Według ekspertów Euler Hermes w związku z rosyjskim embargiem na polskie produkty z rynku może zniknąć nawet co trzecia polska firma transportowa. Im większa, tym szanse na przeżycie rosną. Mali gracze, szczególnie ci, którzy wozili towary głównie na Wschód, mają sporo powodów do zmartwień. Tak pesymistycznie nie było jeszcze nigdy.
Kiedy niedługo po wprowadzeniu Putinowskich sankcji rząd zaczął się obawiać – i słusznie – że ograniczenie rynków zbytu dla polskich owoców i warzyw finansowo uderzy w naszych rolników, premier Tusk zadeklarował, że będzie bronił ich interesów w Brukseli. Za słowami poszły czyny – minister rolnictwa wynegocjował unijne rekompensaty. Fakt, że cztery razy za małe w stosunku do potrzeb, ale jednak jakieś.
A co mamy dzisiaj? Teoretyczne zapewnienie rządu, że o transportowców również zadba, bo zdaje sobie sprawę, jak ważna to branża dla polskiej gospodarki. I jak jej zła kondycja może wpłynąć na dziesiątki innych. Ale konkretów wciąż brak. Tymczasem, jak wyliczają transportowcy, przez półtora miesiąca od chwili zaostrzenia rosyjskiej polityki stracili już około 70 mln euro. A szacowane straty na najbliższe miesiące mogą być nawet trzykrotnie większe. W tej sytuacji nie dziwi rozpacz transportowców – przecież banki i firmy leasingowe mogą w każdej chwili zażądać zwrotu sprzętu, bo i w każdej chwili przez wielkie przestoje może zabraknąć na raty za ten sprzęt. Dziwi tylko spokój rządu. Niestety nie pierwszy raz.