Choć firma JMP Flowers oficjalnie powstała w latach 70. ubiegłego wieku, jej korzenie sięgają czasów II Rzeczypospolitej. Kwiaty sygnowane tą marką można znaleźć od Niemiec po Rosję

Nasz kraj już nie tylko wódką i kiełbasą stoi. Kolejnym produktem, który aspiruje do miana wizytówki Polski, stają się kwiaty.

W Stężycy, na granicy województw lubelskiego i mazowieckiego, znajduje się Gospodarstwo Ogrodnicze JMP Flowers. To największy producent kwiatów w Polsce, należący przy tym do ścisłej europejskiej czołówki. Nad Wisłą firma sprzedaje 85 proc. produkcji, która wynosi już ponad 30 mln sztuk kwiatów w skali roku.

Firma ma w planach także podbój Europy. Do zwiększenia ekspansji zachęcają ją dotychczasowe sukcesy. Kwiaty JMP Flowers można znaleźć w krajach bałtyckich, na Białorusi, w Austrii, Czechach, Niemczech, Rosji, na Słowacji, Ukrainie i Węgrzech.

– Nadal zamierzamy koncentrować się na rynkach najbliższych Polsce. Tam bowiem jesteśmy w stanie szybko dostarczyć kwiaty, a przez to i wygrać w wyścigu o klienta ze światową konkurencją. Z tego względu nie startujemy do podboju Francji czy Hiszpanii, gdzie mocną pozycję mają Holendrzy – podkreśla Jacek Ptaszek, syn właściciela, który reprezentuje kolejne już pokolenie ogrodników w rodzinie.

Z polskiego gospodarstwa pochodzą na przykład kwiaty wykorzystywane przy dekoracji wiedeńskiej rezydencji cesarskiej Hofburg z okazji dorocznego balu prezydenckiego. Na tamtejszym, ale i rosyjskim rynku orchidee dostarczane przez JMP Flowers skutecznie konkurują z rywalami z Holandii. W produkcji tych kwiatów firma nie ma sobie równych. Jest największym wytwórcą w Polsce i należy do pierwszej piątki w Europie. W przypadku anturiów i róż również jest nadwiślańskim potentatem.

– Wbrew pozorom to hermetyczny rynek. Produkcją orchidei na dużą skalę trudni się zaledwie kilkanaście gospodarstw. Do tego wszystkie firmy są rodzinne, wszyscy dobrze się znają. Stąd wiemy, jak nas cenią inni – wskazuje Jacek Ptaszek.

Choć na stronie przedsiębiorstwa jako data jego powstania widnieje rok 1977, historia firmy rozpoczęła się jeszcze przed II wojną światową. Nie od samego początku była jednak związana z kwiatami. Nie zawsze działała też pod obecnym logo. – Mój prapradziadek pracował jako główny mechanik w Podzamczu u hrabiego Zamoyskiego, gdzie znajdowała się największa szkółka ogrodnicza w imperium rosyjskim. Za wypłaconą odprawę kupił młyn, który jednak stracił po II wojnie światowej. Wówczas zdecydował się osiąść w Stężycy i poświęcić działalności ogrodniczej, wyspecjalizowanej w uprawie warzyw. Przygoda z kwiatami rozpoczyna się na początku lat 60. XX wieku, gdy w gospodarstwie powstaje pierwsza szklarnia – opisuje Jarosław Ptaszek, właściciel JMP Flowers.

Pod koniec lat 70. powstaje firma pod obecną nazwą. Do jej założenia przyczynia się właśnie Jarosław Ptaszek, który – będąc na czwartym roku studiów – zaciąga kredyt na wybudowanie 2 tys. szklarni typu polskiego oraz kotłowni na miał węglowy. Nowe szklarnie od samego początku były przeznaczone pod uprawę kwiatów, w tym goździków i frezji. – To system wymusił na naszej rodzinie założenie drugiej firmy. Tamte czasy nie sprzyjały tworzeniu wielkich gospodarstw. Zamiast rozwijać pierwsze, korzystniej było otworzyć drugie, małe – dodaje Jacek Ptaszek.

Pod koniec lat 90. gospodarstwo rusza z produkcją róż, zapada też decyzja o inwestycji w promocję marki. Znikają przy okazji ostatnie krzewy z warzywami, a firma staje się wyłącznie specjalistą od kwiatów. Tym samym rozpoczyna się nowy etap w jej działalności. Właściciele nie kryją, że do przekwalifikowania zmusiła ich sytuacja ekonomiczna. Funkcjonowanie na rynku warzyw i kwiatów wymagało utrzymywania dwóch kanałów sprzedaży. To znacząco zwiększało koszty prowadzenia biznesu.

Dlatego rodzina postanowiła postawić na ten segment, w którym ich marka była lepiej rozpoznawalna. Poza tym w ich opinii kwiaty miały przed sobą większą przyszłość niż warzywa, co po latach – jak się okazało – nie było do końca prawdą. W międzyczasie Polska wyrosła przecież na europejską potęgę, choćby pod względem produkcji pomidorów. Właściciele nigdy jednak nie żałowali podjętej decyzji. Prowadzili przecież biznes zgodny z ich wykształceniem – właśnie ogrodniczym.

Od końca lat 90. firma sukcesywnie się rozwija. Od tego czasu urosła i kilkukrotnie zwiększyła zatrudnienie. Dziś pracuje w niej 250 osób. Kilkanaście lat temu dawała pracę 30 osobom. Uprawy róż i storczyków zajmują po 6 hektarów, zaś anturiów – 3 hektary. W sumie przedsiębiorstwo dysponuje 15 hektarami szklarni. Właściciele są przekonani, że ich siła tkwi w rodzinnym charakterze biznesu. I nie chodzi tylko o rodzinę właścicieli; także pracownicy są zatrudniani z pokolenia na pokolenie. Każdy jest więc zaangażowany w rozwój przedsiębiorstwa. Także dlatego władze firmy nie szukają inwestorów zewnętrznych.

Właściciele twierdzą, że JMP Flowers nie miałaby tak mocnej pozycji na rynku, gdyby nie postawienie od samego początku na jakość oferowanego produktu. Jeszcze w czasach PRL firma rozpoczęła wdrażanie innowacyjnych rozwiązań technologicznych. Jako pierwsza w kraju zainwestowała w kurtyny energooszczędne oraz holenderski komputer klimatyczny – systemy będące dzisiaj standardem w profesjonalnym ogrodnictwie szklarniowym. W latach 2007–2012 w dwóch etapach wybudowała natomiast chlubę swojego przedsiębiorstwa – obiekt przeznaczony pod uprawę orchidei. To największe tego typu przedsięwzięcie na polskim rynku, a zarazem najnowocześniejszy obiekt w Europie.

Wskutek inwestycji w jakość firma złamała stereotyp, zgodnie z którym polskie kwiaty nie mogą być droższe od importowanych. Dziś dyktuje ceny wyższe niż konkurencja, co pozwala jej zarabiać więcej, choć sprzedaje przy tym mniej sztuk niż inni gracze. Kwiaty z JMP Flowers kosztują dwa razy tyle, co te sprzedawane w supermarketach. Firma skupia się wyłącznie na współpracy z kwiaciarniami, które poszukują produktu premium, w jakim firma się specjalizuje. – Z sieciami supermarketów współpracujemy tylko na zagranicznych rynkach – podkreśla Jacek Ptaszek. W kwiaciarni za orchideę tej marki trzeba zapłacić ok. 60 zł. Producent wyjaśnia, że połowę tej kwoty stanowi narzut sprzedawcy. Poza tym ceny kwiatów są zmieniane każdego dnia. Ich poziom jest dopasowywany nie tylko do aktualnej pogody, ale i cen na kwiatowej giełdzie w Holandii.

Zarząd deklaruje, że zyski firmy rosną, pomimo że – jak dowodzą statystyki – Polacy z roku na rok kupują coraz mniej kwiatów. Dziś jest to 10 sztuk w skali roku, podczas gdy jeszcze 20, 30 lat temu ta liczba była dwa razy większa. Tymczasem rynek kwiaciarni w Polsce z kolei powoli się odradza. Wskazują na to dane GUS, z których wynika, że liczba przedsiębiorstw działających w tej branży rośnie. W ubiegłym roku w Polsce było w niej zarejestrowanych ponad 21,5 tys. podmiotów, o ponad 100 więcej niż w 2012 r. Eksperci tłumaczą to zjawisko zmieniającym się trendem na rynku detalicznym. Konsumenci mają dość wielobranżowych marketów. Odwracają się od nich na rzecz sklepów wyspecjalizowanych w danej kategorii asortymentu.

– Nasze obroty się zwiększają. O ile w skali roku, tego nie ujawnię. Mogę tylko powiedzieć, że w samej Austrii wzrosty w sprzedaży wynoszą 100 proc. rocznie. Nie chcemy odkrywać kart przed konkurencją. Wiemy, że ta – zwłaszcza z Holandii – śledzi wszelkie doniesienia w prasie na nasz temat. Mamy świadomość, że i ten artykuł zostanie przetłumaczony na język angielski – informuje Jacek Ptaszek.

Firma nie ukrywa, że w zdobyciu pozycji czołowego gracza pomogła budowa własnej sieci hurtowni. Obecnie liczy ona 15 placówek zlokalizowanych nie tylko w Polsce, lecz także w innych państwach Europy Środkowej. Zarząd nie wyklucza przy tym budowy kolejnych. Dzięki nim bowiem kwiaty ze szklarni docierają do kwiaciarni bez pośredników, a tam są kupowane przez konsumentów. Taki model działania pozwolił znacząco skrócić drogę dostaw, a tym samym wydłużyć okres trwałości kwiatów i zwiększyć zadowolenie klienta.