Jest nowa, unijna propozycja w sprawie uprawnień do emisji dwutlenku węgla, ale nie zadowoliła ona Polski. Chodzi o zmniejszenie liczby darmowych pozwoleń i tym samym podniesienie ich ceny, czyli o utworzenie tak zwanej rezerwy stabilizacyjnej.

Polska od początku była przeciwna tym pomysłom. Argumentowała, że obciążą one przemysł dodatkowymi kosztami. Warszawie nie udało się jednak zablokować utworzenia rezerwy i teraz walczy o to, by weszła ona w życie jak najpóźniej. Komisja Europejska zaproponowała, by nastąpiło to w 2021 roku, część europosłów chce, by rezerwa powstała 3 lata wcześniej. Teraz Łotwa, kierująca pracami Unii, zaproponowała 2019 rok. Minister środowiska Maciej Grabowski odrzucił w Brukseli tę propozycję. Dla Polski oznacza ona bowiem jedynie kosmetyczne zmiany.

Według doniesień unijnych dyplomatów, pomysł nie spodobał się też siedmiu krajom, które wraz z Polską zaprotestowały przeciwko szybkiemu zmniejszeniu darmowych uprawnień do emisji CO2. To Bułgaria, Chorwacja, Cypr, Czechy, Litwa, Rumunia i Węgry. Ministrowie środowiska tych państw potwierdzili, że spójność koalicji jest niezagrożona.

Po drugiej stronie są Niemcy, Wielka Brytanii, Szwecja, Dania i Holandia, które chcą, by rezerwa weszła w życie z przyspieszeniem. Ostateczny kształt przepisów będzie zależał od wyniku negocjacji przedstawicieli państw członkowskich z Parlamentem Europejskim.