Sprzedaż euro, dolarów czy kun kwitnie, a konkurencja na rynku kantorowym jest coraz ostrzejsza. To pomaga obniżać spread, jaki muszą płacić klienci. W ubiegłym roku tradycyjne kantory skupiły waluty za prawie 108 mld zł, o 9 proc. więcej niż rok wcześniej. Sprzedaż walut wyniosła 67,5 mld zł i była o ponad 14 proc. większa niż rok wcześniej – wynika z danych NBP.
Polacy zwykle wymieniają waluty tradycyjną metodą. Lubią mieć zagraniczne pieniądze przy sobie, żeby płacić nimi w kraju, gdzie spędzają urlop. W przeciwieństwie do transakcji przy użyciu karty to jest bezkosztowe. Minus jest taki, jak przy każdym posługiwaniu się gotówką – łatwo ją stracić (kradzież). Można też trafić na fałszywe banknoty.
Dziś klient nie jest skazany tylko na fizyczną wymianę walut w okienku. W kantorach internetowych mamy dwie opcje wymiany walut. Jedna przypomina system pre-paid. Osoba, która chce wymieniać waluty, zwłaszcza wtedy, gdy robi to systematycznie, może założyć sobie konto w takim kantorze i zasilać je co jakiś czas gotówką. Różnie ten system może się nazywać – np. w Cinkciarz.pl, czy w Rkantor.com prowadzonym przez Raiffeisen Polbank jest to portfel walutowy – ale zasada działania jest podobna. Klient przelewa pieniądze na rachunek wskazany przez e-kantor i dysponuje nimi z poziomu systemu transakcyjnego. W dowolnym momencie może wydać dyspozycję kupna waluty po określonym kursie – e-kantor pobiera wówczas środki z jego portfela.
Druga opcja to transakcja bezpośrednio z rachunku bankowego. Wtedy najpierw dokonuje się transakcji kupna (lub sprzedaży) waluty, a dopiero potem następuje przelew – czyli odwrotnie niż w portfelu walutowym. W niektórych kantorach realizacja takiej transakcji trwa dłużej niż w przypadku pierwszej opcji.
Obie opcje łączy podobny finał transakcji: e-kantor przelewa środki na konto walutowe klienta w jego banku. Na ogół kantory internetowe dopasowują się do potrzeb klienta i przelewają kupione dewizy z własnych rachunków, które mają w banku klienta. Skraca to czas transakcji, ale też ma duże znaczenie ze względu na koszty (przelew wewnętrzny zazwyczaj jest darmowy). Cała taka operacja w większości przypadków trwa krócej niż godzinę.
– Problem pojawia się, gdy chcemy przelać środki do banku niewspółpracującego z kantorem. Ceny w branży są bardzo zbliżone. Za transfer euro, przelewem typu SEPA (Single Euro Payments Area, czyli jednolity obszar płatności w euro – przyp. M.Ch.), zapłacimy przeważnie 5 zł. Za pozostałe waluty będzie to zazwyczaj 10 zł – tłumaczy Maciej Przygórzewski, główny analityk i szef działu dealerskiego w Internetowykantor.pl i Walutomat.
Przez kilka lat niezależne kantory internetowe zdominowały rynek wymiany walut online, ale wyrasta im poważny konkurent w postaci kantorów bankowych. Tego typu usługę oferują już platformy należące do Alioru, mBanku czy Raiffeisen Polbanku.
Mają one przewagę w kilku obszarach wynikającą ze specyfiki działania właściciela. Banki podkreślają bezpieczeństwo powierzonych środków ze względu na nadzór Komisji Nadzoru Finansowego i gwarancje depozytów w Bankowym Funduszu Gwarancyjnym. Mocny argument to możliwość fizycznej wypłaty zakupionych walut w kantorze w placówkach banku (choć nie we wszystkich, a kwoty wypłat walutowych są limitowane) czy w niektórych bankomatach. Jeśli klient kantoru jest jednocześnie klientem banku, to operacja wymiany może się odbyć tylko między rachunkami bankowymi klienta, bez konieczności przelewu na rachunek innego podmiotu.
Za pakiet usług dodatkowych – jak możliwość wypłaty walut w bankomacie – trzeba zazwyczaj zapłacić prowizję. Na przykład w Rkantorze wypłata euro z bankomatu kosztuje 2,5 euro (wypłata w złotych – 5 zł). Za transfer gotówki klient zapłaci 6 zł plus 1,5 proc. wartości transferu. Podobnie jak w przypadku innych e-kantorów płatne są też przelewy na rachunki w bankach niewspółpracujących z Rkantorem – np. standardowy przelew walutowy w euro będzie kosztował 1 euro, w funtach 2 funty, w dolarach 3 dolary. W kantorze Alioru płatne są przelewy powyżej tzw. licznika, który ustalany jest na podstawie wartości wcześniej dokonanych transakcji.
Inny rodzaj zdalnej wymiany walut to sprzedaż lub kupno przez platformę, gdzie drugą stroną transakcji jest inny użytkownik, a nie sam kantor. Taką usługę mają największe kantory internetowe. Jedna z najbardziej popularnych to Walutomat.
Żeby zacząć korzystać z tej platformy, klient musi wpłacić całość kwoty, którą zamierza wystawiać na giełdzie. – W ten sposób użytkownicy mają gwarancję, że do wymiany naprawdę dojdzie po określonym kursie. Za bezpieczeństwo transakcji odpowiada serwis, ale ponieważ środki są na kontach, nie może nie dojść do niewywiązania się z transakcji – tłumaczy Marek Przygórzewski.
Opłaty? Płatne są przelewy do banków niewspółpracujących z Walutomatem, podobnie jak w typowym kantorze online. – Walutomat pobiera też prowizję za wymianę walut i to z niej utrzymuje się portal. Portal jest uniwersalny, nadaje się zarówno dla studentów potrzebujących drobne euro na wyjazd, jak i dla firm wymieniających większe kwoty w związku z prowadzonym biznesem – dodaje Przygórzewski.
Swoją platformę ma również Cinkciarz.pl. By z niej skorzystać, konieczne jest założenie portfela walutowego. Klient zasila konto w nim, a następnie wystawia ofertę kupna (bądź sprzedaży) konkretnej waluty po ustalonym przez siebie kursie. Gdy na platformie pojawi się oferta przeciwstawna, transakcja zostaje zawarta automatycznie. Może być realizowana w częściach: jeśli ktoś chce kupić 1000 euro po 4,40 zł, to może to zrobić etapami, np. kupując dwa razy po 500 euro od dwóch różnych klientów w różnym czasie.

W odróżnieniu od zleceń składanych bezpośrednio do kantoru zlecenie na platformie można anulować lub zmieniać jego warunki. Teoretycznie klient nie musi mieć konta walutowego w banku, by dokonywać operacji; wystarczy mu portfel walutowy kantoru, na którym będą księgowane kupowane i sprzedawane waluty. Konto walutowe potrzebne jest dopiero wtedy, gdy klient zdecyduje się je wypłacić.