Renesans mieszkań z drugiej ręki – po dużej zapaści na początku dekady teraz nabierają wartości szybciej niż te nowe, prosto od deweloperów.
Sytuacja w tym roku sprzyja sprzedającym mieszkania. Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że w końcu II kwartału ceny transakcyjne na rynku wtórnym wzrosły w skali roku średnio o 4,4 proc. do 4,7 tys. zł za mkw. To dane dla 17 największych miast. Dla porównania na rynku pierwotnym opłaty poszły w górę o 2,6 proc., do 5,48 tys. zł. Z pierwszych danych za III kwartał wynika, że także w ostatnich miesiącach dobra passa trwała. Według ogólnopolskiej agencji Metrohouse nieruchomości nadal mocno drożały w pięciu z sześciu największych aglomeracji. We Wrocławiu, w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Gdyni i Łodzi 1 mkw. kosztował od 1,5 proc. do ponad 9 proc. więcej niż w 2016 r. Z obserwowanego od ubiegłego roku odbicia cen lokali z drugiej ręki tym razem wyłamał się Poznań, który zanotował 2,5-proc. spadek. Agenci wiążą ten ruch raczej ze strukturą sprzedaży, w której tym razem przeważały tańsze lokale, niż spowolnieniem na rynku.
– Mieszkania używane zyskują między innymi z powodu sytuacji w segmencie deweloperskim, gdzie zaczyna brakować lokali gotowych do odbioru w ciągu najbliższych miesięcy. Część kupujących nie chce czekać roku i dłużej na zakończenie budowy i przenosi się na rynek wtórny – mówi Marcin Jańczuk z Metrohouse.
– Brak gotowych nowych mieszkań lub bliskich ukończenia jest rzeczywiście bardzo wyraźny. Efekt jest taki, że jeszcze niedawno nad zakupem lokalu z drugiej ręki można było zastanawiać się tygodniami, a teraz dobra oferta znika z rynku nawet w ciągu jednego dnia – przyznaje Marek Kunicki, pośrednik nieruchomości ze stolicy.
Jak drożeją mieszkania / Dziennik Gazeta Prawna
Według danych firmy doradczej Reas monitorującej segment nowych mieszkań w końcu września w Warszawie, Krakowie, we Wrocławiu, w Trójmieście, Poznaniu i Łodzi w ofercie deweloperów było 50,8 tys. mieszkań, z czego zaledwie ok. 6 tys. było gotowych do odbioru. – Szczególnie mało jest ich w segmencie popularnym. W takiej sytuacji kupujący odpływają z rynku pierwotnego i zaczynają poszukiwania na wtórnym. Co ważne, w ciągu ostatnich lat ten segment bardzo się zmienił – mówi Katarzyna Kuniewicz z Reas. Przybywa m.in. lokali wybudowanych w ostatnich latach, które nie odbiegają standardem od oferty deweloperów. Dzięki temu zyskują na atrakcyjności i stają się konkurencją dla nowych mieszkań. Dodatkowo są zwykle tańsze.
Poza niedoborem gotowych lokali od deweloperów rynkowi wtórnemu sprzyja duże zapotrzebowanie ze strony inwestorów traktujących nieruchomość jako długoterminową lokatę i inwestycję. Takie zakupy w większości przypadków finansowane są bez użycia kredytu. – Na rynku jest ogromna ilość gotówki. To winduje i ceny, i popyt. We Wrocławiu ożywienie widać było już w 2016 r., kiedy liczba sprzedanych mieszkań z drugiej ręki wzrosła do 3,3 tys., z 2,8–2,9 tys. w poprzednich latach – wskazuje Marlena Joks, prezes Dolnośląskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami. Dodaje, że we Wrocławiu w tym roku prawie 70 proc. transakcji na rynku wtórnym opłacane jest gotówką.
Rozmówcy DGP wskazują, że o ile polska gospodarka będzie nadal w dobrej kondycji i nie dojdzie do mocniejszych podwyżek stóp procentowych, to mieszkania z drugiej ręki nadal powinny cieszyć się dużym zainteresowaniem. Popyt oczywiście będzie uzależniony od jakości oferty, czyli wieku, standardu i oczekiwań cenowych sprzedających, ale też sytuacji na rynku pierwotnym. Według danych Reas w końcu września w ofercie deweloperów w sześciu największych miastach aż 57 proc. mieszkań stanowiły te, których budowa zakończy się w 2018 r. To prawie 29 tys. lokali. Do tego dochodzi jeszcze 8,4 tys., których budowa zakończy się lub zakończyła w tym roku. – Jeśli sprzedaż na rynku pierwotnym utrzyma się na poziomie ok. 17–18 tys. lokali kwartalnie, to liczba nowych, gotowych i niesprzedanych lokali z dużym prawdopodobieństwem wzrośnie. Jednak nie na tyle, aby odciągnąć klientów z rynku wtórnego – ocenia Katarzyna Kuniewicz.
Agenci podają, że wśród używanych mieszkań nieustająco duży popyt jest na te z segmentu popularnego, czyli dwa pokoje z kompaktowymi rozwiązaniami, jak np. aneks kuchenny. – Jest też popyt na duże mieszkania. Te jednak cenowo muszą rywalizować już z rynkiem domów, gdzie podaż jest równie duża i właściciele kuszą ofertami, sukcesywnie obniżając ceny – mówi przedstawiciel Metrohouse.
Najszybciej ceny rosną w segmencie mieszkań najtańszych. Tak jest np. w Łodzi, gdzie jest wiele lokali do generalnego remontu. Jeszcze niedawno można było je kupić za ok. 2 tys. zł za metr. Teraz taka kwota to już wyjątkowa okazja.