W dyskusji o dyrektywie o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym pojawiło się wiele mitów. Okazją do rozprawienia się przynajmniej z częścią z nich była wczorajsza debata zorganizowana przez Stowarzyszenie Kreatywna Polska. Podczas dyskusji Marek Staszewski, prawnik reprezentujący Związek Producentów Audio-Video, dementował krążące w sieci pogłoski o wprowadzanej przez dyrektywę powszechnej inwigilacji, a Jacek Wojtaś z Izby Wydawców Prasy obalał mit dotyczący „podatku od linków”, który planowane regulacje miałyby rzekomo wprowadzać.
Z kolei Krzysztof Jedlak, redaktor naczelny Dziennika Gazety Prawnej, zwrócił uwagę, że konflikt nie dotyczy wolności internetu, lecz pieniędzy. I nie toczy się między wydawcami papierowymi i internetowymi, ale między uczciwymi i nieuczciwymi firmami. Naczelny DGP podkreślił także, że dyrektywa jest mocno spóźniona, gdyż pierwsze pozwy w obronie praw autorskich dziennikarzy były składane już kilkanaście lat temu, jednak polskie przepisy nie zdały egzaminu.
– Spieramy się, czy jeśli ktoś wykonuje pożyteczną i cenną pracę, a ktoś inny z niej korzysta, to czy powinien za nią płacić – stwierdził Krzysztof Jedlak. – Nowe prawo pokrewne dla wydawców jest koniecznością – dodał.
Głos zabrał także Maciej Petruczenko, redaktor naczelny tygodnika „Passa”, podkreślając, że piractwo jest także problemem dla małych i lokalnych tytułów. Zwrócił też uwagę, że „wujek Google” nie daje niczego za darmo, a sprzeciw wobec dyrektywy wyrażony przez grupę naukowców, na który często powołują się przeciwnicy nowej regulacji, nie był zbyt ostry i wyrażał raczej pewne wątpliwości, niż wzywał do rezygnacji z projektu.
Natomiast Joanna Kos-Krauze, przewodnicząca Gildii Reżyserów Polskich, wskazała, że stosowanie przez przeciwników dyrektywy narracji, w której twórców stawia się w opozycji do odbiorców, i utożsamianie praw autorskich z blokowaniem dostępu do kultury jest haniebne. Wyraziła też nadzieję na twardsze stanowisko Ministerstwa Kultury w sprawie dyrektywy, gdyż pieniądze, które obecnie trafiają do piratów, mogłyby też odciążyć Skarb Państwa, dziś zmuszony do dotowania kultury.
Ciekawy aspekt poruszyła Maria Sadowska, producentka filmowa i muzyczna. Stwierdziła, że działania środowisk twórczych są też apelem o równe traktowanie, gdyż w społeczeństwie wciąż pokutuje przeświadczenie, że twórcy nie mogą oczekiwać uczciwej zapłaty za swoją pracę, choć nie budzi to zastrzeżeń np. w przypadku lekarzy czy producentów jedzenia. W jej opinii internauci nie zawsze są świadomi, że płacą piratom, a biznes – że kultura to branża, w którą warto inwestować, choć zyski przynosi dopiero po długim czasie. ©℗