Problem aptekarzy wynika z lakonicznego i restrykcyjnego zarazem art. 8 ustawy refundacyjnej (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 345 ze zm.). Zgodnie z nim urzędowe ceny zbytu, a także urzędowe marże hurtowe i detaliczne mają charakter cen i marż sztywnych. W efekcie konsekwencje wszelkich zmian w zasadach finansowania leków ponoszą właściciele aptek.
Posiadają oni bowiem towar, który w pewnym momencie – wraz ze zmianą regulacji (największe roszady zachodzą na przełomie grudnia i stycznia) – zmienia swoją wartość. Kłopot jest zarówno gdy produkt tanieje, jak i gdy drastycznie drożeje (wówczas nie ma na niego chętnych klientów). Rokrocznie apteki tracą przez to po kilka, a te większe nawet po kilkanaście tysięcy zł.
Część placówek ogranicza straty, nie zamawiając leków, których ceny się zmienią. Wykazy są bowiem znane z pewnym wyprzedzeniem. Sęk w tym, iż w takiej sytuacji apteka nie sprzedaje tych produktów. A na tym z kolei cierpią pacjenci.
Na czym w tym roku straciły najwięcej apteki? Na leku poprzeszczepowym – Valcyte. Od nowego roku opakowanie kosztuje ponad 1300 zł, podczas gdy jeszcze kilka tygodni temu, wskutek bardzo wysokiej refundacji, trzeba było płacić 3,2 zł. W placówkach znajdujących się nieopodal szpitali nadal jest spory zapas tego leku, a wiadomo już, że żaden pacjent go nie kupi.
Inny przykład, lek stosowany po chemioterapii – Neulasta. Ten z kolei staniał o ok. 150 zł. Część farmaceutów zaś nie wyobraża sobie, aby nie mieć przez kilka miesięcy w ogóle kluczowego dla wielu pacjentów leku.
O podjęcie działań legislacyjnych, które zmieniłyby sytuację, od lat walczy Naczelna Izba Aptekarska. Po zmianie opcji rządzącej podjęła kolejną próbę.
– Konieczne jest wprowadzenie mechanizmu prawnego, który zabezpieczy apteki przed negatywnymi skutkami obniżania cen leków refundowanych w wyniku zmiany wykazów refundacyjnych – pisze prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej dr Grzegorz Kucharewicz do ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła. W ocenie Kucharewicza obecnie funkcjonująca reguła jest głęboko niesprawiedliwa dla właścicieli placówek, na których z jednej strony na podstawie ustawy – Prawo farmaceutyczne (t.j. Dz.U. z 2008 r. nr 45, poz. 271 ze zm.) nałożono wiele obowiązków, a z drugiej nie przewidziano rozwiązań rekompensujących aptekom ponoszone szkody.
Prawo i Sprawiedliwość wielokrotnie w ostatnich miesiącach przekonywało, że jest za wspieraniem lokalnych polskich aptekarzy. W Sejmie znajduje się już obywatelski projekt nowelizacji ustawy refundacyjnej.
Autorzy proponują między innymi rozszerzenie art. 8. Zgodnie z jego nowym brzmieniem w przypadku zmiany cen wynikających z decyzji refundacyjnych apteka miałaby prawo zwrócić zakupione przed dniem wejścia w życie tejże zmiany leki do hurtowni, w której dokonała zakupu. Hurtownia z kolei mogłaby medykamenty zwrócić bezpośrednio do producenta. Konsekwencji roszad na listach refundacyjnych nie ponosiłyby więc ani apteki, ani hurtownicy, lecz wnioskujący o refundację swoich produktów producenci leków. Zdaniem wnioskodawców taka zmiana pozwoli przede wszystkim na poprawę sytuacji pacjentów. Obecnie bowiem problem z nabyciem niektórych produktów wynika właśnie z tego, że ich sprzedaż dla aptek jest skrajnie nieopłacalna.
Doktor Piotr Brukiewicz, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej, zwraca z kolei uwagę na to, że pozostali uczestnicy obrotu lekami korzystają cały czas z podobnych jak proponowane mechanizmów ochronnych. Producenci bowiem sami po negocjacjach z ministerstwem decydują, czy cena leku zostanie obniżona, a hurtownie farmaceutyczne jedynie pośredniczą w transakcji. Tracą więc producenci (ale wskutek własnej decyzji) lub farmaceuci. Ci jednak mogą jedynie w ogóle nie zaopatrywać aptek w produkty, by uniknąć strat. W związku z tym – w ocenie dr. Brukiewicza – nie ma racjonalnego powodu, aby ustawową ochroną nie objąć aptekarzy.
Podobnie na tę kwestię zapatrują się politycy PiS, najprawdopodobniej więc przepisy zgodne z interesem aptekarzy zostaną uchwalone. Kiedy? – Trudno powiedzieć dokładnie. Pierwszeństwo mają obietnice złożone przez panią premier Szydło Polakom, czyli przede wszystkim projekt bezpłatnych leków dla seniorów – słyszymy w Ministerstwie Zdrowia.
Na ewentualnych zmianach stracą producenci. W ostatnich miesiącach zaś i oni przekonywali urzędników, że jest na nich wywierana zbyt duża presja. Wskazywali, że wiele wniosków o obniżenie cen wynika z nieetycznych działań urzędników. Ich zdaniem Ministerstwo Zdrowia stawiało ultimatum: albo obniżka, albo lek w ogóle wypadnie z listy. A to w ocenie producentów błąd.
Irena Rej, prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska, uważa, że nadmierna presja cenowa wywierana na producentach skutkuje zmniejszaniem się asortymentu leków. A to w konsekwencji prowadzi do ograniczenia dostępu pacjenta do szerszej grupy produktów. Zdaniem organizacji wybór produktu powinien należeć do lekarza i pacjenta, nawet jeśli jest to związane z większą dopłatą.
– Politycy chętnie uderzają w producentów, bo Polacy kojarzą nas z globalnymi korporacjami. A trzeba wiedzieć, że większość firm produkujących leki to średniej wielkości polskie przedsiębiorstwa, a nie zagraniczny biznes – słyszymy od dyrektora jednej z firm.