Na lata 2014–2020 Polska ma do wykorzystania 82,5 mld euro z unijnej polityki spójności. To o ponad 20 proc. więcej niż w poprzedniej perspektywie. Wówczas było to około 68 mld euro. Na co w pierwszej kolejności trafią te pieniądze? Ile do dyspozycji będą miały samorządy i czy skorzystają na tym przedsiębiorcy?

W pierwszej kolejności finansowane będą dziedziny i branże, które mogą przynieść wyższy wzrost gospodarczy oraz nowe miejsca pracy. UE wesprze rozwój nowoczesnych technologii, małych i średnich firm, będzie też nadal finansować modernizację m.in. dróg, kolei, budowę obwodnic, finansować aktywizację zawodową bezrobotnych. Pieniądze trafią też na rozwój sieci żłobków, przeszkoli, domów seniora, transport publiczny w miastach.

– Chcemy, aby Polacy przekonali się, że fundusze europejskie to nie tylko piękna infrastruktura, ale także realna pomoc w codziennym życiu – mówiła pod koniec lutego premier Ewa Kopacz w czasie oficjalnej inauguracji nowego rozdania funduszy europejskich w Polsce. Jej zdaniem dzięki funduszom UE z nowego rozdania w Polsce powstanie aż pół miliona nowych miejsc pracy.

Obecne na spotkaniu unijne komisarz Corina Cretu (ds. polityki regionalnej) oraz Elżbieta Bieńkowska (ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości i MSP) podkreślały, że Polska pozostaje największym beneficjentem pomocy z polityki spójności UE.

– Polska naprawdę dobrze wykorzystała fundusze z poprzedniego budżetu, jestem więc optymistką co do wykorzystania pieniędzy także z nowej perspektywy – podkreślała Cretu.

Około 40 proc. funduszy polityki spójności będą zarządzały samorządy województw. To ponad 31 mld euro. W wykorzystaniu unijnych funduszy stawiamy coraz bardziej na decentralizację. – Polska wykonała najgłębszy w Europie ruch w kierunku samorządności, jeśli chodzi o dysponowanie pieniędzmi z UE – mówi Janusz Lewandowski, były komisarz europejski ds. programowania finansowego i budżetu Komisji Europejskiej.

Więcej współpracy

W nowej perspektywie samorządy będą miały dostęp do programów regionalnych, sześciu krajowych oraz jednego ponadregionalnego – dla Polski Wschodniej.

Przy wykorzystywaniu funduszy w kolejnych latach Unia mocniej stawia na współpracę, zarówno między władzami na poziomie centralnym i lokalnym, jak i między samorządami a biznesem, organizacjami pozarządowymi. Chodzi m.in. o koordynację rozbudowy infrastruktury zdrowotnej, sportowej.

W ramach RPO samorządy będą miały do dyspozycji nowe instrumenty terytorialne nastawione na promowaną przez UE współpracę. Pierwszy z nich to Rozwój Lokalny Kierowany przez Społeczność (RLKS) jest wzorowany jest na polityce rolnej. Umożliwi małym społecznościom powołanie lokalnej grupy działania m.in. z przedstawicielami organizacji pozarządowych. Będą mogli realizować projekty dotyczące np. wzrostu zatrudnienia, dostępu do wysokiej jakości usług zdrowotnych i socjalnych, walki z ubóstwem.

Większą skalę działania będą miały Zintegrowane Inwestycje Terytorialne (ZIT). Mają one sprzyjać rozwojowi współpracy i integracji zwłaszcza na terenie obszarów metropolitalnych.

Niestety, jak twierdzą przedsiębiorcy, w centralnie i regionalnie zarządzanych programach zostali zmarginalizowani.

– W wielu dziedzinach rząd pozostawił sobie monopol na posiadanie kompetencji. W programach na poziomie centralnym biznes praktycznie został wyłączony jako partner, projekty dotyczące np. ochrony zdrowia realizować mają resort zdrowia, NFZ, Agencja Ochrony Technologii Medycznych i Taryfikacji, Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, podczas gdy jest wiele firm i organizacji, które mają także duże kompetencje, by realizować np. zadania związane z opracowaniem modelu skoordynowanej opieki zdrowotnej czy zmian w systemie kształcenia – mówi Robert Mołdach, doradca prezydenta Pracodawców RP i partner Instytutu Zdrowia i Demokracji. Dodaje, że także na szczeblu regionalnym widać preferencje dla instytucji i podmiotów publicznych. – Na przykład w ZIT mieli współuczestniczyć lokalni przedsiębiorcy, ale nie zostali oni uznali za równoprawnego partnera – dodaje Mołdach.

Konkursy jesienią

O pieniądze z większości programów występować będzie można jesienią. Samorząd województwa mazowieckiego zamierza ogłosić je w połowie września dla projektów zabiegających o dofinansowanie z regionalnego programu operacyjnego. – Oferta będzie na pewno dla gmin i powiatów. Jeżeli chodzi o uruchomienie konkursów dla przedsiębiorców, konkursy mogą być później z powodu przepisów dotyczących udzielenia wsparcia w zakresie pomocy publicznej – zapowiadała Agnieszka Rypińska, szefowa departamentu rozwoju regionalnego i funduszy europejskich mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego. Z ok. 2,1 mld zł, jakie trafi do regionu w ramach RPO, 232 mln euro ma trafić na drogi, a na kolej 135 mln euro. Z kolei na różne projekty związane z gospodarką niskoemisyjną Mazowsze ma zarezerwowane 324 mln euro. Z tej kwoty będą finansowane m.in., instalacje OZE, termomodernizacje budynków. 278 mln euro trafi do instytucji naukowych, konsorcjów biznesu i uczelni na rozwój innowacji oraz transfer technologii. Pod kątem rozwoju biznesu, zwłaszcza konkurencyjności sektora MSP, będą rozdzielane także 230 mln euro na rozwój przedsiębiorczości. 450 mln zł trafi na walkę z bezrobociem i wykluczeniem społecznym.

Także inne województwa zapowiadają organizację pierwszych konkursów na przełomie III i IV kwartału. Nie jest tajemnicą, że czekają na nie firmy – zarówno te, które bezpośrednio będą występować o unijne fundusze, jak i te, które dostarczą usługi i towary instytucjom, które pozyskają unijne dofinansowanie.

Ile do zwrotu?

Choć zapowiadano, że w nowej perspektywie znacznie wzrośnie udział środków zwrotnych, takich jak np. kredyty, pożyczki i poręczenia, nie jest on wcale taki wysoki. Większość pieniędzy nadal będzie trafiać do beneficjentów w formie dotacji.

– Ok. 5 proc. z puli pieniędzy unijnych, które Polska otrzymała na lata 2014–2020, będą stanowiły instrumenty zwrotne – szacuje Iwona Wendel, wiceminister infrastruktury i rozwoju. Jej zdaniem ma to swoje zalety. – Te środki, które zostaną wydane na określony cel, wracają do puli. Powinny być ponownie wykorzystane na te same cele – podkreślała wiceminister podczas konferencji zorganizowanej przez PAP. To oznacza, że zostaną także po 2023 r., gdy rozliczona zostanie obecna perspektywa finansowa. Jak zapowiada rząd, pieniądze z nowej perspektywy mają nam zagwarantować skok cywilizacyjny. Czy tak się stanie – w dużej mierze zależy od jakości zgłaszanych projektów.

25 mld zł na rewitalizację

Rząd zaakceptował w marcu założenia do projektu ustawy o rewitalizacji. Dzięki niej, przy wsparciu unijnych funduszy, odmienić mają się zdegradowane rejony miast.

– Na program rewitalizacji chcemy wydać 25 mld zł w zbliżającej się perspektywie. Z tego 22 mld będzie pochodzić ze środków unijnych, a 3 mld z budżetu krajowego – zapowiada premier Ewa Kopacz.

Rewitalizacji potrzebują m.in. dzielnice poprzemysłowe, zaniedbane kamienice w centrach miast, stare osiedla mieszkaniowe, parki. Instytut Rozwoju Miast szacuje, że degradacja obejmuje nawet 20 proc. obszarów miejskich. Mieszka na nich niemal 2,4 mln obywateli naszego kraju. Chodzi nie tylko o to, by żyli w ładniejszym otoczeniu, lecz by ich życie zmieniło się na lepsze, wzrosło poczucie bezpieczeństwa, zintegrowała się lokalna społeczność. Z założenia tam, gdzie jest to potrzebne, rewitalizacji mają towarzyszyć programy walki z bezrobociem, rozwijania przedsiębiorczości i inne formy aktywizacji społecznej. Choć decyzję o tym podejmować będzie lokalny samorząd. Rząd chce m.in. uporządkować konsultacje społeczne, które w sprawie rewitalizacji już teraz prowadzą lokalne władze. Zakłada m.in. powołanie doradczego komitetu rewitalizacji, w którym przedstawicieli będą mieli samorząd, mieszkańcy i przedsiębiorcy.

– Bardzo nam zależy na zwiększeniu partycypacji społecznej. Wydaje się bardzo cenne, aby wykorzystać dorobek ostatnich lat, jakim są chociażby ruchy miejskie – podkreśla premier Kopacz.

Aby uniknąć sytuacji, gdy rewitalizowany obszar szpecą pojedyncze rudery, rząd chce rozszerzyć katalog celów publicznych, na które można wywłaszczyć nieruchomości. Tak jak przy budowie dróg, tak na obszarze specjalnych strefy rewitalizacji będzie można za odszkodowaniem przejąć budynek lub działkę, by zbudować np. mieszkania socjalne. Na nowych przepisach mają też zyskać deweloperzy. Gmina będzie np. mogła sprzedać im taniej grunt lub zwolnić z części opłat w rewitalizowanej części miasta, jeśli w zamian oddadzą część mieszkań do gminnych zasobów.

Niektóre miasta wiele już zdziałały. Na przykład Płock pierwszy program rewitalizacji przyjął na lata 2005–2013, obejmował on m.in. remont dworca, odnowienie zabytków, alejek, projekty społeczne. Miasto wydało na rewitalizację 313 mln zł, a obecnie konsultuje z mieszkańcami program na kolejne lata. Poznań, Warszawa, Lublin i inne metropolie stawiają m.in. na to, by przy okazji rewitalizacji ulic tworzyć przyjazne przestrzenie dla pieszych. Spory nacisk położono na kwestię zieleni miejskiej i małej architektury. Przy okazji w centrach miast coraz częściej budowane są ścieżki rowerowe, wydzielane buspasy.