Według NBP także konsumenci stracili na ustawowej obniżce opłat od transakcji kartowych, ale niewiele. Najlepiej na zmianie stawek wyszły duże przedsiębiorstwa handlowe
Kraje o najwyższych i najniższych stawkach interchange w UE / Dziennik Gazeta Prawna
Obniżka prowizji od transakcji kartowych, jakie płacą sklepy i punkty usługowe, w ubiegłym roku zabrała bankom niemal 450 mln zł przychodów, a w tym odbierze im kolejne 840 mln zł – szacuje Narodowy Bank Polski w opublikowanej właśnie analizie skutków wejścia w życie ustawy wprowadzającej limit opłaty interchange. Jest tylko jeden problem: te pieniądze nie zostały w kieszeniach konsumentów, jak chcieli twórcy nowych przepisów, ale w zdecydowanej większości trafiły do właścicieli sklepów. W największym stopniu skorzystały największe sieci handlowe – twierdzi bank centralny. – Już gdy była tworzona ustawa, wiele osób oceniało, że takie właśnie będą efekty nowych przepisów – przypomina Adam Tochmański, dyrektor departamentu systemu płatniczego w NBP.
Wysokie opłaty za transakcje kartowe ponoszone przez akceptantów, czyli sklepy i punktu usługowe, były uważane za jedną z barier dla rozwoju płatności kartowych w naszym kraju. Obniżka opłat przyniosła tu ożywienie, ale – jak zaznacza NBP – mniejsze niż można się było spodziewać. Małe sklepy wciąż stosunkowo rzadko pozwalają klientom na płacenie kartą. – Jest kilka innych powodów takiej sytuacji, nie tylko wysokość interchange – wskazuje Tochmański. I wylicza: – Właściciele wielu sklepów nie widzą popytu na taką usługę: ich klienci nie mają kart, a jeśli mają, to nie chcą nimi płacić. Kolejny powód to koszty utrzymania terminalu do płatności kartowych. To nie jest już 100 zł miesięcznie, jak kilka lat temu, ale dla niektórych 30 zł czy 50 zł miesięcznie to wciąż dużo. Wreszcie powodem są też określone zwyczaje przyjmujących płatności, którzy wolą gotówkę od transakcji bezgotówkowych.
Obniżka interchange miała wyeliminować sytuacje, w których sklepy wyznaczały minimalną kwotę zakupów pozwalającą zapłacić kartą, np. 10 zł czy 20 zł. Tak się nie stało. – Jak wynika z naszej wewnętrznej analizy prawnej, tego typu praktyki akceptantów są niezgodne z ustawą o usługach płatniczych – zaznacza dyr. Tochmański.
Banki starają się zrekompensować utracone wpływy. – Niektóre zdecydowały się na podwyżki opłat lub ograniczenie udogodnień dla posiadaczy kart. Akceptanci nie obniżyli też cen. W sumie na ustawowym rozwiązaniu konsument nie zyskał – uważa Adam Tochmański. Jego zdaniem lepiej niż ustawa sprawdziłoby się porozumienie banków, organizacji płatniczych, firm rozliczających transakcje czy sklepów. Kilka lat temu było o krok od przyjęcia takiego rozwiązania. Przewidywało ono stopniowe obniżanie prowizji kartowych, ale też m.in. niepodnoszenie przez banki opłat oraz obniżanie cen przez akceptantów. Nie weszło w życie, bo pojawiły się obawy, że może być sprzeczne z prawem antymonopolowym. Teraz nie ma wątpliwości prawnych, ale ustawą nie dało się załatwić tylu powiązanych ze sobą kwestii, co porozumieniem.
Analiza NBP dotyczy tylko ubiegłorocznej obniżki interchange. Na początku tego roku mieliśmy zaś kolejne cięcie opłat kartowych. W efekcie o ile kilka lat temu Polska należała do najdroższych krajów w Unii, o tyle dziś prowizja interchange należy u nas do najniższych w całej Unii Europejskiej.
„Obecnie nie da się właściwie ocenić skutków obniżenia opłaty interchange do poziomu 0,2 proc. dla kart debetowych oraz 0,3 proc. dla kart kredytowych, które weszło w życie w styczniu 2015 r.” – czytamy w opracowaniu NBP. Wiadomo jednak, że do tej obniżki i tak by doszło: od grudnia zacznie obowiązywać unijne rozporządzenie, które wprowadzi w całej Wspólnocie maksymalne stawki na poziomie takim jak w Polsce.