Do specjalnego rejestru muszą się wpisać nie tylko komisy samochodowe, ale każdy przedsiębiorca sprowadzający na potrzeby działalności gospodarczej auto albo... rower. Jeśli tego nie zrobi, grozi mu kara do 1 mln zł.

Rejestr uruchomiono 24 stycznia br. na podstawie ustawy o odpadach z 2012 r. (t.j. Dz.U. z 2018 r., poz.21). Wpisane do niego muszą być wszystkie podmioty wprowadzające na polski rynek pojazdy (np. komisy samochodowe). Ale także przedsiębiorcy sprowadzający na własne potrzeby produkty wymienione w ustawie o obowiązkach przedsiębiorców w zakresie gospodarowania niektórymi odpadami oraz o opłacie produktowej (t.j. Dz.U. z 2016 r., poz. 1478), takie jak oleje i preparaty smarowe czy opony dmuchane powietrzem, a także akumulatory i baterie – na podstawie ustawy o bateriach i akumulatorach (Dz.U. z 2016 r., poz. 1803.

– Problem nie dotyczy więc tylko podmiotów zajmujących się importem samochodów, których jest w Polsce ok. 20 tys., ale potencjalnie setek tysięcy czy nawet miliona firm – mówi Adam Małyszko, prezes Forum Recyklingu Samochodów.
Każde przedsiębiorstwo, które na własne potrzeby sprowadzi samochód, rower, ciągnik czy przyczepę, ale też np. laptop czy tablet, musi więc złożyć wniosek, który liczy bagatela – 37 stron.
Ponieważ to dopiero pierwsza część elektronicznej Bazy danych o produktach i opakowaniach oraz o gospodarce odpadami (BDO), wnioski można na razie składać w urzędach marszałkowskich tylko w formie papierowej. Ministerstwo Środowiska stwierdza co prawda, że trwają prace nad dalszym rozwojem BDO, i w ramach przyjmowania jej kolejnych etapów będą uruchamiane nowe funkcjonalności, m.in. umożliwiające składanie wniosków o wpis do rejestru w formie elektronicznej, ale nie podaje żadnych terminów.
Skomplikowana biurokracja
Firmy już istniejące mają na to 6 miesięcy, te nowe muszą uzyskać wpis przed rozpoczęciem działalności. Część podmiotów, jak np.: posiadacze odpadów mający odpowiednie pozwolenia oraz firmy wpisane do rejestrów prowadzonych przez głównego inspektora ochrony środowiska, będzie wpisana do bazy z urzędu.
Przedsiębiorcy już zwracają uwagę na absurdalne przepisy. Jedna z rubryk wymaga podania marki baterii i akumulatora, które będą wprowadzone na rynek.
– Informację tę musimy chyba wywróżyć, bo skąd mam wiedzieć, jakie baterie będę sprowadzał w przyszłości – mówi Maciej Szymajda, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Komisów.pl.
Resort środowiska odpowiada, że w przypadku braku możliwości określenia marki baterii i akumulatorów dopuszczalne jest podanie marki pojazdu, w którym są zainstalowane.
Za złożenie wniosku mikroprzedsiębiorstwa muszą zapłacić 100 zł, a pozostałe firmy – 300 zł. Opłatę trzeba będzie powtarzać co roku. Figurowanie w rejestrze wiąże się z koniecznością podpisania umów z organizacjami przetwarzającymi odpady i uiszczania opłaty produktowej za nieosiągnięcie odpowiedniego poziomu odzysku wskazanych w przepisach produktów. Do tego dochodzą kolejne obowiązki biurokratyczne – przedsiębiorca, który sprowadził choć jeden samochód, będzie musiał złożyć nawet sześć różnych sprawozdań.
Adam Małyszko zwraca uwagę, że każdy urząd marszałkowski interpretuje przepisy inaczej. Jedne nie naliczają opłaty produktowej, inne naliczają je tylko za oleje, opony, baterie znajdujące się w samochodzie, a jeszcze inne – także za zamontowany w nich sprzęt elektroniczny.
Za co trzeba płacić?
Wysokość opłaty zależy od masy odpadów np. opon, olejów czy baterii. Tymczasem jej obliczenie często jest niemożliwe lub bardzo utrudnione, bo wymagałoby rozebrania pojazdu na części pierwsze. – Przykładowo opony w identycznym rozmiarze mogą ważyć od 6 do 12 kg, a w trakcie użytkowania dodatkowo tracą do 25 proc. masy – tłumaczy Maciej Szymajda. – W związku z tym określanie masy opon jest niemożliwe bez zdjęcia z felg i zważenia.
Artur Malec, dyrektor departamentu środowiska Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubuskiego potwierdza, że składający sprawozdanie jest zobowiązany do samodzielnego podania masy wprowadzonych produktów. – Ustawodawca nie rozszerza katalogu ze względu na procentowy stopień zużycia opony – dodaje.
Opłata za opony używane wynosi ok. 10 zł za kilogram. W przeciętnym samochodzie osobowym opony ważą ok. 40–50 kg (razem z zapasową). Przedsiębiorca go sprowadzający będzie więc musiał zapłacić ok. 400–500 zł. Przy samochodzie ciężarowym kwoty te mogą iść w tysiące.
– Już parę firm zostało rozłożonych na łopatki przez te opłaty – np. firma z okolic Białegostoku sprowadzająca ciężarówki, której naliczono 600 tys. zł. A wciąż większość firm nie wie, że w ogóle musi taką opłatę uiszczać – mówi Maciej Szymajda.
Co prawda zaleganie z opłatą produktową nie jest podstawą do odmowy wpisania do rejestru. Marszałek województwa wykreśla z rejestru firmę z urzędu, w drodze decyzji, w przypadku m.in. stwierdzenia rażących nieprawidłowości w wykonywaniu ustawowych obowiązków. Niektóre urzędy zapowiedziały już automatyczne wszczęcie postępowania kontrolnego po złożeniu wniosku.
Podwójne obciążenie
Spór o opłaty produktowe trwa od wprowadzenia ich ustawą z 2001 r. – W 2009 r. próbowano doprecyzować pojęcie produktu, jednak dalej jest ono tak nieścisłe, że nie wiadomo, co znaczy – mówi Adam Małyszko.
Definicję ustawową uściśliło nieco orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego z 26 września 2017 r. (II OSK 118/16), w którym sąd podtrzymał opłaty nałożone na przedsiębiorcę z Białegostoku. Za trzy lata musiał on zapłacić ok. 1400 zł. Sąd uznał, że opony i oleje stanowią części składowe samochodów i dlatego są objęte ustawą.
– Naszym zdaniem wyrok ten nie przesądza ostatecznie sprawy – wskazuje Adam Małyszko. – Ale zgodnie z nim każdy, kto sprowadza cokolwiek zawierającego elementy wymienione w załączniku ustawy, musiałby się rejestrować, składać sprawozdanie z wypełnionych obowiązków lub wnieść stosowne opłaty także pięć lat wstecz – dodaje.
Radca prawny Agnieszka Misiejuk zauważa, że takie rozstrzygnięcie jest sprzeczne z literalną wykładnią przepisu, gdyż mówi on jedynie o produktach wymienionych w załączniku, wśród których nie ma samochodów. Są one natomiast objęte (jeśli ich masa nie przekracza 3,5 tony) inną ustawą – o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji (Dz.U. z 2016 r., poz. 803). Nakazuje ona sprowadzającym samochody zapewnienie sieci recyklingu poprzez zawarcie odpowiednich umów ze stacjami demontażu oraz pokrycie kosztów zagospodarowania odpadów pochodzących z pojazdów, w tym opon, olei, akumulatorów i baterii.
– Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której ten sam towar podlega dwóm regulacjom i obie nakładają na przedsiębiorców określone obowiązki – wskazuje Agnieszka Misiejuk. – A chodzi przecież nie o to, by obciążać firmy, lecz by produkty zostały przetworzone, a sprowadzający pokrył koszty.
Z interpretacji Ministerstwa Środowiska wynika, że obowiązki wynikające z obydwu ustaw nie wykluczają się wzajemnie, a odpady powstające ze zużytych opon i olejów smarowych wymagają szczególnego traktowania.
Bełkotliwa definicja
Ilekroć w ustawie (o opłacie produktowej – red.) jest mowa o produktach – rozumie się przez to produkty zaliczone do rodzaju produktów wymienionych w załączniku nr 4a do ustawy, w tym te z nich, które stanowią część składową lub przynależność produktów stanowiących przedmiot importu produktów (art. 2 ust. 9c).