Dwóch trzecich internautów nie interesuje, czy oglądają filmy z legalnego źródła, czy nie. Ale reklamodawcom nie powinno być wszystko jedno.
Dlaczego ściągasz  programy z sieci / Dziennik Gazeta Prawna
Reszta użytkowników deklaruje, że pochodzenie oferty ma dla nich znaczenie. Kłopot w tym, że ich wiedza na temat uczciwości serwisów oferujących treści wideo online jest znikoma. Jak wynika z najnowszego badania MEC VideoTrack, większość albo postrzega pirackie serwisy jako legalne, albo nic na ten temat nie wie.
Dla przykładu połowa z 2,7 mln internautów odwiedzających serwis Zalukaj.tv uważa, że to uczciwa witryna. Należąca do tajemniczego włocławianina strona jest – jak twierdzi MEC – drugim po YouTube ulubionym serwisem oferującym długie treści wideo. Wyprzedza nawet należącą do Polsatu Iplę. Tylko 15 proc. jej użytkowników wie, że ma do czynienia z piractwem. Reszta daje się zwieść frazesom z regulaminu, który obwieszcza, że strona tylko linkuje do źródła, czyli kieruje tam, gdzie ktoś wrzucił kopię filmu, a właściciele serwisu nie wnikają, czy miał do tego prawo. Podobnie ma się rzecz z innymi piratami, jak zamknięte niedawno Ekino.tv i Seansik.tv.
– Ponad 18 mln polskich internautów to użytkownicy nielegalnych serwisów. Piractwo jest zjawiskiem powszechnym. Szacuje się, że w 2018 roku straty z tego tytułu mogą sięgnąć dwukrotności całego budżetu Ministerstwa Kultury – wylicza Paweł Patkowski z Orange Polska i przekonuje, że firma starannie planuje swoje kampanie w kanałach digital. Z serwisów VoD oferujących dłuższe treści wideo korzysta już 73 proc. internautów. Rynek internetowego wideo rośnie w dwucyfrowym tempie, a wydatki na segment wideo sięgają 8–10 proc. budżetów przeznaczonych na reklamę internetową. MEC szacuje, że w perspektywie dwóch lat udział reklam e-wideo przerośnie udział drukowanych gazet codziennych. Ale duży fragment tego tortu zgarniają pirackie serwisy. Ponad połowa z nich utrzymuje się właśnie z emisji reklam.
– Na reklamy na serwisach pirackich wydaje się 50 mln zł w skali roku – szacuje Włodzimierz Schmidt, prezes Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska, który w ramach akcji „Reklamuj świadomie” namawia do tego, by przerwać strumień pieniędzy płynący do właścicieli serwisów z nielegalną treścią. Część reklamodawców już dziś świadomie rezygnuje z emisji reklam w serwisach pirackich. – Zazwyczaj są to reklamodawcy globalni, dbający o wizerunek i jakość otoczenia reklamy ich produktów – komentuje Marta Zielonka z domu mediowego ZenithOptimedia Group.
Większość domów mediowych twierdzi, że wyklucza z emisji strony promujące nielegalne treści czy oprogramowanie. Ale w praktyce nie jest to takie proste. – W dobie rosnącego znaczenia zakupu w modelu automatycznym, a w szczególności zakupu w ramach aukcji prowadzonych w czasie rzeczywistym (RTB), problem wymaga nowego podejścia – uważa Dawid Wałęga z domu mediowego MediaCom Warszawa. Jednym z rozwiązań jest tworzenie list zaufanych witryn oraz czarnej listy stron WWW. – Obecnie stosujemy wykluczenia na ponad 150 tys. witryn z całego świata, które definiujemy jako niepożądane ze względu na treść lub nieuczciwe praktyki – dodaje Wałęga.
Ale serwisy pirackie są dla wielu atrakcyjnym medium. Choćby dlatego, że są tanie. – Wydawcy, którzy legalnie udostępniają treści, muszą ponosić koszty licencji, produkcji lub zakupu tych materiałów. To wpływa na cenę reklamy. Podmioty udostępniające content w nielegalny sposób nie ponoszą tych kosztów, przez co mogą oferować tańsze emisje reklam – tłumaczy Marta Zielonka. Większość tych witryn podstępem instaluje złośliwe oprogramowanie umożliwiające generowanie tzw. fraudów, czyli odsłon na konkretnym komputerze, które nie są efektem świadomych odwiedzin użytkownika.
Nie dziwi więc, że główną motywacją e-widzów korzystających z torrentów bądź stron hostingowych jest zdobycie programu bez reklam. Zamiast oglądać online, wolą ściągnąć film na dysk, by uciec od nawału wyskakujących okienek. – Reklamy w serwisach VoD mniej drażnią niż np. reklamy w telewizji, gdzie jest ich więcej, a także nie można ich pominąć. Nie ma się jednak co łudzić. Z wyjątkiem dzieci, którym zdarza się uwielbiać reklamy, konsumenci starają się ich unikać – komentuje Joanna Nowakowska z domu mediowego MEC. Zaraz jednak dodaje, że to nie oznacza zagrożenia dla reklamodawców. Internauci ściągający filmy i seriale są jednocześnie użytkownikami serwisów VoD i YouTube.