Mimo krytyki jednoczącej część opozycji, Niemców oraz Radę Europy Aleksis Tsipras nie zamierza odwołać referendum.
Niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble odrzucił wczoraj propozycję sformułowaną przez greckiego premiera Aleksisa Tsiprasa, twierdząc, że „niczego nie wyjaśnia”. Zwierzchniczka Schäublego Angela Merkel także nie widzi szans na wznowienie negocjacji przed niedzielnym referendum w Grecji. Porozumienia z Atenami najprawdopodobniej więc nie będzie. Tym bardziej że wczorajsze rozmowy na niższym szczeblu nie zakończyły się sukcesem.
Z drugiej strony, choć we wtorek późnym wieczorem minął termin spłaty 1,5 mld euro Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, z Brukseli i Waszyngtonu płyną sygnały, że ogłoszenie Grecji bankrutem nastąpi dopiero 20 lipca, jeśli Ateny nie spłacą do tego dnia 3,8 mld euro Europejskiemu Bankowi Centralnemu. Fundusz może na razie przymknąć oko na niewywiązanie się Grecji z zobowiązań, powołując się na argument, że zobowiązania te wynikają z umowy bilateralnej i nie dotyczą wykupu obligacji.
W ten sposób Tsipras otrzymał szansę na wycofanie się z pomysłu zorganizowania referendum albo przynajmniej na powrót do negocjacji z bardziej ugodowym nastawieniem. Na razie bowiem jego warunki – i tak znacznie łagodniejsze niż jeszcze kilka dni temu – polegające na zachowaniu dotychczasowego wieku emerytalnego, poszerzeniu pomocy społecznej dla emerytów i utrzymaniu niższego VAT na greckich wyspach, zostały w Berlinie uznane za zaporowe. Ateny sugerowały nieoficjalnie, że byłyby skłonne odwołać plebiscyt w zamian za złagodzenie warunków bailoutu i przyznanie 29 mld euro, które wystarczyłyby na spłatę zobowiązań w ciągu najbliższych dwóch lat.
Wieczorem jednak Tsipras podtrzymał zamiar zorganizowania głosowania, zapewniając zarazem, że odrzucenie warunków nie będzie oznaczać wyjścia ze strefy euro, a oszczędności zgromadzone na kontach pozostaną bezpieczne. Na razie jednak wciąż obowiązuje limit 60 euro dziennie do wyjęcia z bankomatów, a do banków po najwyżej 120 euro dziennie są wpuszczani wyłącznie emeryci, którzy często nie dysponują kartami płatniczymi. Reuters cytuje Kiki Rizopulu, która, aby otrzymać przysługujące jej 120 euro, musiała wydać 20 euro na 150-kilometrową podróż do Aten.
– Największym problemem jest to, że greckie władze, które przez pięć miesięcy siedziały z nami przy stole rokowań, teraz wzywają swój naród, żeby głosował przeciwko reformom – wskazywał jednak wczoraj minister finansów Słowacji Peter Kažimír. – Jeśli Grecy je odrzucą, to – gdy banki zostaną otwarte – nie będzie w nich już euro – dodawał. To kolejny sygnał, że odrzucenie programu sygnowanego przez trojkę, czyli EBC, Komisję Europejską i MFW, będzie równoznaczne z powrotem do drachmy.
– To nie Niemcy prezentują najbardziej zdecydowaną postawę. To mniejsze kraje, które w ostatnich latach wytrzymały wiele wyrzeczeń, mówią: „Nie proście naszych obywateli o ponowną pomoc, skoro ich standard życia jest wciąż niższy niż wasz – komentował m.in. słowacką postawę minister finansów Francji Michel Sapin, uznawany za największego we Wspólnocie zwolennika łagodnego traktowania Grecji. Według Eurostatu tylko w jednym państwie strefy euro – na Łotwie – PKB na mieszkańca (PPP) jest niższy niż grecki. Jeśli jednak wziąć pod uwagę np. średni dochód netto małżeństw z dwojgiem dzieci, gorsza sytuacja panuje w sześciu z 19 państw eurozony.
Tymczasem, jak podało radio RMF FM, grecka scena polityczna podzieliła się w kwestii referendum między partie antysystemowe i tradycyjne. Do odrzucenia warunków bailoutu będą wzywać nie tylko obie partie koalicji rządowej – Koalicja Radykalnej Lewicy i Niezależni Grecy – ale i neonazistowski Złoty Świt. Aby uniknąć konieczności tworzenia jednego komitetu referendalnego ze skrajną prawicą, rząd Tsiprasa w ostatniej chwili – już po ogłoszeniu plebiscytu – zmienił ordynację, co na łamach antyrządowego dziennika „I Katimerini” skrytykował konstytucjonalista Nikos Aliwizatos. Na zbyt krótki termin między ogłoszeniem i przeprowadzeniem plebiscytu narzekał też szef Rady Europy Thorbjorn Jagland.
Według sondaży przeciwnicy propozycji mają kilkunastopunktową przewagę nad zwolennikami. Jak podaje dziennik „I Efimerida ton Sindakton”, niechętni układom z zachodnimi instytucjami finansowymi przeważają w każdej grupie zawodowej (największa dysproporcja wśród bezrobotnych – 62:23). „Jeśli Grecy zagłosują na nie, nasza pozycja w Unii będzie bezpieczna. Tylko głos na nie sprawi, że unijni liderzy zaczną nas traktować poważnie. »Tak« oznacza przedłużenie polityki szybującego długu publicznego, pauperyzacji, emigracji i innych chorób wynikających z oszczędzania” – pisał poczytny bloger polityczny Pitsirikos.
Przeciwnego zdania są socjaliści z PASOK i Nowa Demokracja, które przed kryzysem rządziły Grecją na zmianę od przywrócenia demokracji po rządach junty wojskowej w 1974 roku. PASOK i ND twierdzą przy tym, że sam plebiscyt jest niezgodny z konstytucją. Zwolennicy porozumienia, obawiający się skutków bankructwa kraju, także są widoczni na ulicach greckich miast. Od kilku dni gromadzą się oni pod siedzibą parlamentu na Platia Sindagmatos, krzycząc „Ratujmy demokrację!”, „Grecja! Europa! Demokracja!” czy „Nie chcemy stać się ostatnim państwem sowieckim”. To ostatnie hasło nawiązuje nie tylko do skrajnie lewicowego programu partii Tsiprasa, ale i bliskich relacji wiążących go z Moskwą

W eurozonie tylko Łotwa ma niższy PKB na mieszkańca niż Grecja