Organizacje medialne od marca odnotowały 132 przypadki represjonowania dziennikarzy. Na celowniku znalazł się m.in. Biełsat.
TVP nie chciała pomóc finansowo własnym współpracownikom represjonowanym na Białorusi. Dopiero po tym, jak sprawą zainteresowali się nasi dziennikarze, a szefowa Biełsatu opisała ją w mediach społecznościowych, rozwiązanie udało się znaleźć. Od marca białoruscy dziennikarze są regularnie skazywani na grzywny i kary aresztu za wykonywanie działalności reporterskiej.
„Zostały już podjęte działania mające na celu pomoc prawną i finansową represjonowanym dziennikarzom. Ze względu na bezpieczeństwo zaangażowanych w działania osób Telewizja Polska nie może na razie podać dalszych szczegółów” – poinformowało nas wczoraj biuro prasowe spółki. – TVP zapowiedziała, że przekaże darowiznę na specjalne subkonto Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które pomoże bezpośrednio zainteresowanym – mówi dyrektor Biełsatu Agnieszka Romaszewska-Guzy.
Początkowo telewizja rozpatrywała inny scenariusz. Z naszych informacji wynika, że biuro prawne TVP odmówiło pomocy dziennikarzom, którzy nie są pracownikami telewizji, a jedynie współpracują z kanałem jako firmy zewnętrzne albo świadczą dla niego usługi za pośrednictwem innych podmiotów. Telewizja powoływała się na uchwałę zarządu, która mówi, że pomoc prawna i – co ważne – finansowa należy się jedynie pracownikom spółki. Wsparcie dla ludzi z zewnątrz mogłoby zostać potraktowane jako darowizna, od której trzeba byłoby zapłacić podatek.
– Z tej całej grupy osób formalnie tylko jedna czy dwie są związane na stałe z TVP, a reszta wykonuje usługi na zasadzie „firma-firma”. Z całym szacunkiem, nie jesteśmy w stanie ich wszystkich wybronić. Wiem, że to brzmi cynicznie, ale nie wyobrażam sobie, żeby TVP za każdym razem, gdy pojawią się problemy, miała brać pełną odpowiedzialność za całą grupę – słyszymy od jednego z menedżerów TVP. Tyle że współpraca z Biełsatem na takich właśnie zasadach nie wynika z fanaberii poszczególnych dziennikarzy, lecz z warunków pracy na Białorusi.
Biełsat mimo prób nigdy nie otrzymał akredytacji białoruskiego MSZ, koniecznej do pracy w tym kraju. A reporterzy, którzy sprzedają nadającej z Warszawy stacji swoje materiały, są narażeni na kary za nielegalną produkcję i rozpowszechnianie materiałów medialnych (art. 22.9 białoruskiego k.p.a.). Z danych Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ) wynika, że od marca, gdy po pacyfikacji protestów opozycji skończyła się polityczna odwilż na Białorusi, ośmioro dziennikarzy tylko z art. 22.9 skazano na grzywny o łącznej wartości 9821 rubli (20,3 tys. zł). Ale żurnaliści są karani także z innych artykułów.
– Pojawiły się przypadki karania dziennikarzy za udział w niesankcjonowanych protestach lub przeklinanie w miejscu publicznym. Władze zaczęły traktować dziennikarzy na równi z protestującymi. Tego wcześniej nie było – przekonuje wiceszef BAŻ Michaś Janczuk. Organizacja od marca odnotowała 132 przypadki represjonowania dziennikarzy. Tylko w maju Maryna Drabyszeuska spędziła kilka godzin na komendzie, bloger Zmicier Harbunou trafił na 10 dni do aresztu za niepodporządkowanie się poleceniom milicji, grzywną za pracę bez akredytacji ukarano operatora Jauhiena Mierkisa, a Łarysę Szczyrakową za to samo czeka proces.
Poza Harbunouem cała trójka współpracuje z Biełsatem. Dla freelancera Mierkisa, który w internecie transmituje na żywo protesty opozycji, była to już czwarta grzywna w tym roku. – Represje w największym stopniu dotknęły dziennikarzy wideo. Zdjęcia z protestów, dowodzące pogorszenia poziomu życia w kraju, trafiają nie tylko do Biełsatu, ale i do mediów internetowych – tłumaczy Michaś Janczuk. BAŻ finansowało grzywny i wydatki na pomoc prawną, dopóki nie skończyły mu się pieniądze. – W poprzednich latach poziom represji sukcesywnie słabł, więc nikt nie planował aż tak dużego budżetu na ten cel. Teraz musimy znaleźć inne źródła finansowania – tłumaczy nasz rozmówca.
Takim źródłem tradycyjnie była Fundacja Wolność i Demokracja. W tym roku pojawił się problem. – Wystąpiliśmy o środki na pomoc i czekamy na dotację, ale fizycznie nie mamy jeszcze pieniędzy na koncie. Mamy nadzieję, że wpłyną do połowy maja. Wśród beneficjentów projektu są nie tylko dziennikarze, ale i inni represjonowani na Białorusi – zastrzega Agnieszka Bućko z WiD.
Media znad Świsłoczy liczą na wsparcie z zagranicy. – Jeśli damy zniszczyć niezależne dziennikarstwo, jego odbudowa będzie graniczyła z cudem – mówi Michaś Janczuk. – U podstaw działalności Biełsatu leży solidarność. Nasi współpracownicy muszą być pewni, że w razie represji otrzymają nasze wsparcie – dodaje Agnieszka Romaszewska-Guzy.