Kolejne instytucje wprowadzają do oferty nowe karty. Uwaga: nie są tak tanie, jak je bankowcy malują.
Liczba kart kredytowych w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Flexia to najnowsza propozycja Banku Pekao w segmencie kart kredytowych. Charakteryzuje się tym, że niemal każdy większy wydatek klient może podzielić na nieoprocentowane raty. Jedynym kosztem jest prowizja spłacana w miesięcznych częściach, podobnie jak kapitał. Na przykład zadłużając się na 1500 zł i rozkładając tę kwotę na 10 rat, klient będzie zwracał co miesiąc 150 zł kapitału oraz prowizję w wysokości 4,35 zł. Jej wysokość można znaleźć w tabelce zamieszczonej na stronie internetowej banku. Karta wydawana jest bezpłatnie, a prowizja za używanie wynosi 2,99 zł miesięcznie. Można jej uniknąć, wykonując transakcje bezgotówkowe na kwotę min. 500 zł miesięcznie.
Wcześniej z ofertą bezpłatnej karty kredytowej wszedł na rynek Citi Handlowy. Jego karta Simplicity jest o tyle darmowa, że bank nie pobiera prowizji za jej wydanie czy używanie, nawet jeżeli karta po wyrobieniu przez klienta leży u niego w szufladzie. To wyjątek, bo większość banków każe sobie płacić prowizję w sytuacji, gdy kartą nie są wykonywane transakcje.
– Obok klientów, którzy za specjalne przywileje i wysoki status są gotowi zapłacić, mamy także takich klientów, którzy poszukują produktu o prostych i przejrzystych zasadach funkcjonowania. Citi Simplicity wpisuje się w tak sprecyzowane oczekiwania – uważa Sławomir Sikora, prezes Handlowego.
Natomiast pierwszym bankiem, który wrócił do aktywnej sprzedaży kart kredytowych, był BZ WBK. Kilka miesięcy temu zaoferował kartę na start. Bank nie pobiera prowizji za jej wydanie, prowadzenie oraz wypłaty gotówki z bankomatów własnych. Z kolei Credit Agricole sprzedaje kartę z darmowym kredytem do 1000 zł.
Ale uwaga. Eksperci nie mają wątpliwości, że chociaż banki przekonują nas, iż karta może być sposobem na bezpłatny kredyt, to w rzeczywistości chcą je sprzedawać, bo zarabiają na nich lepiej niż np. na debetówkach.
– Karta kredytowa ma swoją jasną stronę, dzięki której może być źródłem taniego finansowania. Niestety, ma też stronę ciemniejszą, ukrytą w konstrukcji produktu – tłumaczy Paweł Majtkowski, główny analityk Centrum Finansów Aviva. Jak wyjaśnia, mechanizm karty kredytowej zachęca do zadłużania się dzięki okresowi bezodsetkowemu, w trakcie którego kredyt jest bezpłatny.
– Jednak bardzo duża część użytkowników karty nie jest w stanie spłacać całości zadłużenia co miesiąc, w rezultacie zaczyna płacić odsetki. Natomiast minimalne kwoty spłaty są niskie, co powoduje, że spłata zadłużenia wydłuża się właściwie w nieskończoność, co oczywiście jest na rękę bankom – uważa Paweł Majtkowski.
To nie przypadek, że atrakcyjne oferty kart kredytowych pojawiają się akurat teraz, gdy spadła opłata interchange. To prowizja, jaką właściciele sklepów odprowadzają do banków z tytułu przyjęcia płatności kartami. Jeszcze do niedawna prowizja ta wynosiła 1,6 proc. Teraz – w wyniku kilku regulacji administracyjnych – została obniżona do 0,2–0,3 proc. Dystrybucja kart debetowych przestała się więc bankom opłacać. Wolą wydawać karty kredytowe. Dzięki nim mogą zarobić nie tylko na interchange, ale przede wszystkim na odsetkach od zadłużenia.
W rezultacie działań banków pojawia się możliwość odwrócenia spadkowego trendu na rynku kart kredytowych. Ich liczba zmniejsza się od 2009 r., kiedy w portfelach mieliśmy ich prawie 11 mln. Teraz to 6 mln. Co ciekawe, zadłużenie na kartach wcale nie spadło tak mocno, bo z ok. 15 mld zł do 12,4 mld zł. Może to potwierdzać tezę, że zadłużenie na karcie kredytowej nie tak łatwo spłacić.