowane. Wiele z tych działek było kupowanych po wysokich cenach w latach 2006 – 2007.
DGP
Z kolei na zakup gruntów mogą sobie teraz pozwolić jedynie spółki, które mają dużo gotówki. O kredyt jest bardzo trudno.
Mariusz Kaczmarek z zarządu Rank Progress, która działa m.in. na rynku powierzchni handlowych, wskazuje, że w przypadku inwestycji np. w centra handlowe banki wymagają wkładu własnego na poziomie co najmniej 30 proc. kosztów inwestycji.
– Najczęściej oznacza to, że przynajmniej grunt musi zostać samodzielnie sfinansowany przez inwestora. Wątpliwe, by w okresie spowolnienia gospodarki europejskiej jakikolwiek bank był w stanie rozluźnić politykę kredytową. Takich oznak na razie nie widać – mówi Mariusz Kaczmarek.
Choć okazji inwestycyjnych jest coraz więcej, poszukujący gruntów podchodzą do zakupów bardzo ostrożnie.

Na kupno działek mogą sobie pozwolić tylko spółki posiadające gotówkę

– Deweloper, kupując grunt, ryzykuje olbrzymie pieniądze. Bierze na siebie ciężar inwestycji, ale dopiero po kilku latach dowie się, czy na tym zyska, czy straci – dodaje Sławomir Horbaczewski, wiceprezes Marvipolu, warszawskiego dewelopera mieszkaniowego.
Problemy z finansowaniem ograniczają też inwestycje w nowe powierzchnie komercyjne. Na największym, warszawskim rynku biurowców w 2011 r. wybudowano 120 tys. mkw. powierzchni. To 64 proc. podaży z roku 2010. Firma doradcza Cushman & Wakefield szacuje też, że podaż nowoczesnych powierzchni handlowych w najbliższych latach będzie taka sama jak w tym roku. – Możemy mówić o spowolnieniu, którego nie nazwałbym jednak dramatem. Wprowadza ono na rynek element równowagi i daje szansę na lepsze wykorzystanie istniejących obiektów – mówi Tomasz Trzósło z firmy doradczej Jones Lang LaSalle.