Raper chce promować utwory tylko w internecie. Robi tak coraz więcej artystów, choć do niedawna bez wsparcia telewizji nie mieli szans na karierę
„O tym, co było, no i o tym, co jest teraz. Dziś nie warto o tym mówić. To zamknięty temat” – rapuje Ryszard Andrzejewski, czyli Peja, w kawałku „Evergreen”. Ale choć zarzeka się, że nie warto wracać do przeszłości, nie ma zamiaru darować tego, jak potraktowano jego teledysk do tego utworu.
– To był świadomy zamysł, by promować się tylko w internecie, przede wszystkim na naszym kanale na YouTubie. Nie chciałem, by tak „Evergreen”, jak i cała płyta były promowane w stacjach radiowych ani telewizyjnych – by nie być kojarzonym z żadnym konkretnym tytułem, tylko bezpośrednio dotrzeć do fanów – tłumaczy nam Peja przyczyny wytoczenia procesu stacji telewizyjnej.
– Kiedy znajomy dał mi znać, że ten teledysk pokazuje Eska TV, i to jeszcze w jakiejś hiphopowej liście przebojów, zagotowała się we mnie krew – dodaje i zapewnia, że stacja ani oficjalnie, ani nieoficjalnie nie występowała o możliwość opublikowania jego utworu.
– Jedynym dysponentem praw do tego teledysku jest muzyk, a stacja, jak się okazuje, po prostu pobrała go z internetu i nikogo o nic nie pytając, wykorzystała w swojej ramówce. Dlatego zdecydowaliśmy się wystąpić z pozwem przeciwko Eska TV – wyjaśnia DGP mecenas Zbigniew Krüger, reprezentujący Andrzejewskiego. – Wnioskujemy o przeprosiny i odszkodowanie w wysokości 30 tys. zł – dodaje specjalizujący się w prawie nowych technologii adwokat. Stacja telewizyjna nie chciała komentować sprawy przed zakończeniem procesu .
Przed tygodniem Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał postanowienie o zabezpieczeniu powództwa. – Nie chodzi mi tylko o samo złamanie praw autorskich, lecz także o to, że zrobiła to stacja telewizyjna, z którą w żadnym razie nie chcę być identyfikowany. Nadaje ona disco polo, pop, a my tworzymy zupełnie inną muzykę – zaznacza Peja. – Dodatkowo jestem pewien, że z powodu tego, że nasz teledysk pojawił się na jej antenie, spadła jego rotacja na YouTube, a więc poniosłem konkretne finansowe straty – podkreśla. „Evergreen” – utwór wydany pod koniec ubiegłego roku, z okazji 20 lat istnienia hiphopowego składu Pei Slums Attack – i tak jednak osiągnął ponad 2,6 mln odtworzeń, a oficjalny kanał Andrzejewskiego na YouTubie Pejaslumsattack subskrybuje ok. 160 tys. internautów.
– Dziś muzycy nie są już uwiązani promocją w mediach mainstreamowych. To już nie te czasy, gdy pokazanie teledysku w telewizji czy puszczenie nagrania w stacji radiowej było niezbędne, by artysta miał szansę przebić się do szerszej publiczności – opowiada mecenas Krüger. – Wielu muzyków, szczególnie tych spoza nurtu popowego, woli pokazywać się głównie w internecie i dzięki temu mieć większą kontrolę nad swoim wizerunkiem. Niestety jak widać, nie wszyscy potrafią uszanować ich prawo do tego – tłumaczy adwokat i przekonuje, że proces wytoczony przez Peję to precedens. – Przeważały procesy odwrotne, gdy to tradycyjne media i nadawcy ścigali za łamanie prawa serwisy internetowe i internetowych twórców – mówi.
Rzeczywiście, do tej pory z zasady wytaczane były procesy o łamanie praw autorskich w sieci. Blisko siedem lat trwał głośny konflikt między Google’em, czyli właścicielem serwisu YouTube, a amerykańskim koncernem Viacom International Media Networks, do którego należą m.in. MTV i Viva. Viacom pozwał YouTube w 2007 roku, żądając gigantycznej kwoty – 1 mld dol. – za to, że na portalu można było znaleźć setki tysięcy treści należących do koncernu, rozpowszechnianych i publikowanych bez zezwolenia.
Google bronił się, że każdy użytkownik serwisu sam jest odpowiedzialny za to, co wrzuca na swój kanał. A w przypadku gdy nie ma praw do tych treści, ich właściciel może to zgłosić, na co YouTube natychmiast zareaguje blokadą łamiącego prawo użytkownika. Dopiero na początku tego roku oba giganty się dogadały i choć nie podają szczegółów ugody, to jasne jest, że firma Viacom liczy m.in. na to, iż będzie mogła teraz sama wykorzystywać YouTube do promocji.
O wiele krócej trwał spór między YouTube’em a ZAiKS-em. Polska organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi w 2009 roku zażądała, by serwis ten zaczął płacić polskim artystom za pokazywanie ich teledysków. Po dwóch latach rozmów zawarto umowę, dzięki której polskim muzykom jest łatwiej zarabiać w internecie. I tak właśnie się dzieje. Szczególnie dobrze radzą sobie na YouTubie polscy hiphopowcy. Prowadzone przez nich kanały mają setki tysięcy subskrybentów. Najpopularniejszy z ponad 894 tys. stałych widzów jest Prosto TV, czyli kanał należący do wytwórni Prosto, której głową jest warszawski raper Sokół. Po piętach depcze mu kanał UrbanRecTV (ponad 855 tys. subskrybentów) należący do działającej ledwie od dwóch lat wytwórni, której największą gwiazdą jest Donatan. Jego sławne nagranie „My Słowianie” z ponad 48 mln odtworzeń jest największym muzycznym hitem polskiego YouTube’a. Na trzecim miejscu jest również hiphopowy kanał wytwórni Step Records, która wydaje m.in. Wojtasa, Włodiego czy Zeusa.
YouTube dla muzyków stał się ważny do tego stopnia, że w listopadzie 2013 roku po raz pierwszy rozdał swoje własne nagrody muzyczne. Za teledysk roku uznano koreański utwór Girls’ Generation – „I Got a Boy”. Artystą roku, czyli zdobywcą największej liczby wyświetleń, polubień i subskrypcji, został Eminem, a fenomenem YouTube’a, czyli najczęściej przerabianym klipem, ogłoszono wideo Taylor Swift „I Knew You Were Trouble”.
Eska TV odmówiła komentarza na temat złożonego pozwu.